Ostatnie miesiące należą do najlepszych w karierze Magdy Linette. Przed US Open poznanianka wygrała w Bronksie pierwszy turniej WTA w karierze. Dwa tygodnie temu grała także w finale imprezy w Seulu, w którym przegrała z Czeszką Karoliną Muchovą. W piątek odpadła w ćwierćfinale w chińskim Tiencin z Brytyjką Heather Watson i zakończyła sezon 2019.
Dobre wyniki sprawiły, że Linette awansowała w rankingu WTA. Wykręciła nową życiówkę - 41. miejsce. Przełamanie przyszło o tyle niespodziewanie, że do połowy tego roku nasza tenisistka osiągała słabe rezultaty. W Australian Open odpadła w 1. rundzie, a od marcowego Miami do majowo-czerwcowego Roland Garros przegrała osiem na dziewięć rozegranych spotkań singlowych. Wiosną miała sporo problemów zdrowotnych, co odbiło się na jej formie. Sezon na kortach ziemnych był w tym roku dla niej wyjątkowo nieudany. Choć z drugiej strony, to właśnie na tej nawierzchni rozegrała mecz, który uchodzi za punkt zwrotny w jej tegorocznych występach.
Linette opadła w Roland Garros w 2. rundzie z obrończynią tytułu Simoną Halep. Polka przegrała, ale postawiła się faworytce. Rumunka musiała wejść na swój najwyższy poziom, by obronić się przed porażką. Ostatecznie wygrała 6:4, 5:7, 6:3. Linette po tamtym meczu powiedziała polskim dziennikarzom obecnym w Paryżu: Cieszę się, że wyszłam i zagrałam przyzwoity mecz, byłam blisko, postraszyłam Simonę. Mam nadzieję, że będę miała jeszcze okazję i następnym razem stanę na wysokości zadania.
Po Roland Garros przyszedł czas turniejów na kortach trawiastych. Poznanianka zdecydowała się odpuścić wielkie imprezy przygotowujące do Wimbledonu i wystartować w mniejszym turnieju ITF w Manchesterze. Wygrała go, po czym pojechała na wimbledońskie trawniki. Na Wielkim Szlemie w Londynie doszła do 3. rundy, wyrównując swój najlepszy wynik w karierze w imprezach tej rangi (wcześniej była w 3. rundzie French Open 2017 i Australian Open 2018). W stolicy Wielkiej Brytanii wyeliminowała niespodziewanie Amandę Anisimovą, nową gwiazdę kobiecego tenisa. 17-latka kilka tygodni wcześniej w Paryżu doszła do półfinału Roland Garros. Była w dobrej formie, a zatrzymała się na Linette, która w trzeciej rundzie Wimbledonu nie dała rady Petrze Kvitovej.
Z Londynu Polka przeniosła się do Stanów Zjednoczonych, a tam najpierw poniosła szybkie porażki w San Jose, Toronto (Kanada) i Cincinnati. Następnie udała się do Nowego Jorku, by przed US Open wziąć jeszcze udział we wspomnianej imprezie w Bronksie. Imprezie dla niej historycznej, bo zwycięskiej. Wyczyn był spektakularny: Linette startowała od eliminacji, więc przez nieco ponad tydzień rozegrała osiem spotkań. Długo czekała na taki sukces, w lutym skończyła 27 lat. Co takiego stało się, że w tym wieku osiągnęła życiową formę?
- Magda zawsze umiała grać w tenisa i była bardzo pracowita. Podejrzewam, że kluczowe było przełamanie barier, jakie były w jej głowie. Znalazła sposób, jak je pokonać. Co ciekawe, jeszcze chwilę temu szybko odpadła z turniejów w Toronto i w Cincinnati. W Bronksie przyszedł zaś wybuchł jej formy. Tak dobrze grającej Magdy, jak w tamtym turnieju, nigdy dotąd nie widzieliśmy - mówiła Joanna Sakowicz- Kostecka, była tenisistka i komentatorka TVP Sport, w rozmowie ze Sport.pl.
Lepsze wyniki są następstwem innej gry Polki. Linette wreszcie zaczęła grać agresywniej, rozgrywać wymiany po swojemu. Nie stoi już za końcową linią, okopana i oczekująca, co zaproponuje rywalka. Teraz to poznanianka inicjuje grę, stara się uderzać głęboko i kątowo. To, co od dawna wychodziło jej na treningach, wykorzystuje także podczas oficjalnych spotkań. Wielu ekspertów podkreśla, że to efekt jej ciężkiej pracy nad sferą mentalną z trenerem Markiem Gellardem. Linette czuje się dziś pewniej na korcie.
- Zauważyłem, że Magda ostatnio lepiej radzi sobie w kluczowych momentach meczu. Gdy rozgrywane są najważniejsze piłki, to wygra nie jedną na dwie tylko np. cztery na pięć. Oczywiście ważne jest też z kim rywalizuje. Aczkolwiek jeszcze jakiś czas temu miała takie mecze, że nieważne kto był po drugiej stronie siatki, to przy ważnych punktach dopadało ją zbyt duże napięcie. W tej chwili lepiej sobie z tym radzi. Nie jest idealnie, ale widać duży progres - przekonuje Tomasz Wiktorowski, trener Agnieszki Radwańskiej, w rozmowie ze Sport.pl.
Od dwóch lat Linette zabiera ze sobą na kort kartkę ze strategią na mecz. Coraz rzadziej z niej korzysta, a to dowód, że spotkania wreszcie zaczęły iść po jej myśli. - Magda lepiej odnajduje się w turniejach. W ostatnim czasie nie zawodzi, gdy po pokonaniu lepszej zawodniczki, dostaje okazję na osiągnięcie bardzo dobrego wyniku. Wcześniej bywało z tym różnie. Np. na początku tego roku w Hobart najpierw pokonała 30. na świecie Greczynkę Marię Sakkari, by następnie przegrać z 122. na świecie Belgijką Greetje Minnen. Podobnie było w Hua Hin, gdzie wygrała trzy mecze, ale zatrzymała ją Ukrainka Dajana Yastremska, która wtedy jeszcze nie była tak wysoko sklasyfikowana, jak dziś - dodaje Wiktorowski.
Przez wiele lat Magda Linette była w cieniu Agnieszki Radwańskiej. Gdy najlepsza polska tenisistka w historii zakończyła karierę, to poznanianka została pierwszą rakietą Polski. To ją wzmocniło, dało mentalnego kopa. W styczniu Linette walczyła o to, by wreszcie utrzymać się na stałe w pierwszej setce rankingu WTA. Dziś bije kolejne rankingowe „życiówki” i może tylko żałować, że sezon zmierza ku końcowi. Wreszcie weszła na poziom, na który tak długo czekała. Przed 27-latką jeszcze kilka lat gry w tenisa. W takiej formie jak ostatnio, może systematycznie nadrabiać lata, w których nie rozwijała się tak szybko, jak chciała. Z wiarą we własne możliwości kolejne sukcesy mogą być tylko kwestią czasu.