Vancouver 2010. Tor bobsleistom nieprzyjazny

Jak obiecali, tak zrobili. Prezes PKOl. Piotr Nurowski i sekretarz generalny Adam Krzesiński pomogli nieść ważący prawie 260 kg bobslej na start. W Whistler rozpoczęła się rywalizacja czwórek

Po pierwszym ślizgu polska załoga z pilotem Dawidem Kupczykiem zajmowała 16. miejsce, po drugim awansowała na 14. lokatę. Trzeci i czwarty - w sobotę.

Tor w Whistler nie jest przyjazny ani saneczkarzom, ani bobsleistom. W piątek trzy załogi miały wywrotkę już w pierwszym ślizgu. Leżeli m.in. uznawani za jednych z faworytów Rosjanie z pilotem Aleksandrem Zubkowem, brązowym medalistą w dwójce. To od niego nasi bobsleiści pożyczyli cztery lata temu boba na którym jechali podczas igrzysk w Turynie. - Pędząc 150 km/h wystarczy najmniejszy błąd pilota i jest wywrotka. Człowiek jest poobcierany, potłuczony, ma sporo odparzeń na plecach. Nam się zdarzyło raz - opowiada Kupczyk.

- Znam dużo przyjemniejszych rzeczy niż wywrotka w bobie, ale my się nie boimy - uśmiechał się Marcin Niewiara.

Wystraszyli się za to Holendrzy, których zachwalał trener Andrzej Kupczyk. Pilot Edwin van Calker stwierdził, że brakuje mu pewności i boi się startować na tym torze. Na starcie zabrakło także wiceliderów klasyfikacji generalnej PŚ, prowadzonych przez Janisa Mininsa Łotyszy. - We czwartek mieli wypadek, potłukli się rozpychający. Do tego w dniu ich otwarcia igrzysk Minins miał operację wycięcia wyrostka robaczkowego i nie jechał w dwójkach - opowiada Niewiara. Łotysze to brązowi medaliści MŚ, a rok temu w Whistler załoga Mininsa wygrała zawody PŚ.

Polacy o takich sukcesach mogą na razie marzyć - sukcesem będzie, jeśli ukończą wszystkie ślizgi. Na ostatnim treningu przed startem Kupczyk wreszcie znalazł sposób, jak pokonać wiraż numer 11 na którym dotąd miał mnóstwo problemów. - Wreszcie zajarzyłem, że za późno zaczynałem sterować i bob źle opadał na tor. Teraz wykonałem manewr siedem metrów wcześniej i było dobrze - mówił polski pilot. Nie było błędów na "jedenastce", był za to na siódmym wirażu i polski bobslej wpadł w tzw. posuw. Jechał trąc o bandy. - Straciliśmy chwilę, ale nie było to niebezpieczne - powiedział Kupczyk.

Na start bobsleja pomógł nieść prezes Nurowski, który obiecał to przed igrzyskami. Sprawa była głośna, gdy się okazało, że nie ma komu pomóc w przytarganiu bobsleja z parkingu na tor. - My musimy się wtedy rozgrzewać, koncentrować, przygotowywać do startu, a nie zajmować bobem - mówił Dawid Kupczyk.

Prezes ujął się honorem i zapowiedział, że jeśli będzie trzeba on i Krzesiński pomogą nieść boba. Choć pomoc potrzebna nie była - obietnicy dotrzymali.

Kolejne kraksy na torze bobslejowym - czytaj tutaj ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.