Marcisz zaczynała, Kowalczyk kończyła. Marcisz traciła, Kowalczyk odrabiała, ile mogła - tak wyglądały biegi Polek (każda z nich miała do pokonania trzy zmiany) i w eliminacjach, i w finale. Z półfinałów nasz duet awansował do decydującej rozgrywki z 10. czasem. W finale polska para była lepsza tylko od Włoszek.
- Przykro mi, że się potknęłam na ostatnim zjeździe, bo miałybyśmy ósme miejsce - powiedziała Kowalczyk tuż po biegu przed kamerą TVP. Na finiszu podopieczną Aleksandra Wierietielnego o 0,51 s wyprzedziła Słowenka Anamarija Lampić. Na stwierdzenie reportera TVP, że ósme miejsce zapewniłoby Marcisz stypendium na kolejny rok, Kowalczyk odpowiedziała: "Przykro mi, przepraszam". I obiecała, że postara się pomóc koleżankom zająć miejsce dające stypendium (czyli w "ósemce") w tradycyjnej sztafecie.
Oczywiście Kowalczyk przepraszać nie ma za co. To ona była zdecydowanie mocniejszą częścią polskiego duetu. Swoje zrobiła. - Miało troszkę nerwów ze mnie zejść i mam nadzieję, że zeszło. Dobrze czułam się nartach - mówiła, przypominając, że ten start był formą treningu przed wtorkiem. Wtedy odbędzie się bieg na 10 km stylem klasycznym. Kowalczyk chce zdobyć medal.
- Technikę dopiero będę oglądać, teraz nie jestem w stanie powiedzieć, jak było. Warunki były super, ale idzie ocieplenie, na wtorek jest zapowiadane coś między deszczem a śniegiem, wszyscy mamy stresa. Z tego testu jestem zadowolona - podsumowała Kowalczyk.
Piękniejsza strona mistrzostw świata w Lahti! To one mogą zawładnąć sercami kibiców [ZDJĘCIA]