MŚ w Falun. Wąsowicz: Kruczek zapewnia dobry kierunek

- Zapewnia nam dobry kierunek, a ludzie szybko zapominają o sukcesach, które osiągnął - mówi Andrzej Wąsowicz o Łukaszu Kruczku. Wiceprezes Polskiego Związku Narciarskiego mówi w rozmowie ze Sport.pl, że po sezonie zarząd nie będzie uchylał się od podejmowania decyzji personalnych, które jednak skoków będą dotyczyć najmniej. Nowe plany PZN ma wobec Aleksandra Wierietielnego.

Łukasz Jachimiak: Jak bardzo brązowy medal drużyny skoczków osłodził wam mistrzostwa w Falun?

Andrzej Wąsowicz: Bardzo brakowało nam Kamila w jego najwyższej formie, przez większość mistrzostw żaden z naszych skoczków nie potrafił skakać równo, stabilnie, dlatego w nas wszystkich nie było optymizmu. Skoki długo były dobre, ale to było za mało na medale. Ten brąz na pewno trochę uspokoi atmosferę wokół polskich skoków. A dla zawodników ważny - jak powiedział Stoch - też dlatego, że daje im stabilność finansową.

Przed "drużynówką" Wojciech Fortuna mówił mi, że różni ludzie proszą, by jako człowiek z nazwiskiem wywierał na związek presję w sprawie zmian w sztabie trenerskim kadry. Planujecie coś zmieniać?

- Jestem zwolennikiem doczekania do końca sezonu i ocenienia go w gronie zarządu przy trenerze, ale nie ukrywam, że byłem, jestem i będę zwolennikiem Łukasza Kruczka, co mówiłem panu już przed "drużynówką". Znam go bardzo długo, wiem, że nad sobą pracuje, że się rozwija. On zapewnia nam dobry kierunek, a ludzie szybko zapominają o sukcesach, które osiągnął ten w sumie jeszcze młody człowiek. Dwa złote medale igrzysk olimpijskich i Puchar Świata w poprzednim sezonie, a we wcześniejszym złoto i brąz mistrzostw świata, to naprawdę duże rzeczy. Dziwię się trochę Wojtkowi Fortunie, że tak ulega emocjom. Mogę panu powiedzieć, kto szczególnie tak go nakręca, kto nawołuje do zmian. Znam tych ludzi. Sami nic nie osiągnęli, a oceniając innych, od razu chcą rewolucji.

Na pewno niektórzy za szybko żądają krwi, ale czy wzmocnienie sztabu jednak nie wyszłoby drużynie na dobre? Ten sezon jest przecież zdecydowanie gorszy od dwóch poprzednich.

- To prawda, jest zdecydowanie słabszy, ale czy tak słaby, żeby burzyć stabilność? Nie bardzo widzę potrzebę jakichkolwiek zmian. Zostały nam jeszcze trzy tygodnie Pucharu Świata, jak w tych ostatnich zawodach będą dobre wyniki, to wszystko się uspokoi. Na finisz do Planicy nawet się wybieram, mam nadzieję na bardzo fajne emocje z udziałem naszych zawodników.

Jak to jest ze współpracą między naszymi trenerami? Kruczek z niej korzysta i dostaje wsparcie?

- W trudnych chwilach dzwoni do swojego nauczyciela, czyli do Hannu Lepistoe, i korzysta z jego podpowiedzi. Nie jest zostawiony sam sobie.

Związek załatwił takie konsultacje? To regularna współpraca?

- Nie, Łukasz po prostu mówił mi, że czasem dzwoni do Hannu i rozmawiają. Wielkich debat nie trzeba, czasem wystarczy jedno zdanie. Poza tym Piotrek Fijas nie został definitywnie odsunięty, jeździ na zawody z juniorami, a nie z pierwszą kadrą, ale kiedy ona trenuje w Szczyrku czy w Wiśle, to jest jedną z pierwszych osób, które pojawiają się na skoczni. To warsztatowiec równie cenny jak Jan Szturc. Żaden z tych panów nigdy nie odmówił współpracy z Łukaszem, a Kruczek nie obawia się do nich zwracać. Adam Małysz też zawsze służy radą. Naprawdę wszyscy, którzy mogą pomóc, robią to. Szkoda, że ktoś, kto mieszka w Zakopanem i nie widzi, jak jest, puszcza taką niepotrzebną bańkę, która rośnie i pęka.

Wszyscy od listopada puszczają bańki? Nikt nie szuka rozwiązań, po prostu chcąc pomóc?

- Mam świadomość, że choćby media są z nami, że rozsądnie wszystko oceniacie, że wam też zależy, żeby było dobrze. Zgadzam się, że wszystko trzeba analizować, że warto cofać się do listopada i zastanawiać, dlaczego znów źle weszliśmy w sezon i dlaczego tym razem nie udało się szybko poprawić. Tego nie wiemy. Liczyliśmy, że wszystko szybko wróci do normy, bo nic nie wskazywało na to, że sezon będzie tak trudny, że spadnie na nas tyle problemów. Obserwując przygotowania na bieżąco, widząc skoki, rozmawiając z zawodnikami i trenerami nie spodziewałem się, że dopiero w końcówce będziemy łagodzić ocenę całej zimy. W tych ostatnich startach trzeba będzie pokazać, że był i sprawdził się pomysł na wyjście z kryzysu. Że mieliśmy tylko jakiś błąd w drodze do sezonu, a nie że całkiem brakowało nam koncepcji. Od takich analiz mamy Wydział Szkolenia, a do nas, do zarządu, należy podjęcie decyzji personalnych i od tego nie będziemy się uchylać. Mam jednak poczucie, że skoków zmiany będą dotyczyły najmniej. Pilniejsze sprawy mamy do załatwienia w innych dyscyplinach.

W biegach?

- Przede wszystkim w kombinacji norweskiej. Nas nie stać na wycieczki do drogiej Szwecji. Tu trzeba wszystko zmienić, bo poziom prezentowany przez zawodników jest żenujący, za co bezpośrednio winię sztab szkoleniowy.

Przeciwko swojemu trenerowi w Falun wystąpili jednak nie kombinatorzy, tylko biegacze, a zaufania do Janusza Krężeloka ewidentnie nie mają też biegaczki. Justyna Kowalczyk i Sylwia Jaśkowiec pracują pod okiem Aleksandra Wierietielnego, Ewelina Marcisz na stałe jest w kadrze młodzieżowej u Wiesława Cempy, a Kornelia Kubińska u niego robiła bezpośrednie przygotowanie startowe. Tak dłużej chyba być nie może?

- Zdecydowanie trzeba zmian. Będziemy chcieli to zrobić, wykorzystując potencjał, który mamy. Eksperyment z Ivanem Hudaczem nam się udał, ale tacy trenerzy są bardzo drodzy. Na pewno dojdzie do rozmów z panią Justyną, trzeba wysłuchać jej uwag, ale też musimy wykazać własną inwencję. Z biegów jesteśmy zadowoleni, nie możemy zmarnować postępu, jaki zrobiły kobiety. Liczę, że w połowie marca na mistrzostwach Polski na Kubalonce będzie okazja do rozmów, bo wygląda na to, że wszystkie dziewczyny chętnie wezmą udział w zawodach.

Planujecie zapytać trenera Wierietielnego, czy weźmie pod swoje skrzydła również Marcisz i Kubińską?

- Czyta pan w moich myślach. Mam trochę więcej wiedzy od pana o jego uposażeniu i obowiązkach, i powiem w ten sposób: nie może tak być, że siedem osób pracuje na dwie dziewczyny, a pozostałe są jak sierotki. Wierietielny jest dobrym trenerem, ale musi się zgodzić na objęcie szerszej kadry. A męska sprawa to osobny temat. Powiem szczerze, że mam uwagi nie tylko do trenera, lecz również do zawodników. Można narzekać, ale od siebie też trzeba coś dać.

Mówi pan, że Wierietielny musi, a więc rozmawiać z nim zamierzacie z pozycji siły? Nie zaproponujecie trenerowi podwyżki, chcąc dodać mu obowiązków?

- Nie, nie, oczywiście, że chodzi o nowy kontrakt, bo to jest więcej pracy i to jest całkowita zmiana organizacji tej pracy. Tylko proszę zauważyć, że musimy być stanowczy. Trenera nie ma w mediach od roku albo i dłużej, w związku też się nie pokazuje, tego człowieka zupełnie nie widać. Jedynie prezes Apoloniusz Tajner czasem rozmawia z nim telefonicznie, coś tam uda im się w ten sposób poustalać. Ale to nie jest metoda na rozwiązywanie problemów. Rozmowy trzeba poprzedzić dogłębną analizą po zakończeniu sezonu. Pewne założenia wynikowe były, trzeba będzie wszystkich trenerów wysłuchać. Taki Janusz Krężelok według mnie jest dobrze przygotowany. Może tylko zbyt szybko wypłynął na głęboką wodę. Rozwiązań problemów na pewno będziemy szukać.

Zobacz wideo

Wielka radość polskich skoczków po zdobyciu brązowego medalu [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.