- Ja już nie wiem, gdzie jesteśmy, która godzina i jaki jest dzień – narzekał kapitan reprezentacji USA Mardy Fish po zwycięstwie pary Querrey-Sock 7:6 (7-4), 6:7 (2-7), 6:4. – To rodzi dużo problemów, nie tylko dla tenisistów. Przede wszystkim dla widzów, bo rano będzie normalny dzień pracy – mówił Rafael Nadal, który dzień wcześniej też kończył pracę bardzo późno: deblowy mecz Hiszpanii z Rosją trwał do 1:50. A australijski debel skreczował w środę już po pierwszym gemie meczu z Belgią i kapitan Lleyton Hewitt nawet nie próbował uwiarygodnić kontuzji Johna Peersa, która miała być przyczyną niedokończenia meczu. Australia miała już zapewniony awans i zawodnicy chcieli odpocząć. – Już mają zaburzony rytm spania i jedzenia, a jeszcze przed nimi dużo dni pracy. To jest ogromny problem – mówił Hewitt. Australijczyk to rekordzista jeśli chodzi o późne granie w wielkim tenisie: w 2008 w Australian Open skończył mecz z Marcosem Baghdatisem o 4:30. Ale 4:04 z meczu USA-Włochy w Madrycie jest rekordem Pucharu Davisa.
Nowi inwestorzy, z piłkarzem Barcelony Gerardem Pique na czele, zupełnie zmienili format Pucharu Davisa. Turniej finałowy, rozgrywany właśnie w Madrycie, to starcie 18 reprezentacji, które przez tydzień rozegrają łącznie 25 meczów (w każdym dwa single i debel). W pierwszej fazie turnieju, grupowej, każdego dnia na trzech kortach madryckiej hali rozgrywanych jest sześć spotkań. Przedłużające się mecze wymuszają przesunięcia w programie następnych. Debel USA-Włochy musiał zaczynać grę dopiero o 1:33. – Gdy masz tylko trzy korty, to musisz się zastanowić, czy te wszystkie drużyny pomieścisz. Tylu ekspertów w tym Pucharze Davisa i Kosmosie (firma Pique – red.), że wydawało się, że z raz przeanalizowali terminarz turnieju. Bo wygląda to tak, jakby wszystko już w tenisie było na sprzedaż – napisał na Twitterze słynny trener Sven Groeneveld. Na razie awans do ćwierćfinału zapewniły sobie Hiszpania, Kanada i Australia.