Wpadł kolejny cytat do archiwum dopingowej klasyki: "Przeżywam największy koszmar, jaki sobie można wyobrazić. Ale nie jestem w stanie zrozumieć, jak do tego pozytywnego wyniku testu doszło" - napisała Evi Sachenbacher-Stehle. Kiedyś biegaczka, od dwóch lat biathlonistka, już 33-letnia, jedna z najważniejszych ostatnio postaci niemieckiego narciarstwa. Zawsze uśmiechnięta, bardzo lubiana. I bardzo utytułowana. Ma w biegach aż 11 medali igrzysk i MŚ, z tego siedem w sztafecie 4x5 km, ale też złoto igrzysk i srebro MŚ w drużynowym sprincie. A na tych igrzyskach była najlepsza z Niemek, czwarta w biegu masowym. A jednak do piątkowej sztafety nie została nominowana, co już mogło wzbudzić podejrzenia.
Sachenbacher-Stehle jest już również po badaniu próbki B, więc nie ma wątpliwości. Wykryto u niej stymulant, który mógł się znajdować w odżywkach. Ale zapewnia, że oddawała je do przebadania. Nieoficjalnie mowa o metyloheksanaminie, często pojawiającej się ostatnio na liście dopingowych wpadek.
Nie jest to najcięższe z przewinień. Na pewno bardziej niewinne niż doping krwi. A Sachenbacher-Stehle była już podejrzewana o takie wspomaganie. Jeszcze przed otwarciem igrzysk w Turynie odsunięto ją na pięć dni od startów, bo miała zbyt wysoki hematokryt. Najprościej mówiąc, zbyt gęstą krew. Taka była procedura, najczęściej spotykana w biegach i kolarstwie: nie istniały metody antydopingowe, które pozwalałyby dyskwalifikować za odchylenia od normy (dziś daje taką możliwość tzw. paszport biologiczny), więc jeśli hematokryt był za wysoki, ale żadnej zakazanej substancji nie wykryto, sportowcy byli wysyłani na przymusowe zwolnienie z pracy. A gdy hematokryt się unormował, mogli znowu biegać. Sachenbacher-Stehle zalewała się łzami, przekonywała, że niczego nie wzięła, że to musiał być wynik przebywania na dużej wysokości. Wpadka poszła w niepamięć, teraz złe wspomnienia wróciły. A biatlon przyjął kolejny cios.
To jeden ze sportów, w których pokusa sięgnięcia po wspomaganie jest największa, bo na trasie trzeba pogodzić niemożliwe: bieganie, czyli skok tętna, ze strzelaniem na tętnie jak najniższym. Już przy przedolimpijskich porządkach wpadła trójka z biatlonu, w tym Rosjanka Irina Starych, w której widziano jedną z faworytek sprintu. Starych też nie miała pojęcia, skąd pozytywny wynik.
Niemieckiemu sportowi dyskwalifikacje na igrzyskach zdarzały się rzadko (w 1972 r. wpadł hokeista Alois Schloder), więc może uda się ustalić, co skusiło Evi.
W Vancouver były przez całe igrzyska dwa przypadki dopingu: Kornelii Marek i słowackiego hokeisty Lubomira Visnovskiego. W Soczi już są dwa, bo po Sachenbacher-Stehle ogłoszono pozytywny wynik Włocha Williama Frullaniego, który miał startować w bobslejowych czwórkach. On też jest już po badaniu próbki B, też chodziło o stymulant i to dokładnie ten sam, występujący też pod nazwą dimetylpentylamina. Ale z informacji mediów wynika, że jest też trzeci przypadek dopingu na igrzyskach, jeszcze nieujawniony, więc zapewne ciąg dalszy nastąpi.
Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone