Hannawald dla Gazety: Nie mam siły!

- My, skoczkowie, musimy nauczyć się żyć z tym, że co i rusz ktoś łapie formę nieosiągalną dla innych. Znam smak tej euforii, którą teraz czuje Małysz, a on zna tę gorycz, którą teraz czuję ja - mówi Niemiec Sven Hannawald.

Michał Pol: Adam Małysz wygrał w Lahti po raz drugi...

Sven Hannawald: Czapki z głów przed Adamem. Mogę go tylko podziwiać i serdecznie mu gratulować. Osiągnął wspaniałą formę, ma niespożyte siły.

Pan zajął w sobotę dopiero dziesiąte miejsce. Czyżby oddawał Pan rywalizację o Kryształową Kulę bez walki?

- Bez walki? Ależ ja ciężko walczę na progu i w powietrzu o każdy metr! Jeszcze w piątek ta walka dawała rezultat. Dałem z siebie wszystko - starczyło na trzecie miejsce. Miałem nadzieję, że w sobotę pójdzie lepiej. Ale po prostu nie mam już sił. Ten sezon trwa dla mnie za długo. Dają mi się we znaki kontuzja i operacja w lecie, przez które zbyt późno zacząłem treningi. Skakanie przestaje mnie cieszyć, a w tych warunkach walka staje się jeszcze trudniejsza, jeśli nie niemożliwa. Nie jestem maszyną, jestem tylko człowiekiem. Mam swoje słabości i granicę wytrzymałości.

Czy jeśli za tydzień w Planicy to Adam Małysz po raz trzeci z rzędu zdobędzie Kryształową Kulę, uzna Pan ten sezon za rozczarowanie?

- Absolutnie nie. Kiedy sezon się zaczynał, a ja wciąż nie mogłem dojść do siebie po operacji, nawet nie marzyłem, że uda mi się wygrać sześć konkursów Pucharu Świata, albo że zajmę drugie miejsce w Turnieju Czterech Skoczni. Jestem więc zaskoczony swoją dobrą postawą. To, że przed ostatnimi zawodami sezonu wciąż liczę się w walce o Puchar Świata jako jeden z dwóch zawodników, też ma dla mnie znaczenie. Przeżywałem w tym sezonie wielkie, niezapomniane chwile. Na przykład w Zakopanem. Miałem kilka wspaniałych momentów, wygraną w Willingen czy pierwszym konkursie Czterech Skoczni w Oberstdorfie. Ale to, co się stało w Zakopanem, było najwspanialszym doznaniem. Dobrze wiecie, że jechałem tam z duszą na ramieniu, po gwizdach i buczeniu w poprzednim roku. Tymczasem polscy kibice potraktowali mnie po królewsku, tak jak traktują Małysza. Fetowali zresztą rewelacyjnie wszystkich zawodników. To, co się działo pod Wielką Krokwią, to był jeden wielki spektakl. Czy ktoś, komu dane było przeżyć coś takiego, może mówić o rozczarowaniu sezonem?

Mówi Pan, że nie jest maszyną. A jednak kiedy bił Pan rekord skoczni w Zakopanem czy kiedy wygrywał wszystkie cztery konkursy Turnieju Czterech Skoczni, mieliśmy wrażenie, że jednak tak...

- Kiedy jestem w wielkiej formie, rzeczywiście funkcjonuję trochę jak maszyna, powtarzam pewne czynności mechanicznie, a jeśli wykonuję je perfekcyjnie, kończy się to sukcesem. Niestety, nie mogę się zaprogramować, żeby działo się tak przez cały sezon. Kiedy nie mam sił, kiedy coś zaczyna iść źle, cały mechanizm przestaje funkcjonować i zaczynam popełniać błędy. Ktoś mógłby odnieść wrażenie, że jak maszyna skacze teraz Adam. Staje na górze, patrzy, ile który z nas skoczył, nastawia sobie program, żeby polecieć te parę metrów dalej i wygrać. Ale on też wie, że to nieprawda. Nie jesteśmy maszynami.

Taka forma rywala musi chyba frustrować?

- Nie, to za duże słowo. My, skoczkowie, musimy nauczyć się żyć z tym, że co i rusz któryś łapie formę nieosiągalną dla innych. Znam smak tej euforii, którą teraz czuje Adam, a on zna tę gorycz, którą teraz czuję ja.

Choć przed ostatnimi konkursami w Planicy Małysz ma nad Panem 122 punkty przewagi, niemieccy dziennikarze, czy pańscy koledzy z drużyny, wciąż wierzą, że na mamuciej skoczni w Słowenii coś jeszcze może się zmienić. Czy Pan także w to wierzy?

- Już powiedziałem żartem, że jeśli Adam odpuści sobie oba konkursy, to tak. Ale oczywiście nie składam broni, jadę do Planicy i spróbuje tam walczyć. Choćby człowiek nie wiem jak był zmęczony, wiadomo że na ostatnie zawody sezonu jeszcze zmobilizuje siły, wykrzesa ostatnią energię. Lubię latać, to wiadomo. Ale choćbym nie wiem jak dobrze tam wypadł, wątpliwe, czy to wystarczy przy tej formie Adama.

Czyli Małysz może już świętować trzeci Puchar Świata z rzędu?

- Nooo... chyba tak. Oczywiście, ja mogę powtarzać, że "wszystko może się zdarzyć", ale muszę realnie oceniać swoją formę i jego. Małysz jest obecnie klasą dla siebie. Nie chcę się bawić w spekulowanie, ile mam procent szans na zwycięstwo, tym bardziej że zawsze miałem fatalne oceny z matematyki. Po prostu postaram się oddać w Planicy jak najlepsze skoki i zobaczymy, co dalej.

Czy trzy zwycięstwa w Pucharze Świata z rzędu Małysza można porównać z Pańskim zwycięstwem we wszystkich czterech konkursach Turnieju Czterech Skoczni?

- Myślę, że te osiągnięcia są nieporównywalne. Adam pracował na swoje przez cały sezon, przez całe trzy sezony, ja potrafiłem tak się zmobilizować, żeby oddać osiem najlepszych skoków w ciągu dwóch tygodni. Myślę jednak, że Adam bez względu na to, co się stanie w Planicy, i tak ma już swoje miejsce w historii.

Copyright © Agora SA