Hubert Hurkacz: Szczerze? Myślę, że to był dobry mecz w moim wykonaniu. Kilka rzeczy mogłem jednak zrobić lepiej. Wciąż w mojej grze jest sporo rzeczy do poprawienia. Pomimo tego że wyglądało to dobrze i widzę rozwój w mojej grze, to jednak nie można być zadowolonym po spotkaniu, którego nie udało się wygrać.
- Ciężko to porównywać, bo każde spotkanie jest inne. Wiadomo, że teraz grałem w 3. rundzie na Wimbledonie, na korcie nr 1. Waga takiego meczu jest inna, tak jak i jego oglądalność. W poprzednich pojedynkach mogłem grać nawet lepiej, ale z drugiej strony przeciwnik nie był tego kalibru, co Novak. Rywalizowanie z nim, z numerem jeden na świecie, to szczególna sprawa.
- Myślę, że na returnie byłem trochę za bardzo spóźniony. To muszę trochę poprawić. Grając z Novakiem, przydałoby się też jeszcze lepiej serwować. Darmowe punkty w grze z nim są na wagę złota, bo jego return jest fenomenalny i po serwisie ciężko już o łatwe punkty.
- Myślę też, że Novak od początku trzeciej partii zaczął grać bardzo dobrze. Mnie zaś drugi set kosztował dużo pod względem emocjonalnym. Jeśli choćby przez sekundę w meczu z Novakiem zejdzie się ze swojego najwyższego poziomu, to on to momentalnie wykorzystuje. Tak też tu się stało, szybko przejął inicjatywę i zbudował sobie przewagę.
- Mówił, że dziękuje za mecz i że super się grało razem. Życzył też powodzenia na przyszłość.
- Zawsze to miłe, ale dla mnie najważniejsze jest to, by skupić się na pracy z Craigiem [Craigiem Boyntonem - trenerem Huberta Hurkacza - przyp. red.], by cały czas rozwijać swoją grę. Z tego chcę czerpać na przyszłość.
- Myślę, że właśnie to doświadczenie zebrane w Paryżu pozwoliło mi zagrać lepiej. Pomimo że mój występ na Rolandzie Garrosie nie był najlepszy. Pomogło także to, że zagraliśmy na Wimbledonie w trzeciej rundzie. Byłem już bardziej zgrany z nawierzchnią. Ponadto praca z trenerem na trawie miała bardzo ważne znaczenie. Po French Open spędziliśmy trochę czasu, analizując, co możemy poprawić. Sama nawierzchnia też mogła mi trochę bardziej sprzyjać, bo pomagała w kończeniu piłek przy serwisie. Ogólnie pojedynek z Novakiem w Londynie był w moim wykonaniu lepszy od tego z Paryża.
- Trochę tak, choć staram się też pracować nad tym, by generalnie być lepszym, bez względu na nawierzchnię. To, nad czym trenujemy, ma także zastosowanie do innych kortów. Chociaż teraz przenosić będziemy się na nawierzchnię twardą, a ona też ma swoją specyfikę, o czym muszę pamiętać. Mam nadzieję, że na betonie będzie mi się grało jeszcze lepiej.
- Zawsze jest niedosyt, dopóki się nie wygra całego turnieju. Novak nie jest najłatwiejszym przeciwnikiem, z jakim można się zmierzyć. Grając z nim o zwycięstwo trzeba być na swoim najwyższym poziomie i to przez całe spotkanie. Cieszę się, że poprawiłem swoją grę, ale niedosyt też jest.
- Byłem zmuszony sytuacją (śmiech). Pamiętałem też, że na trawie ląduje się trochę lepiej niż na mączce. Nie było innej szansy na zdobycie punktu niż takie zagranie, dlatego tak postanowiłem zrobić. Podczas meczu jest też ogromna adrenalina i nie ma czasu na myślenie. Reaguje się w ułamku sekundy, musiałem zareagować instynktownie. Wiedziałem, że jeśli się nie rzucę, to rywal mnie minie, że jeśli nie wyciągnę się na sto procent, to nie wygram tej piłki.
- Cieszą, ale szkoda, że są liczone tylko jako jeden punkt.
- Najprawdopodobniej zacznę w Waszyngtonie. Później zagram w Montrealu, Cincinnati, być może w Winston-Salem, a następnie już US Open.
- Chcę się stale rozwijać - to najważniejsze. Wiemy, nad czym mamy pracować i te elementy będziemy chcieli z trenerem poprawić w najbliższym czasie. Fajnie byłoby też być rozstawionym w Wielkim Szlemie i mam nadzieję, że jak najszybciej uda się to osiągnąć. Jeśli chodzi o US Open, to liczę na zdecydowanie więcej, niż teraz udało się na Wimbledonie, bo wychodzę na kort, by wygrać turniej. Mimo że to nie jest łatwe, to tak do tego podchodzę, bo inaczej start w takim turnieju nie miałby sensu. Szlemy w ostatnich latach wygrywają właściwie tylko trzej zawodnicy: Rafael Nadal, Roger Federer i Novak Djoković. Nie jest łatwo z nimi wygrać, ale trzeba cały czas poprawiać swoją grę, by móc z nimi rywalizować.
- Właśnie może dlatego, że ich nie ma (śmiech). Ciężko to wytłumaczyć. Możliwe też, że akurat specyfika gry naszych tenisistów pasuje do tej nawierzchni, jak to chociażby w przypadku Łukasza Kubota czy Agnieszki Radwańskiej. Ich style gry pasowały do trawy, pomimo że kortów faktycznie nam brakuje.
- Na pewno jest to coś innego, próba wybicia z rytmu przeciwnika. Stojąc po drugiej stronie siatki, trudno być zadowolonym, gdy ktoś cię tak zaskoczy. Takie serwowanie jest trochę specyficzne, ale zgodnie z przepisami można tak zagrać. Taki serwis nie wygląda może najładniej, ale nie ma też żadnych przeciwwskazań, żeby tego nie robić.