Tenisiści na Wimbledonie są oburzeni i przestali atakować. "To szalone!"

Wimbledon coraz mniej przypomina Wimbledon, a coraz bardziej Roland Garros. Korty są tak wolne, że tenisiści przestali atakować. Dlaczego organizatorzy turnieju tak przesiąkniętego tradycją zdecydowali się spowalniać nawierzchnię trawiastą? - To moim zdaniem zabija urok tenisa - mówi nam Karol Stopa, komentator Eurosportu.

Wimbledon od zawsze kojarzył się z ofensywą, efektownymi akcjami przy siatce i szybką grą. To w tym turnieju rozegrany został jeden z najciekawszych w XXI wieku finałów wielkoszlemowych. W 2001 roku w decydującym meczu zmierzyli się Goran Ivanisević i Patrick Rafter. Chorwat pokonał Australijczyka 6:3, 3:6, 6:3, 2:6, 9:7. Obaj zawodnicy byli przedstawicielami stylu serve-and-volley. Stylu, który na naszych oczach umiera. Także na Wimbledonie i to zasługa organizatorów tego turnieju. 

Zobacz wideo

Wimbledon: zielona trawa czy zielona mączka?

Jak policzyli statystycy, w turnieju męskim w Londynie w 2002 roku było 33% akcji rozgrywanych w stylu serve-and-volley. W tym roku zaś już tylko 5%! Jeszcze gorzej wygląda to u kobiet. Siedemnaście lat temu akcji serwis-siatka było 5%, a w trwającej edycji tylko 1%. Skoro coraz mniej jest gry przy siatce, to rośnie liczba długich wymian z linii końcowych. Tenisiści śmieją się, że Wimbledon przestałby być już Wimbledonem. Dziś bardziej przypomina Roland Garros ze względu na wolną nawierzchnię. Korty trawiaste są przez organizatorów londyńskiej imprezy od lat spowalniane. W tym roku są zdaniem samych zawodników najwolniejsze w historii. - Zielone trawa czy zielona mączka? - pytają gracze.

„Te korty są tak wolne, że to jest szalone”

- Wszyscy myślą, że to najlepsza nawierzchnia dla dobrze serwujących i grających pod siatką. Jest zupełnie odwrotnie. Tymi, którzy będą wygrywać na trawie, są dobrze returnujący i broniący zawodnicy. Wimbledon to zdecydowanie najwolniejszy szlem. Te korty są tak wolne, że to jest szalone - powiedział Amerykanin Denis Kudla, który w tym roku w 2. rundzie odpadł z Novakiem Djokoviciem.

Podobnie uważa Milos Raonić, który trzy lata temu grał w finale wimbledońskiej imprezy. - Od pierwszych lat, kiedy tutaj gram, zauważyłem zdecydowane spowolnienie kortów. I nie sądzę, aby było tutaj szybciej, niż na jakimś innym szlemie. Jestem pewien, że taki zabieg jest zamierzony. Wystarczy zobaczyć, jak zmienił się tenis na trawie. I nie chodzi tutaj o kwestie tenisowe. Powodem jest trawa, która pozwala na taki, a nie inny styl – stwierdził Kanadyjczyk.

- Uważam, że trawa jest tutaj wyższa niż wcześniej. Pamiętam, że kilka lat temu serwis był na Wimbledonie bardziej efektywny, więcej dawał zawodnikom. Dzisiaj każdy może returnować, tak jak na kortach twardych - dodała Szwajcarka Belinda Bencić, która sześć lat temu wygrała Wimbledon w kategorii juniorek.

Jej koleżanka z touru, Czeszka Karolina Pliskova w sezonie 2019 zagrywa średnio po siedem asów na mecz. Na Wimbledonie taki styl gry nie pozwolił jej jednak na sukces, bo odpadła już w 4. rundzie z rodaczką, Karoliną Muchovą. - Piłka się po prostu zatrzymuje, nie przyśpiesza. Nie ślizga się, nawet podczas serwisu. Gdy serwuje, to mam wrażenie, że będzie to dobry serwis, a wychodzi zwykły, nie tak groźny dla rywalki, jak w poprzednich latach - powiedział Pliskova.

Podobnie uważa nawet sprawca jednej z największych sensacji turnieju, Reilly Opelka. Amerykanin kilka dni temu w 2. rundzie pokonał Stana Wawrinkę. Po meczu narzekał jednak na nawierzchnię. - Nigdy nie widziałem wolniejszej trawy od tej w Londynie w tym roku - przyznał Opelka. - To nie kwestia nawierzchni. To piłki są trochę cięższe. Przez to gra jest wolniejsza - stwierdził z kolei Rafael Nadal.

Najwolniej w historii?

W ćwierćfinałach tegorocznego Wimbledonu panów byli: Rafael Nadal, Novak Djoković, Roger Federer, Kei Nishikori, Roberto Bautista-Agut, Guido Pella, David Goffin i Sam Querrey. Jedynie ten ostatni i Federer chodzą czasem do siatki. Pozostali z rzadka, a już na pewno nikt z nich nie gra w stylu serve-and-volley. Wszystko z powodu nawierzchni, która w tym roku w Londynie ma być najwolniejsza w historii. Lepiej było jeszcze rok temu, bo do 1/4 awansowali wtedy m.in. Kevin Anderson, John Isner, Milos Raonić i Roger Federer. Trzej pierwsi to zdecydowanie gracze ofensywni, dysponujący potężnym serwisem i dobrą grą przy siatce.

Symbolem tegorocznej edycji będzie występ Thomasa Fabbiano.  Włoch w 1. rundzie pokonał Stefanosa Tsitsipasa, a w drugim meczu Ivo Karlovicia. Grekowi i Chorwatowi nie pomogły nawet bardzo szybki serwis i inklinacje do gry ofensywnej. Defensywny tenis Fabbiano na wolnej trawie był lepszą receptą na sukces.

„Zabija się urok dyscypliny”

- Turnieje rozgrywamy na różnych nawierzchniach, ale one w praktyce coraz mniej się różnią. Zamiast korty jeszcze bardziej różnić, to jest tendencja, by je spowalniać. Wytraca się szybkość gry, wprowadza cięższe piłki, co moim zdaniem zabija urok tej dyscypliny. Kiedyś korty trawiaste były oazą ataku, wolejów, gry przy siatce. A dzisiaj? Wszyscy stoją na linii końcowej i klepią w nieskończoność. Pozwala na to wolna trawa, którą przyjęli parę lat temu. Zamiast uwypuklać różnice i wyciągać te osoby, które grają inaczej, to próbuje się wszystkich wrzucić do jednego worka. Wimbledon jeszcze wygląda lepiej pod tym względem, ale to on przyczynił się do spowolnienia kortów trawiastych - mówił jeszcze przed rozpoczęciem tegorocznego Wimbledonu Karol Stopa, komentator Eurosportu w rozmowie ze Sport.pl. 

Wymiany na Wimbledonie są coraz dłuższe. To sprawia, że mecze zaczynają przypominać te z Roland Garros. W środowym ćwierćfinale w Londynie zmierzyli się dwaj specjaliści od gry na ziemi: Argentyńczyk Guido Pella i Hiszpan Roberto Bautista-Agut. Wygrał ten drugi, a jego obecność w półfinale jest niespodzianką nawet dla niego samego. Pozostaje tajemnicą, dlaczego organizatorzy turnieju tak przesiąkniętego tradycją, jak Wimbledon, zdecydowali się na to, by spowalniać przez lata bardzo szybką nawierzchnię trawiastą.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.