Adam Małysz dla Gazety: Jak będzie? Sam jestem ciekaw

Jak będzie? Sam jestem ciekaw. Będę walczył o wszystko, także o trzeci triumf w Pucharze Świata. Szanse mam, ale inni też chcą wygrywać - zapowiada Adam Małysz.

Najlepszy skoczek świata ostatnich dwóch lat rozluźniony, spokojny, z charakterystycznym kolczykiem w uchu i czapce naciągniętej na czubek głowy, z odkrytymi uszami szedł z hotelu do oddalonego o 100 m biura prasowego na konferencję prasową. W holu wolontariuszka sprawdzająca akredytacje popatrzyła na Małysza i powiedziała, bezradnie rozkładając ręce i z uśmiechem na twarzy: - Przykro mi, pan nie ma wstępu do biura prasowego. Na pana plakietce nie ma cyferki 9...

Małysz uśmiechnął się od ucha do ucha: - Dziękuję, dziękuję. Wracam na obiad - powiedział żartem i zrobił gest, jakby chciał rzucić się pani w ramiona i podziękować za niespodziewany ratunek. Polski skoczek zdecydowanie bardziej niż rozmawiać z dziennikarzami, woli skakać na nartach i unika jak ognia konferencji prasowych, wywiadów, reportaży ze swoim udziałem. Szybko jednak, razem ze Svenem Hannawaldem i Finem Matti Hautamaekim, zeszli na dół i - trzej najlepsi zawodnicy Pucharu Świata - odpowiadali na pytania. Po konferencji Małysz - zdobywca Pucharu Świata w ostatnich dwóch latach, dwukrotny medalista olimpijski z Salt Lake City, mistrz i wicemistrz świata z Lahti - odpowiadał na pytania polskich dziennikarzy.

Robert Błoński, Michał Białoński: Jak Pan oceni letnie przygotowania?

Adam Małysz: Świetnie, choć mogło być lepiej. Przeszkodziła w tym przeciążeniowa kontuzja prawego kolana - powodem urazu rzepki były za dalekie skoki w poprzednim sezonie. Nie ma już po tym żadnego śladu, o bólu zapomniałem. Mam różne drobne dolegliwości, ale do tego musi się przyzwyczaić każdy sportowiec. Nawet jest taka anegdota, że jak nic cię nie boli, to znaczy, że nie żyjesz.

Trener Tajner uważa, że zostaliście optymalnie przygotowani do startów...

- W moim przypadku trudno się z tym zgodzić z powodu tej kontuzji. Czasem mam wrażenie, jakby przez nią czegoś brakowało. A z drugiej strony czuję się przemęczony. Nie miałem odpowiednio długiej przerwy po ubiegłorocznym sezonie zimowym.

Co FIS może zrobić, by nie było tych kontuzji? Pan, Hannawald, Schmitt i paru innych zawodników miało latem kłopoty, operacje kolan...

- Nie wiem. Problemy przeciążeniowe nie pojawiają się od razu. Narastają. Każdy z nas chce wygrywać, walczy o triumfy. Tymczasem nie ma zwycięstw bez dalekich skoków. A daleki skok łączy się z ogromnym obciążeniem. Wtedy ląduje się, jakby spadało z trzech-czterech metrów. Ja tak miałem w Willingen kilkanaście miesięcy temu, kiedy skoczyłem aż 151,5 m. Bolało mnie wtedy wszystko: mięśnie brzucha, miałem zakwasy nóg. Ale to cena, jaką płacimy za walkę na całego. Co FIS może zrobić? Nie wiem, my chcemy wygrywać.

Jak się Pan czuje kilkadziesiąt godzin przed pierwszym startem? Rozemocjonowany, podenerwowany....

- Czym mam się przejmować? Swoje zrobiłem, przygotowałem się najlepiej, jak potrafię. Przecież mamy za sobą nawet tak specjalistyczne treningi, jak te w tunelu aerodynamicznym.

Czekam na ten pierwszy start ze spokojem. Teraz najbardziej ciekawi mnie, co zrobią inni...

Fizycznie czuję się dobrze. Nie skakałem źle w Szczyrbskim Plesie, nawet w miarę dobrze. Ale to jeszcze nie to, na co mnie stać. Na pewno ostatni trening był bardzo dobry i z tego się cieszę.

Czasem myślę, że może ta kontuzja - choć pokrzyżowała trochę plany szkoleniowe - to jednak wyjdzie mi na dobre. Może to był odruch obronny organizmu przemęczonego ostatnim rokiem, ciągłymi startami? A przecież teraz czeka mnie czterdzieści kolejnych konkursów, niesamowitych obciążeń, stresów. Dzięki temu odpoczynkowi nabrałem jeszcze większej chęci do skakania.

Szybko chyba minął okres przygotowawczy?

- Za szybko. Przerwa letnia, kontuzja, znowu przerwa i już trzeba było jechać i skakać na śniegu. Wolałbym jeszcze spokojnie potrenować kilkanaście dni, ale skoro nie ma takiej możliwości, to będę skakał najlepiej i najdalej, jak umiem.

Co jest Pana celem w tym sezonie?

- Mistrzostwa świata, Turniej Czterech Skoczni, Puchar Świata - w tej kolejności... Będę walczył o wszystko, a co z tego wyniknie? Nie wiem. Nade wszystko jednak chcę dobrze i daleko skakać. Na tym przede wszystkim koncentrowałem się w ostatnich dwóch latach i wyszło mi to na dobre. Teraz chcę zrobić tak samo.

Oczekiwania mam duże. Tak, jak i kibice. Wszyscy czekają, co będzie - czy powalczę o ten trzeci Puchar Świata, czy nie... A ja myślę o dobrych skokach, że znowu będzie się udawało, jak wcześniej. Zawsze powtarzam: najpierw trzeba czegoś dokonać, żeby później o tym opowiadać. Ale zamierzam potwierdzić, że człowiek jest w stanie utrzymać się na szczycie dłużej niż przez dwa lata. Zastanawiałem się, dlaczego do tej pory nikomu nie udawało się wygrać trzykrotnie pod rząd Pucharu Świata i doszedłem do wniosku, że to bardzo obciążające zadanie i mało kto jest je w stanie wytrzymać. Zawodnicy wysiadali psychicznie i fizycznie.

W Polsce znowu zaczyna się małyszomania...

- Na pewno mam tego trochę dość. To dodatkowe obciążenie dla mnie, ale nie mogę przecież wyjechać na bezludną wyspę. Muszę się bronić przed nadmiarem kontaktów z mediami. Nikt do końca nie nauczy się radzić sobie z popularnością. To trudne zadanie. Wiele zależy od humoru, w jakim jestem danego dnia.

Co Pan sądzi o skoczni w Kuusamo?

- Skakałem tu zaledwie kilka razy. Jest nowoczesna i można daleko skoczyć. Ze swoich skoków treningowych tutaj jestem zadowolony. Ja wiem, na co stać mnie, zobaczymy, co pokażą rywale.

Lubi Pan skakać w takim mrozie? Jest -20 stopni...

- Temperatura mi nie przeszkadza. Na górę wjadę windą, tam jest ocieplane pomieszczenie. Najgorzej będzie wyjść w ostatniej chwili przed skokiem, zapiąć narty i jechać, bo wtedy organizm się wychładza najszybciej i najbardziej. Ale ja tam mrozu się nie boję. Pamiętam, że na MŚ w Lahti oprócz niskiej temperatury było wilgotno. Tu, na szczęście, jest suche powietrze. To nie przeszkadza. Dla skoczka największym rywalem jest nie mróz, ale wiatr...

Rok temu zaczął Pan rewelacyjnie, od kilku zwycięstw. Dzięki świetnemu startowi prowadzenia w PŚ nie oddał Pan od początku do końca.

- Chciałbym, żeby teraz sytuacja się powtórzyła. Nie jestem gorzej przygotowany niż wtedy, głód skakania i wygrywania jest ogromny. Wypalony nie jestem. Motywacja u mnie jest zawsze, a tym, co pytają o to, odpowiadam: to tak, jakby spytać Roberta Korzeniowskiego, który po zdobyciu jednego złotego medalu olimpijskiego osiągnął dwa następne, jak chce mu się jeszcze chodzić.

Kto może być rewelacją sezonu?

- Każdy. Naprawdę. Czeka nas tyle konkursów, że chyba na wszystkich, nawet tych najlepszych, przyjdzie kiedyś słabszy moment. Bo takie obciążenia trudno jest wytrzymać. I wtedy może wyskoczyć ktoś z drugiego szeregu. Na pewno rywalizacja będzie zacięta, emocjonująca...

Na skoczni zabraknie, na początku sezonu, Martina Schmitta...

- Przykro mi, że ma takie problemy, że miał operację kolana. Ale jednego rywala do wygrywania, przynajmniej na początku, jest mniej.

Na jakich nartach Pan będzie skakał?

- Na elanach, jak zawsze. Przed zgrupowaniem w szwedzkim Gallivare dostałem dwie pary nowych nart. W Szwecji, podczas treningu, jedna z nart złamała się. Tu, w Finlandii, skakał będę na tych nowych, szybszych, z czterema rowkami na spodzie. Stare miały siedem rowków. Te nowe mi bardzo odpowiadają, są dopasowane do mojej sylwetki, dobrze mi się na nich jedzie. Różnice w prędkości na progu między mną a innymi skoczkami nie są już tak znaczne, jak kiedyś.

Czy to prawda, że na Turniej Czterech Skoczni firma Elan szykuje dla Pana coś nowego, jakieś nowoczesne narty?

- Nic o tym nie wiem... Ale może wykombinują coś nowego, skoro Rossignol, na których skaczą m.in. Niemcy, i Fischer mają nowe modele. Może Elan przygotuje narty z pęcherzykami powietrza i metalowymi płytkami w środku? Nie wiem.

Przed tym sezonem oddał Pan już ponad sto skoków treningowych. To o 30 więcej niż rok temu...

- Tak. To była moja inicjatywa. Sam o to poprosiłem trenera. Uznałem, że to mi pomoże, że lepiej się przygotuję, poczuję śnieg, narty... I mam nadzieję, że forma przyszła.

Schudł Pan w porównaniu z poprzednim sezonem?

- Nie. Odwrotnie, przytyłem, ale tylko o kilogram.

Proszę opowiedzieć o swoim nowym domu, do którego przeprowadził się Pan niedawno.

- Dom jak dom. Normalny. Czasem słyszę z zatrzymujących się obok samochodów: "Ty, zobacz, miała być jakaś willa, a jest zwykły domek" (śmiech). Powierzchnia mieszkalna wynosi około 160 m kw., basenu nie ma i nie będzie. Jest za to mostek i potok, w którym - jak się wpuści - będą i ryby. Chcemy zrobić ogród, ale na razie to jest dzika łąka, wymaga sporo pracy.

Nie można nie zadać Panu pytania, które w Polsce nurtuje każdego kibica: zdobędzie Pan po raz trzeci w historii Puchar Świata?

- Będę walczył, bardzo tego chcę. I sam jestem ciekaw, jak będzie. Wszystkim, którzy o tym myślą, odpowiadam: zaczekajmy do końca sezonu.

Copyright © Agora SA