21-letnia Sofia Kenin wygrała Australian Open! Sensacyjny triumf

Sofia Kenin pokonała w finale Australian Open Garbine Muguruzę 4:6, 6:2, 6:2. Zrobiła to po swojemu: nie będąc faworytką, i wyciągając się z tarapatów własną siłą, a nie słabością rywalki.

Startowała po ten tytuł z drugiej dziesiątki rankingu WTA, choć tu pozory myliły: poziomem gry już od pewnego czasu jest w Top 10. Pozory w jej wypadku często mylą. Wydaje się, że przy tak skromnych warunkach fizycznych nie powinna mieć aż takiej łatwości szukania kończących uderzeń. Wydaje się, że przy takim ogólnym rozedrganiu na korcie jest niemożliwe, by nie drżała jej również ręka w decydujących momentach. A jednak nie drżała. Debiutantka w wielkoszlemowym finale, mierząca się z mistrzynią Roland Garros i Wimbledonu, ostatnie dwadzieścia minut finału rozegrała koncertowo.

Iga Świątek zdradza swoje tenisowe cele:

Zobacz wideo

Wcześniej też była znakomita, obie były, przez cały turniej. Zdecydowanie najlepsze w Australian Open 2020. A na koniec rozegrały jeden z najbardziej widowiskowych finałów kobiecego Wielkiego Szlema w ostatnich latach. Ale to po końcówkach ocenia się mistrzów. To wtedy trzeba dopilnować przewagi, którą się zbudowało wcześniej, a punktacja tenisa jest bezlitosna dla tych, którzy na finiszu się złamią. Nie ma takiej przewagi w meczu, której nie da się wtedy zmarnować. Sofia Kenin jej nie zmarnowała. Wtedy, kiedy 21-latce bez takiego doświadczenia powinny się kłębić w głowie różne myśli, wtedy kiedy nadaktywnej tenisistce powinno się kumulować zmęczenie, ona nie była ani onieśmielona ani zmęczona. Nie psuła uderzeń, mimo że szukała najtrudniejszych rozwiązań, posyłała mocne piłki do linii bocznych.

Dojrzała do finału

Już po pierwszym, przegranym secie, było widać, że Kenin dojrzała do tego finału. Tak jak po przegranym secie z Coco Gauff w czwartej rundzie (w pozostałych meczach nie traciła setów), nie dała sobie wybić z głowy swojego planu na ten mecz. Nie zadziałał w pierwszym secie, nie szkodzi, próbowała dalej, licząc na to, że gdy do gry wejdzie zmęczenie, będzie zbierać punkty skuteczniej. Drugi set rozegrała na swoich warunkach i wygrała 6:2. Trzeci set, choć sądząc po wyniku mógłby się wydawać bliźniaczy z drugim, to była zupełnie inna bajka. Próba charakteru, z piątym gemem, który był małym finałem w finale. Przy stanie 2:2, tuż po nieudanej próbie przełamania podania Muguruzy, Kenin przy własnym serwisie przegrywała już 0:40. I wtedy zamiast się zawahać, ruszyła do ataku. Wiele razy w tym meczu musiała bronić breakpointów, wielu z powodzeniem. Ale teraz zdobyła aż pięć punktów z rzędu, precyzyjnie wyszukiwała te miejsca kortu, w które Muguruza nie zdąży. Była na krawędzi, już blisko drugiej strony, a wyciągnęła się stamtąd i znów prowadziła. I od stanu 3: nie pozwoliła Hiszpance złapać żadnego koła ratunkowego. Wydawało się przez chwilę, że może przynajmniej gema serwisowego na 5:3 uda się Hiszpance wygrać. Dobrze go zaczęła. Ale i wtedy Kenin się odbudowała i wykorzystała już drugą piłkę meczową.

Teraz będzie faworytką

A potem było to, co już coraz lepiej znamy: krótka rozmowa nowej mistrzyni Australian Open z ojcem-trenerem, Aleksandrem Keninem, z której po minach obydwojga trudno było wywnioskować, czy ojciec gratulował, czy już zapraszał na trening, na którym poprawią to, co nie działało w pierwszym secie.  A potem – łzy mistrzyni, która nowy tydzień zacznie już w pierwszej dziesiątce WTA. A potem przed nią będzie najtrudniejsze: jak dopisać do tego tytułu dobry dalszy ciąg, jak uniknąć kryzysów, jak się obronić przed kontuzjami, które wyhamowują np. młodą mistrzynię US Open Biancę Andreescu. Jak poprowadzić karierę w najbliższej przyszłości tak, by wreszcie zdarzył się taki Wielki Szlem, przed którym o Sofii Kenin powiedzą: faworytka.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.