Tomasz Świątek po wielkim zwycięstwie Igi: Byłem zaskoczony jej reakcjami

- Jeśli Iga ma ambicje być w czubie, a ma, to będą na jej drodze stawać właśnie takie rywalki, z samego topu. Trzeba z tym żyć. Karoliny Iga się nie przestraszyła, mam nadzieję, że nie będzie się też bać Naomi Osaki - mówi Tomasz Świątek po wygranej córki z Karoliną Woźniacką w 1/16 turnieju w Toronto 1:6, 6:3, 6:4. Iga Świątek zmierzy się z Naomi Osaką w nocy z czwartku na piątek ok. godziny 2:30 polskiego czasu.
Zobacz wideo

Paweł Wilkowicz: Ile razy pan podczas tego meczu zwątpił?

Tomasz Świątek: Dawałem szanse pół na pół. Iga zaczęła mecz nerwowo, w pierwszym secie wszędzie jej się spieszyło, każdą piłkę chciała odbić mocniej niż Karolina Woźniacka. Ale po przerwie na toaletę wróciła już odmieniona, przemyślała sobie wszystko. I po drugim secie uznałem, że nawet jeśli Iga przegra cały mecz, to walkę, którą podjęła w tym secie, to, że doprowadziła go do zwycięskiego końca, już może uznać za sukces. Ale to, co Iga zrobiła w trzecim, gdy wróciła ze stanu 0:3 - czapki z głów. Trochę się czasami śmieję, że Iga buduje tę dramaturgię, żeby się nakręcać, mobilizować. Oczywiście nie robi tego specjalnie, to taka moja amatorska teoria i nikt się z nią nie będzie zgadzał, ale tak to wygląda: lubi się wpędzić w tarapaty, żeby się potem z nich wygrzebać.

Taki jest jej tenis: wóz albo przewóz.

Iga zawsze po bandzie, to fakt. U niej albo wszystko, albo nic. Ona nie lubi grać w przerzucanie, stąd też i te statystyki, że zwycięskich uderzeń ma podobną liczbę jak niewymuszonych błędów. Ale to chyba jest cenne, że lubi brać sprawy w swoje ręce.

Po tym meczu dużo mówiła akurat o cierpliwości. Że zmusiła się do wyjścia poza strefę komfortu i zamiast szukania rozwiązania jak najszybciej i jak najmocniej, dbała o staranność i była bardziej cierpliwa.

Tak, to można było zauważyć. Byłem zaskoczony jej reakcjami. Nie wyszło jej kilka piłek z akcji, było zbliżenie kamery na nią i była bardziej spokojna niż zwykle, nie emocjonowała się tym, że coś nie poszło jak trzeba. Powiedziałbym, że grała jak zawodowiec. Piłka uciekła? No trudno, zajmuję się już następną. Bardzo też były cenne uwagi Piotrka Sierzputowskiego, gdy już wchodził na kort. Bardzo pomagał. W przeciwieństwie - półżartem - do taty Woźniackiej, który podczas przerwy na coaching zapytał, czy podrapać Karolinę po plecach, bo miała w pewnym momencie jakiś ewidentny problem i próbowała się podrapać rakietą.

To drugie zwycięstwo Igi nad rywalką z Top 20 i choć poprzednie było w Wielkim Szlemie, a rywalka nieco wyżej notowana (Chinka Qiang Wang na Roland Garros grała jako 16. WTA), to jednak to się wydaje cenniejsze.

Tak myślę. Każdy pojedynek na dużym obiekcie, ze znaną rywalką, to wartość dodana. I myślę, że się jakoś drodze Igi przysłuży, doda jej nowych doświadczeń. Karolina Woźniacka to jedna z tych rywalek, które dla Igi były ikonami tenisa. Takie dziewczyny jak Simona Halep, Karolina, Serena, to były zawodniczki, które Iga oglądała, kiedy jeszcze nie umiała dobrze trzymać rakiety. Mierzyła się z legendą i to na pewno działa na emocje i trzeba się nauczyć ten etap przejść. Cieszę się, że tak to wyszło w Toronto.

Iga przyznała niedawno w rozmowie z PAP, że miała zawsze problemy z radzeniem sobie z porażkami. Ostatnie tygodnie były dla niej trudne, pewnie najbardziej te dni w Wimbledonie, po szybkiej porażce.

Tak, było trudno. Ona o tym nie powiedziała otwarcie, ale myślę, że czuła ogromne ciśnienie. Wygrała juniorski Wimbledon i chyba sama sobie przez to postawiła zbyt wysokie wymagania. Obowiązek dobrego zaprezentowania się. A trawiasty kort to jest specyficzne miejsce. Sama Iga mówiła, że na kortach treningowych nawierzchnia była zdecydowanie wolniejsza niż na korcie, na którym grała mecz. Byłem na tym spotkaniu z Viktoriją Golubić, było gwarno, głośno, ludzie siedzą tam tak blisko, że właściwie jakby na korcie, gdzieś tam pięć metrów dalej inni przechodzą sobie pod daszkiem. Trudno się skupić w takich warunkach i oczywiście dla obu dziewczyn były te warunki takie same, ale Idze to tamtego dnia bardzo nie posłużyło. No cóż, no zdarzają się takie wpadki. Mam nadzieję, że ona wyciąga z tego wnioski.

Przepraszam, że ja tu znowu się zwierzę z jednej amatorskiej teorii: Wimbledon juniorski Iga rozgrywała w drugim tygodniu Wimbledonu normalnego. I te korty są już wtedy nie takie w pełni trawiaste, piłka się już trochę inaczej odbija, trawa bywa wydarta tak, że na środku to już zaczyna przypominać mieszankę gry na ziemi i na trawie. Może to też była różnica. Ale jeszcze raz zastrzegam: mówi to amator, który na trawie nigdy nie grał. Na pewno nawierzchnia hard, na której jest turniej w Toronto, to jest ta docelowa dla Igi, bo na hardzie gra się po prostu najwięcej turniejów. Cieszę się, że się w Toronto wreszcie wkręciła w granie na twardym, bo gdy trenowaliśmy w Warszawie, to opornie to szło. Było dużo zamieszania, jest sprawa rozstania z Warsaw Sports Group, było dużo pytań o wywiady, o zdjęcia. Każdy czegoś tam od Igi chciał i nie miała czasu się wyluzować i popracować. Teraz widzę, że wyjazd bardzo jej służy. Dla mnie Toronto to już jest dobry turniej, niezależnie, co zdarzy się w meczu z Naomi Osaką.

Zwłaszcza że poprzedni turniej Igi, w Waszyngtonie, dużo niższej rangi niż w Toronto, zostawił ją z poczuciem niedokończonej pracy.

Tam Iga się jeszcze chyba nie czuła odpowiednio na twardym korcie. Odpadła w 1/8 z późniejszą zwyciężczynią, Jessicą Pegulą, dziewczyną, z którą się trudno gra, a Idze uderzenia wtedy - mówiąc kolokwialnie - nie do końca siedziały w korcie, piłki uciekały. Mocno ten mecz przeżyłem, bo przy 4:2 dla Igi w drugim secie to już witałem się z gąską, a nagle wszystko stanęło. Porównując mecz Igi z Karoliną do meczu z Pegulą, to niebo a ziemia.

Jakie ma pan przeczucia przed meczem z Naomi Osaką? Też w pewnym sensie idolka Igi, choć z innego pokolenia niż tenisistki, które pan wymienił.

Myślę, że jest realny scenariusz wyrównanej walki, o ile Iga nie będzie się spieszyć i nie będzie chciała przelicytować Osaki szybkością i siłą. To przecież prawie rówieśniczki, więc jeśli Igi nie sparaliżuje to, że to druga rakieta świata, to może powalczyć. O ile będzie dobrze zregenerowana, bo mecz z Karoliną był intensywny i późno się skończył. A to już był jej czwarty mecz w Toronto. Ale umówmy się, jeśli Iga ma ambicje być w czubie, a ma, to będą na jej drodze stawać właśnie takie rywalki, z samego topu. Nie da się ich ominąć. I trzeba się nauczyć z tym żyć i z tymi rywalkami walczyć. Iga się nie przestraszyła Karoliny i mam nadzieję, że Osaki też się nie przestraszy. Ale tak jak mówiłem, z Toronto jestem już bardzo zadowolony.

Jakie są plany Igi przed US Open?

Po Toronto jadą do Cincinnati, a potem będzie odpoczynek przed US Open. To też oczywiście zależy od tego, jak daleko Iga w Cincinnati zajdzie, ale taki jest optymalny plan: zagrać tam dobrze, a potem zrobić sobie przerwę w tygodniu przed US Open. Teraz dojedzie do Ameryki Jola Krzepota [trenerka przygotowania fizycznego Świątek - dop. red.] razem z fizjoterapeutą i będą Igę reperować. Wraca natomiast z tournée psycholog Daria Abramowicz. Tak się zmieniają, żeby się tym wszystkim nie zamęczyć. Ważne też jest, żeby Iga wskazówki, które dostaje od Darii, próbowała sama wcielać w życie, a nie czekała, aż ktoś ją będzie cały czas prowadził za rękę.

Wspomniał pan o rozstaniu z WSG. Jak idą negocjacje?

Opornie. Mieliśmy trochę przyspieszyć, ale nie wyszło. Miały być już dwa spotkania, ale było jedno, bo nie dostałem pewnych dokumentów, o które poprosiłem. Stoimy w miejscu, piłka jest po stronie agencji, zobaczymy. Co do sztabu trenerskiego, to ze wszystkimi się po kolei dogadałem. Oni chcą pracować z Igą, Iga z nimi, więc tu wszystko zostaje po staremu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.