MŚ w narciarstwie klasycznym. Szturc: Za dwa lata konkurs mieszany z Polską

- Szkoda, że siostra Piotrka Żyły od skoków wolała snowboard - mówi Jan Szturc, żałując, że Polska nie ma dziś zawodniczek, które mogłyby razem z naszymi skoczkami wystartować w konkursie mieszanym na mistrzostwach świata w Val di Fiemme. - W Zakopanem trenuje perełka urodzona w 2001 roku. Jest lepsza od wielu chłopców w jej wieku - opowiada wujek i pierwszy trener Adama Małysza. Konkurs mieszany na MŚ w niedzielę wygrała Japonia. Za nią kolejno uplasowały się Austria i Niemcy

Ściągnij aplikację Sport.pl i śledź na żywo w swoim telefonie skoki Polaków na MŚ w narciarstwie klasycznym!

Łukasz Jachimiak: Jeszcze dwa lata temu na mistrzostwach świata w Oslo skoczkowie narciarscy rywalizowali drużynowo na obiekcie normalnym i dużym, teraz na mniejszym zamiast zespołowej walki panów zobaczymy konkurs mieszany. Pewnie powie pan, że to dla nas wielka strata, bo podopieczni Łukasza Kruczka szczególnie na skoczni HS 106 mieliby szansę na medal?

Jan Szturc: Bo to prawda. Wszystkie treningi, kwalifikacje, a nawet już trochę mniej udany konkurs indywidualny pokazują, że nasi chłopcy byliby mocnym kandydatem do medalu. Niestety, skoki kobiet zyskały na popularności, musimy się z tym pogodzić. Może w następnych mistrzostwach do programu wróci drugi drużynowy konkurs mężczyzn? Chociaż pewnie nie, raczej ten mieszany konkurs będzie priorytetem.

Może zamiast liczyć na decyzje działaczy Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) trzeba mocniej postawić na rozwój skoków kobiet w Polsce?

- Polski Związek Narciarski o to dba, mamy dziewczynki w naszych klubach, w Zakopanem trenuje Joanna Szwab, której chyba najbliżej do światowej czołówki.

Wcześniej mówiono tak o Joannie Gawron, tymczasem już prawie 20-letnia zawodniczka nie może się pochwalić żadnymi sukcesami.

- Niestety, Asia Gawron jest już zdecydowanie słabsza, teraz bardziej liczymy na młodsze dziewczyny, a właściwie jeszcze dziewczynki, bo te skaczące najlepiej są z roczników 1997 i 1998. Myślę, że już za dwa lata nasze zawodniczki będą prezentowały poziom pozwalający im wystartować w mistrzostwach świata. Dziś jeszcze wyraźnie odstają od tej szerokiej czołówki, ale przez dwa lata można mocno pójść do przodu, poprawić ich technikę, skoczność - po prostu przygotować chociaż dwie panie do konkursu mieszanego.

Piotr Żyła żałuje, że nie zdołał namówić do skoków swojej siostry. Potwierdza pan, że miała talent?

- Zaczynała pod moim okiem, pamiętam ją bardzo dobrze. Naprawdę szybko przyzwyczaiła się do prędkości najazdowych, już po dwóch miesiącach nie bała się iść na skocznię 70-metrową. Z techniką było trochę kłopotów, bo spróbowała skoków w późnym wieku, a wtedy trudniej się wszystkiego nauczyć. Ogólnie naprawdę dawała sobie radę, choć skoki traktowała tylko jak przygodę i trening uzupełniający do snowboardu. To była jej ulubiona dyscyplina, nawet zdobyła juniorskie mistrzostwo Polski. No cóż, szkoda, że trafiła do mnie, mając już 16 lat. U nas w ogóle dziewczynki późno zaczynają skakać i dużo tracą w porównaniu z chłopcami, którzy trenują już, kiedy skończą 6-7 lat. Trzeba około siedmiu lat systematycznej pracy, żeby przyszły efekty pozwalające startować w zawodach międzynarodowych i coś osiągać. Treningi od przypadku do przypadku, bo tak często jest z tymi, którzy zaczynają, mając 10 czy 12 lat, nigdy się nie sprawdzają.

Może teraz, widząc, że razem ze Schlierenzauerem czy Bardalem skaczą kobiety, więcej dziewczynek będzie chciało spróbować tego sportu?

Na to ma nadzieję szczególnie mój asystent, Wojtek Tajner. On prowadzi w Wiśle grupę czterech dziewczynek, odpowiada też za skoki dziewcząt w całych Beskidach. Na naszym terenie trenujących dziewczynek jest teraz tylko 10. Trzeba trochę czasu, żeby było ich więcej, na pewno pomoże to, że panie zaczęły skakać razem z panami, ale też my sami musimy skoki dziewcząt bardziej promować, organizować im więcej zawodów, bo przecież im więcej dziewczyn zgłosi się do klubów, tym lepsze zawodniczki trafią w końcu do kadry.

Na razie skaczące w Polsce zawodniczki spotykają się głównie w cyklu zawodów Lotos Cup. Zauważył pan w nim jakiś talent?

- Tak, dziewczynkami z Zakopanego zajmuje się Krystian Długopolski i muszę powiedzieć, że ma u siebie prawdziwą perełkę. Kamila Karpiel skacze bardzo fajnie, ostatnio widziałem ją właśnie w zawodach Lotos Cup w Zakopanem, a wcześniej w Szczyrku. Ona pewnie prowadzi w klasyfikacji generalnej młodziczek i naprawdę świetnie się zapowiada. To czysty talent, widać, że ma zadatki na naprawdę wielką zawodniczkę. Już teraz skacze dalej od wielu chłopców w jej wieku, w kategorii młodzików urodzonych w 2001 roku na pewno mieściłaby się w pierwszej dziesiątce klasyfikacji generalnej.

To nie był mój skok - Kamil Stoch po konkursie skoków w Predazzo ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA