Marit Bjoergen o dopingu. Szczerze jak nigdy wcześniej

- Astmę podejrzewałam u siebie już jako nastolatka, ale dopiero w 2009 r. stan pogorszył się na tyle, że dostałam pozwolenie na lek - mówi nam Marit Bjoergen. Wcześniej w dużym wywiadzie dla norweskiej agencji antydopingowej przyznała, że bez leku pewnie nie byłaby najlepsza na świecie.

- Astmy wysiłkowej nabawiłam się przez sport, to jest ryzyko zawodowe. Przy dużym wysiłku, często w niskich temperaturach. Nie chorowałam jako dziecko. Pierwsze problemy pojawiły się, gdy byłam nastolatką. Gdy miałam 20 lat, wiedziałam, że coś jest nie tak. Robiłam badania, ale wtedy jeszcze obywałam się bez leków. Ale w sezonie mistrzostw świata w Libercu, w 2009, było już w pewnym momencie bardzo źle, nie dało się tak dalej. Wtedy dostałam pozwolenie na lek. To nie jest doping. To przywrócenie tego, co straciłam przez astmę - tłumaczyła Bjoergen w odpowiedzi na pytania zadane wspólnie przez Sport.pl i dziennik "Aftenposten" podczas zgrupowania norweskiej kadry w Val Senales.

Dziewięć wdechów dziennie

Dyskusje o astmie, o leku Symbicort na który Bjoergen ma od 2009 roku specjalne pozwolenie i o tym czy taki lek, udrażniający drogi oddechowe, daje przewagę czy tylko wyrównuje szanse astmatyków, były głównym tematem polsko-norwerskich sporów w biegach od igrzysk w Vancouver w 2010. Wtedy Justyna Kowalczyk zarzuciła Norweżce, że do igrzysk wolała się przygotowywać w aptece, a nie tylko na trasach biegowych. Ale kontrowersje przycichły w ostatnich latach. Polka nie wracała do tego tematu od mistrzostw świata w Oslo w 2011, a od 2012 roku Symbicort już nie jest lekiem zakazanym przez WADA. Może go stosować każdy, bez specjalnych pozwoleń, o ile nie przekroczy dobowej dawki 54 mikrogramów formoterolu (to jedna z substancji która wchodzi w skład leku). W praktyce oznacza to, zależnie od modelu inhalatora, do czterech albo dziewięciu wdechów dziennie. Pozwolenie jest potrzebne dopiero powyżej tej dawki formoterolu. Drugi zakazany wcześniej składnik Symbicortu, steryd budezonid, stał się dozwolony w formie wziewnej - w każdej innej nadal jest zabroniony - bo badania nie dowiodły, że tak mała dawka może działać dopingująco.

Bjoergen: - Bolała mnie niewiedza Justyny. Kowalczyk: - To nie brak wiedzy, to wątpliwości

W Val Senales temat astmy wrócił w środę za sprawą wywiadu, którego Bjoergen udzieliła magazynowi "Ren Idrett" ("Czysty sport"), wydawanemu przez norweską agencję antydopingową. Tam szczerze jak jeszcze nigdy - choć od tematu wcześniej też nie uciekała - opowiada o astmie, ale też o oskarżeniach o zwyczajny doping. Bo Symbicort może być kontrowersyjny etycznie - niektórym sportowcom astmatykom jest potrzebny do sportu, w normalnym życiu obywają się bez niego, poza tym: co z całą grupą tych, którzy astmę mają, ale w testach są tuż poniżej wyniku dającego prawo do leku? - ale zakazanym dopingiem w jej przypadku nie był. Wszystko było w zgodzie z przepisami.

- Bez tego lekarstwa nie byłabym najlepsza na świecie, ale cała praca nadal i tak jest na moich barkach - mówi Bjoergen w wywiadzie dla "Ren Idrett". Wywiad był robiony w lipcu, opublikowany blisko dwa miesiące temu, ale to niszowe pismo i tekst nagłośnił dopiero w wywiadzie w Val Senales dziennikarz telewizji TV2, transmitującej biegi w Norwegii.

Marit wspomina w "Ren Idrett" m.in. zarzuty Justyny z Vancouver i przyznaje, że to był bolesny czas, bo spodziewała się, że Polka lepiej zna temat: że powinna wiedzieć o testach medycznych wymaganych przy pozwoleniu na lek, specjalnym zezwoleniu Międzynarodowej Federacji Narciarskiej i o eksperymentach pokazujących, że takie lekarstwo nie poprawia wyników zdrowym. Działa tylko u chorych. - Niewiedza Justyny była dla mnie straszna - mówi Bjoergen w wywiadzie. Ale w rozmowie ze Sport.pl dodała, że to sprawy z przeszłości.- Teraz jest dużo lepiej i niech tak zostanie - mówi.

- To nie była niewiedza, znałam procedury bardzo dobrze, co moich wątpliwości nie zmniejszało - mówi Sport.pl Justyna Kowalczyk. - Ale nie chciałabym się już do tego odnosić. Nie dlatego, że zmieniłam zdanie albo że przestał mnie dziwić tak bardzo wysoki odsetek astmatyków wśród norweskich sportowców. Nie, zdania nie zmienię. Cieszę się, że wtedy zaczęłam dyskusję. Bo to nie są sprawy jednoznaczne. Ale teraz co nie powiem, będzie źle odebrane. Podziwiam Marit za pracę i wyniki, uważam ją za sympatyczną dziewczynę, a z pewnymi sprawami się nie zgadzam i po prostu biegnijmy dalej. To mój ostatni komentarz na ten temat.

Muskulatura? Z takimi predyspozycjami się urodziłam

Bjoergen odnosi się też we wspomnianym wywiadzie do cięższych zarzutów: o zwyczajny doping, o to że takich mięśni nie rozwinęłaby bez wspomagania. Do insynuacji fińskiego trenera z dopingową przeszłością Kari Pekki Kiro dotyczących muskulatury, do dziennikarskich śledztw szwedzkiej telewizji, która w swoich filmach dokumentalnych pokazywała, że wiele dawnych gwiazd norweskich biegów mogło stosować doping krwi. Do spekulacji, że - jak pyta dziennikarz "Ren Idrett" - "Marit jest fizyczną niemożliwością". - Niektórzy mówią, że musiałam się szprycować od lat, jeszcze gdy byłam nastolatką, bo mam takie mięśnie. Nie jest miło to czytać, bo jestem dowodem, że jednak można mieć taką sylwetkę. Z takimi się urodziłam predyspozycjami, spójrzcie na moją siostrę i brata i zobaczycie, że jesteśmy pod tym względem podobni, tylko u mnie doszły jeszcze treningi. Od małego ciężko pracowałam w gospodarstwie rodziców. Mam wyższy próg bólu. Wobec oskarżeń o doping jestem bezbronna, bo ludzie wyciągają wnioski na podstawie nagłówków w gazetach i tego co zobaczą w telewizji. Nie wiedzą jak pracuję, dlatego mój głos i tak nie będzie słyszany. Więc ignoruję to wszystko - tłumaczy. Wspomina, że zawsze miała mocną budowę i w dzieciństwie rywalizowała z chłopakami, bo dziewczyny nie były jej w stanie pokonać przez pierwsze kilka lat startów w Norwegii. Przegrała bieg dopiero gdy pojechała na zagraniczne zawody, do Szwecji.

Trener Norweżek: to sprawa między zawodniczką a lekarzem

Pozwolenie na leki przeciwastmatyczne ma wielu sportowców. Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) podawała swego czasu że zdarza się iż takie specjalne zezwolenia terapeutyczne na astmę i inne schorzenia ma nawet 50 procent rywalizujących w biegach. A z danych WADA wynika że np. w 2012 z różnych zezwoleń korzystało aż 21 tysięcy sportowców objętych antydopingowym systemem rejestracji, tzw. ADAMS. Norwegowie są jeśli chodzi o astmę w awangardzie, choć trener Norweżek Egil Kristiansen nie chciał w rozmowie ze Sport.pl zdradzać ani czy zawodniczki są zachęcane przez lekarzy związku narciarskiego do występowania o pozwolenia, ani które z nich oprócz Bjoergen z takiej drogi korzystały. - Therese Johaug? Przykro mi, to są sprawy między sportowcem a lekarzami, ja nie mogę o nich mówić. Marit ma takie podejście, że mówi o wszystkim, ale każdy decyduje sam - tłumaczy Kristiansen.

Testy na astmę co roku

W przypadku Marit kontrowersje wywoływało to, że jej odrodzenie po długim kryzysie - po nieudanych mistrzostwach świata w Sapporo w 2007, po klęsce w Libercu w 2009 - zbiegło się w czasie właśnie z przepisaniem leku. I Marit z Symbicortem znów była dawną Marit, królową nart. Wspomina ten czas w "Ren Idrett", ze szczegółami. Wśród czynników ryzyka dla sportowców wymienia w przypadku astmy wysiłkowej jeszcze trenowanie z niedoleczonymi przeziębieniami. Precyzuje, że pierwszy raz robiła testy gdy miała 18 lat, potem powtarzała je co roku, aż w 2009 wypełniła normy. Wtedy astma ograniczała jej możliwości już o 20 procent. Pytana czy wie, dlaczego akurat w tamtym czasie choroba się tak posunęła, nie ma odpowiedzi.

- Nie sądzę, żeby lek był główną przyczyną odrodzenia, tak jak astma nie była głównym powodem niepowodzeń w MŚ w Sapporo i Libercu - mówi Sport.pl trener Kristiansen. - Marit zmieniła wtedy, w 2009, mnóstwo rzeczy: zaczęła inaczej trenować, skupiając się na jakości, a nie objętości, zaczęła korzystać z pomocy psychologa. Częścią problemu był też jej były trener, który preferował inne metody treningu, a ja w tym czasie powiedziałem twardo, że w kadrze decydujące zdanie należy do mnie - tłumaczy Kristiansen.

Marit: nie posądzam innych, bo to strata energii

Bjoergen mówi, że nauczyła się dopingowe oskarżenia ignorować, tak jak już nie zajmuje się spekulacjami na temat rywalek, bo to strata energii. Trzeba zaufać systemowi ścigania dopingu. Jej zdaniem, w ostatnich latach przybyło kontroli zlecanych przez FIS i WADA. Ona w zimie jest kontrolowana nawet do trzech razy w weekend startowy, do tego średnio raz w środku tygodnia, a wiosną, latem i jesienią dwa, trzy razy na miesiąc. I co ciekawe, Bjoergen przyznaje że często ma z tyłu głowy myśl: a co będzie, jeśli wynik będzie pozytywny. - Bo gdy patrzę jak złapani walczą o oczyszczenie, to zastanawiam się czasem: a może byli niewinni, może to błąd systemu? A jeśli coś będzie w czymś co zjadłam? Czy mnie to może spotkać? I wtedy nie tylko koniec kariery. Koniec normalnego życia. Musiałabym się przenieść na bezludną wyspę - tłumaczy.

- Ale dlaczego ty się boisz? - dopytuje dziennikarz.

- Jesteśmy często w podróży, cały czas musimy uważać, co jemy. Nigdy nie piję z bidonów które zostały bez opieki. Wszystkie odżywki mamy przebadane przez naszych specjalistów i musimy przestrzegać ścisłego reżimu przy ich stosowaniu. Coraz bardziej się na tym skupiam. Tak jak i na obowiązku zgłaszania naszego miejsca pobytu w systemie ADAMS. To jest bardzo dobry system. Tylko po prostu myślisz o tym, że jeśli zapomnisz trzy razy, to cię zdyskwalifikują. Przejmujesz się. Ja coraz bardziej. Może to wiek? - tłumaczy Bjoergen. Pogodzona z tym, że wątpiących nie przekona nigdy. Początek sezonu w narciarstwie alpejskim, czyli w górach może być ładnie [NARCIARKI]

 

O kulisach kariery Justyny Kowalczyk i historii biegów narciarskich przeczytaj w książce >>

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.