Rywalka Kowalczyk: Gdyby punktowano inaczej, wygrałabym ?
Justyna Kowalczyk: "Królowa zimy", "królowa śniegu" czy "królowa nart" - to bardzo sympatyczne określenia. Ale jak w maju pojadę do Sierra Nevada i będę miała przed sobą 40-kilometrowy podbieg, to zostanę sprowadzona na ziemię. Tam już królowej nie będzie. Będzie tylko ciężka robota.
- Jeszcze czeka mnie start w mistrzostwach Polski i potraktuję je poważnie. Lepszego sezonu bym sobie nie wymarzyła. Biegałam najrówniej w sezonie, nigdy się nie poddałam, najlepiej wytrzymałam. Upadków nie było za dużo. Parę razy wygrałam, spieprzyłam dwa biegi. I tyle. Od początku stycznia nie było na mnie mocnych. Tylko Petra dotrzymywała mi kroku w PŚ, bo wygrywała sprinty.
Zdobyłam najwięcej punktów, zdeklasowałam rywalki na dystansach, na których wydawało się, że nie będzie mocnych na Finki. Nie byłoby tego wszystkiego bez trenera Wierietielnego, pana Józka Pawlikowskiego i PZN-u. No i oczywiście serwismenów: Ulfa Olssona, Rafała Węgrzyna, Mateusza Nuciaka. Pomogli mi bardzo, wykonują ciężką robotę, dzięki której mogę później szybko jechać na nartach.
- Patrząc z boku, jako osoba, która świetnie się zna na biegach, mogłam powiedzieć, że mam wielkie szanse. Ale to tylko sport, wszystko mogło się zdarzyć. Dałam radę, ale Falun i tak nie polubię. W niedzielę strasznie się umęczyłam. Od początku ciężko się jechało. Nie wiem, czemu. Może to obciążenie psychiczne? Może zmęczenie? Teraz to nieważne.
- Kryształowe Kule to wisienki na torcie z medalami MŚ. Mogłabym w Pucharze Świata być i czterdziesta, jeślibym miała medale z Liberca.
- Bez dwóch zdań Liberec. I pięć Kryształowych Kul nie dorówna złotym medalom MŚ. Nie ma o czym mówić.
- Zwycięstwo w Otepeaeae z ogromną przewagą nad resztą. To było miażdżące dla rywalek.
- Początek sezonu. Byłam bardzo niecierpliwa. Trener tłumaczył, że sukces przyjdzie, przyjdzie na pewno. W wakacje byłam bardzo mocna. Miałam sprawdzian kontrolny z Finkami na 10 km klasykiem. Wygrałam z Kuitunen 30 sekund, z Saarinen 45 sekund. Na ich koronnym dystansie! Byłam mocna i nie mogłam się doczekać wyników zimą.
- Clever girl jestem, co [Justyna śmieje się w głos]? Trzeba być sprytną dziewczyną, żeby tak wygrać. Co tam nosić tę koszulkę tylko po to, żeby nosić. Lepiej założyć w odpowiednim momencie. To chyba jedyny taki przypadek w historii sportów zimowych. Pierwszą w życiu koszulkę liderki PŚ zobaczyłam na podium po ostatnich zawodach. Razem z wielką Kryształową Kulą.
- Nie. Było wiadome, że będzie jej ciężko. Nie miała szans być tutaj druga. Chodziło tylko o to, czy ja dam radę utrzymać prawie minutę przewagi. Udało się, ale przewaga szybko topniała. Zabawa polegała na tym, abym wygrała lub była druga. Cóż, Petra zapowiedziała, że od poniedziałku idzie trenować dystanse, ja odparłam, że przygotowuję się pod kątem sprintów... A koniec i tak będzie taki, że ja pozostanę dobra na dystansach, ona w sprintach.
- Tak. Słyszałam, że dziewczyny mnie doganiają. Czułam, że ze mną jest nie najlepiej. Na szybkich zjazdach nogi bolały nieziemsko. Nie sądziłam, że mnie dogonią, ale co chwila musiałam mieć informację, jaką mam przewagę. Nie przypuszczałam też, że tak się zmęczę. Dziesiątka [10 km] to niby nic wielkiego, ale ta kosztowała mnie strasznie dużo. Dziś byłam najbardziej zmęczona w sezonie.
- ...Bardzo dobrze, że jest ten Puchar Świata, bo kto wie, ile czekałabym na kolejną okazję. Za rok są igrzyska i nikt nie będzie myślał o PŚ. Będziemy walczyć i jeździć wszędzie, ale liczyć się będzie wyłącznie Vancouver. Kolejny sezon to MŚ w Norwegii i kto wie, czy w sezonie 2010/11 nie zrobię sobie roku przerwy. Żeby odpocząć, "podreperować" życie prywatne... Tak więc dobrze, że wygrałam ten Puchar teraz.
- Jak jesteś mocny, to jesteś silny psychicznie. Tak jest w sporcie. Kiedy wiesz, że zrobiłeś wszystko, by być mocnym, że pracowałeś uczciwie, to efekty przyjdą. Nie wolno tylko popadać w skrajność i mówić, że jest się najlepszym, a reszta nie umie biegać na nartach. Trzeba mieć szacunek do wszystkich, nawet najsłabszych. Ja też kiedyś byłam słaba i wiem, jak mnie traktowały. Niektórym może być teraz głupio.
- Dzięki Turynowi wygrałam mistrzostwa świata w Libercu. W 2006 roku zbudowałam wokół siebie skorupę i nauczyłam radzić z presją.
- Już niedługo go zobaczymy. Nie napiszę innej historii niż inne zawodniczki. Bjoergen, Skari, Paruzzi, Kuitunen - one deklasowały innych przez dwa-trzy lata i potem schodziły na normalny poziom. Raz było dobrze, raz źle. Na słabość też kiedyś będę musiała sobie pozwolić. Inaczej skończy się źle.
- Na pewno nie tak, jak w Libercu.
- Długo i hucznie. Wyjedziemy stąd, dopiero jak wrócę z imprezy. Trener zapakuje mnie do samochodu i wracamy do Polski. Świętą nie jestem, pobawić się lubię. Ale wiem, kiedy jest na to czas.
- Siły będę miała. Po to trenuję, by mieć ich dużo. Za dwie godziny znowu mogłabym polecieć na 10 km, więc i zatańczyć dam radę. Trzeba umieć rozładować stres.
- Znowu szybko biegać. To, że w tym biegałam szybko, nie znaczy, że w Vancouver nagle wyrosną góry. To nie są trasy dla mnie.
- Poradzę sobie. Na pewno w listopadzie w Kuusamo będę siódma czy ósma i wszyscy będziecie pytać, dlaczego nie pierwsza. Ale trener mi wytłumaczy, żebym się wami nie przejmowała.
120 - tyle dni trwał sezon (od 22 listopada do 22 marca)
29 - w tylu biegach startowała Justyna Kowalczyk
12 - tyle razy była na podium
5 - tyle biegów wygrała
Wierietielny: Następny sezon będzie trudniejszy - czytaj tutaj ?