Tylko jedna tenisistka dokonała tego, co zrobiła Iga Świątek
Sabine Lisicki ostatnie lata nie może zaliczyć do udanych. Niemka polskiego pochodzenia spadła na 321. miejsce w rankingu WTA. Jej karierę zastopowały kontuzje. Jesienią 2017 roku miała operację kolana, kilka miesięcy później uraz stopy. Gdy powoli zaczęła wracać do zdrowia, znów zaczęła się czuć gorzej. Tym razem zdała sobie sprawę, że jej organizm jest osłabiony i zaczęła wraz z lekarzami szukać przyczyny. Okazało się, że jest chora na mononukleozę - chorobę pocałunków.
- Grałam mecze, turnieje, ale nie wiedziałam, co się dzieje. Po prostu czułam się słabo i nie wiedziałam dlaczego. To wszystko było bardzo trudne. Czułam, że coś jest nie tak. Mój umysł chciał, ale ciało za nim nie nadążało - przyznała Lisicki w rozmowie z oficjalną stroną WTA.
Mononukleozę zdiagnozowano u Niemki latem. - Byłam w szoku, gdy się o tym dowiedziałam. Często się słyszy o tej chorobie, bo szczególnie dotyka ona ludzi młodych. Nigdy jednak nie sądziłam, że to mnie spotka - dodała 30-latka.
Niemiecka tenisistka została już wyleczona przez lekarzy. Teraz zamierza wrócić do treningów, by odbudować formę i pozycję w rankingu. W 2013 roku Lisicki doszła do finału Wimbledonu, w półfinale pokonując po niezwykle zaciętym meczu Agnieszkę Radwańską 6:4, 2:6, 9:7. W decydującym spotkaniu Niemka przegrała z Francuzką Marion Bartoli 1:6, 4:6.