Minął rok od ostatniego meczu w karierze Agnieszki Radwańskiej. Czy najlepsza polska tenisistka w historii może jeszcze wznowić karierę? Zapytaliśmy o to jej trenera, Tomasza Wiktorowskiego. Specjalnie dla nas ocenił on także m.in. pierwszy sezon Igi Świątek w cyklu WTA, postępy Magdy Linette oraz problemy polskiego tenisa.
Tomasz Wiktorowski: Widzimy obecnie zmianę pokoleniową, która następuje w cyklu WTA. Odświeżenie czołówki jest rzeczą naturalną. To samo miało miejsce, gdy szeroką falą wchodziły do rozgrywek dziewczyny z roczników 89-91. To były roczniki Agnieszki Radwańskiej, a w nich często świetne juniorki, jak właśnie Wiktoria Azarenka, Anastazja Pawluczenkowa, Caroline Wozniacki czy Petra Kvitova. To wszystko działo się 10-13 lat temu.
Dziś mamy trochę inne spojrzenie na tenis niż jeszcze kilkanaście lat temu. Wszyscy to trochę głębiej analizują. Obecne młodsze zawodniczki bardzo szybko się regenerują. Są lepiej przygotowane fizycznie. Tych starszych jeszcze bym do końca nie przekreślał. Pewne jest jednak to, że one nie będą już w stanie rywalizować na wysokim poziomie np. przez 12-15 tygodni z rzędu, jak to miało miejsce kilka lat temu. Nie będą już utrzymywać formy przez tak długi czas. Stać je na to, by sięgać po pojedyncze dobre rezultaty, co udowadnia Swietłana Kuzniecowa, która karierę zaczynała jeszcze przed Agnieszką.
Nikt nie zrobił dla polskiego tenisa tyle, co Radwańska:
- Na pewno będzie to bardzo interesujące dla środowiska tenisowego. Kim już raz wróciła do gry i wygrywała turnieje wielkoszlemowe. Teraz jej przerwa była dłuższa, dlatego nie spodziewałbym się, żeby udało jej się wejść na najwyższy poziom, a przede wszystkim dłużej się na nim utrzymać. Myślę, że może mieć pojedyncze dobre rezultaty, które będą możliwe przede wszystkim „dzikim kartom” otrzymanym od organizatorów turniejów. Aczkolwiek nie chcę też jej przekreślać, bo sport jest nieprzewidywalny. Wydaje mi się jednak, że przy tej intensywności gry w sezonie, Belgijka nie będzie w stanie utrzymać wysokiej formy dłużej niż przez jeden-dwa turnieje. Po takim wysiłku będzie zmuszona do dłuższej regeneracji.
- Powrót Agnieszki teoretycznie jest możliwy. Całkowicie wykluczyć tego nie mogę. Jak w tym powiedzeniu: "nigdy nie mów nigdy". Natomiast wydaje mi się, że Agnieszka już nie wróci.
- Byłbym raczej ostrożny w tego typu porównaniach. Agnieszka miała wyjątkowy, niepowtarzalny styl. Bardzo unikalny talent. W zasadzie w całym obecnym tourze nie widzę zawodniczki, która byłaby w jakikolwiek sposób podobna do Agnieszki. Dla dobra Igi lepiej nie porównujmy jej do Agnieszki. Nie warto szukać na siłę podobieństw między nimi. Jedyne podobieństwo jakie widzę w tej chwili, to fakt, że obie panie wygrały juniorski Wimbledon.
- Oceniam bardzo pozytywnie. Zaliczyła bardzo duży skok w rankingu. Osiągnęła w ostatnich miesiącach kilka dobrych wyników. Wiem jednak, że stać ją na jeszcze więcej.
Na pewno czujemy też lekki niedosyt, że zakończyła już sezon, bo te ostatnie starty bardzo by jej się przydały. Zdobycie punktów w drugiej części sezonu daje spory komfort psychiczny na początku kolejnego. Punkty zostają na 52 tygodnie i gdyby nawet Idze początek 2020 roku nie układał się najlepiej, to nie skutkowałoby to drastycznym spadkami w rankingu.
Ponadto Iga doszła do takiego momentu, że niewiele jej brakuje, by startowała we wszystkich turniejach, a przynajmniej w znacznej większości, w drabince głównej bez konieczności gry w eliminacjach. Gdyby zdobyła pod koniec tego roku jeszcze kilka punktów, to umocniłaby swoją pozycję. Niestety nie uda się tego zrobić. Co jednak chcę mocno podkreślić - nie jest to żaden zarzut do Igi czy do jej sztabu, bo skoro groziła jej kontuzja, to musiała zdecydować się na odpoczynek.
- To są zupełnie inne tenisistki, inaczej np. konstruują punkty. Każdy oczywiście marzy o takim wejściu do rozgrywek, jaki mają Bianca Andreescu czy Naomi Osaka. Kanadyjka i Japonka potwierdziły, jak wielki mają potencjał. Z drugiej strony ich pierwsze sukcesy jeszcze nie dają gwarancji, że będą w stanie utrzymać się przez lata na takim poziomie.
Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby Iga już w przyszłym roku albo jeszcze w kolejnym zaczęła mieć wyniki, które spowodują, że zacznie liczyć się w światowej czołówce - i to nie tej szerokiej, tylko już tej najwęższej. Już teraz jest dosyć blisko zawodniczek, które są w jej wieku, a które są przed nią.
- W samej grze, jeśli mówimy o stronie technicznej czy przygotowaniu fizycznym, to zmieniło się pewnie niewiele. W połowie tego sezonu Magda przeżywała mały kryzys. Wtedy wykonała wraz ze swoim sztabem bardzo dobry ruch - zagrała w kilku mniejszych turniejach. Jeden z nich wygrała - ITF w Manchesterze o puli nagród 100 tys. dolarów. To ją wzmocniło, bo kilka wygranych spotkań z rzędu daje dużo pewności siebie. Poparła to potem sukcesem w Bronksie, gdzie sięgnęła po pierwszy tytuł w głównym cyklu WTA w karierze.
Zauważyłem, że Magda ostatnio lepiej radzi sobie w kluczowych momentach meczu. Gdy rozgrywane są najważniejsze piłki, to wygra nie jedną na dwie tylko np. cztery na pięć. Oczywiście ważne jest też, z kim rywalizuje. Aczkolwiek jeszcze jakiś czas temu miała takie mecze, że nieważne, kto był po drugiej stronie siatki, to przy ważnych punktach dopadało ją zbyt duże napięcie. W tej chwili lepiej sobie z tym radzi. Nie jest idealnie, ale widać duży progres.
Magda lepiej też odnajduje się w turniejach. W ostatnim czasie nie zawodzi, gdy po pokonaniu lepszej zawodniczki dostaje okazję na osiągnięcie bardzo dobrego wyniku. Wcześniej bywało z tym różnie. Np. na początku tego roku w Hobart najpierw pokonała 30. na świecie Greczynkę Marię Sakkari, by następnie przegrać z 122. na świecie Belgijką Greetje Minnen. Podobnie było w Hua Hin, gdzie wygrała trzy mecze, ale zatrzymała ją Ukrainka Dajana Yastremska, która wtedy jeszcze nie była tak wysoko sklasyfikowana, jak dziś.
- To problem systemu tenisa w Polsce. Widać u nas pewien postęp w szkoleniu młodzieży. Mimo to uważam, że dobre wyniki Agnieszki i innych zawodników nie zostały wykorzystane. Najlepszy dowód? W dalszym ciągu ciężar szkolenia i finansowania szkolenia oparty jest całkowicie o rodziców i pracę indywidualną. Pomoc finansowa i merytoryczna w tenisie jest w naszym kraju zbyt mała.
Generalnie są trzy drogi szkolenia tenisowego. Pierwsza to szkolenie indywidualne - takie występuje w Polsce. W tym przypadku głównie rodzic pokrywa koszty. Sponsor czy związek czynią to w małym stopniu. Pomoc związku jest obecnie adresowana do bardzo wąskiej grupy zawodników. Druga droga wiedzie przez silne kluby, których brakuje u nas. Współzawodnictwo na poziomie klubowym stoi na zbyt niskim poziomie. Nie ma też akademii, przez które rozumiem miejsce, w którym można połączyć naukę z treningiem.
Trzecia droga to centra regionalne lub centralny ośrodek szkolenia tenisa. Ich także brakuje w Polsce. Wszystkie liczące się federacje na świecie mają narodowy ośrodek tenisowy, ośrodki regionalne, prywatne akademie. To są te inne możliwości rozwoju młodego zawodnika, z których mogą skorzystać jego rodzice. W Polsce szkolimy tenisistów tylko w oparciu o pracę indywidualną. Za szkolenie talentów nadal głównie odpowiadają rodzice. Stąd moje zdanie, że ten czas dobrych wyników został zaprzepaszczony.
Mamy w tej chwili Magdę i Igę u kobiet oraz Huberta i Kamila wśród mężczyzn. Doceniam ich wyniki, ale kiedyś mieliśmy np. sześciu chłopaków i cztery dziewczyny w szerokiej czołówce, a teraz łącznie tylko tę czwórkę. Patrząc szerzej na zagadnienie polskiego tenisa, dla mnie jest to niewystarczająca liczba polskich tenisistów. Spadek jakościowy jest widoczny.
System współzawodnictwa musi współgrać ze sobą. Mamy np. program "Tenis 10", ale zaczynamy kuleć w kolejnych kategoriach wiekowych. Zawsze mieliśmy zdolnych juniorów. U nas problemem jest przejście z poziomu juniora do młodego seniora. To szalenie trudne i bardzo kosztowne. Brakuje nam też turniejów ITF najniższej rangi, gdzie młodzi zdolni zawodnicy mogliby rywalizować z kolegami z innych krajów. Trzeba to wszystko nadrobić, by w przyszłości kolejny okres dobrych wyników naszych tenisistów także nie został zaprzepaszczony.