Wojciech Fibak: Na pewno piękna data. Widziałem pierwsze turniejowe kroki wielu światowych gwiazd. Od pierwszej chwili, kiedy zobaczyłem też Igę, wyczułem w niej spory potencjał. Zachwyciła mnie m.in w juniorskim turnieju Rolanda Garrosa trzy lata temu. Z tą swoją agresywną grą z forhendu i bekhendu oraz mocą serwisu, doliczając do tego duże czucie piłki jest zresztą trochę jak Hubert Hurkacz, który też ma niebywałą energię. A jak trzeba ma miękką rękę do skrótów, lobów i innych trudnych piłek. Te walory widziałem u Igi już wtedy. Potrzeba było tylko czasu zanim to wszystko zaprocentuje w dorosłym tenisie.
- Rozwój Igi był bardzo szybki. Zastanawiam się, czy mógł być szybszy? Wydaje mi się, że małą przeszkodą była do tej pory jej duża pobudliwość i emocjonalność. Takie załamania zdarzyły się u niej już kilka razy. Po turnieju w Lugano widzimy jednak, że to chyba już historia, że ma pewną stabilizację mentalną, która jest potrzebna, by zbliżyć się do tenisowej czołówki.
- Myślę, że Iga też znakomicie trafiła z wyborem Lugano, bo inne groźne tenisistki jak Carla Suarez Navarro czy Belinda Bencić poodpadały z tej imprezy w pierwszej rundzie. Dla innych otworzyła się zatem drabinka. Iga grała z zawodniczkami, z którymi mogła mieć mocną wiarę, że swe starcia wygra. Nawet jak niektóre były od niej wyżej w rankingu – jak Viktoria Kuzmowa – to nie miała poczucia, że trafiła na wielkie gwiazdy. Grała tak jak grała do tej pory. Do tego jedne tenisistki narzekały na pogodę, innym nie podobało się, że grają wieczorem przy światłach, ale wszystko tak się ułożyło, że Iga jest w finale. To oczywiście jest też jej zasługa i sukces jej rodziny, która stoi za nią murem i wspaniale ją wspomaga. To sukces sztabu trenerskiego, ale i polskiego tenisa. Te porównania do Agnieszki Radwańskiej, która w swój pierwszy finał WTA osiągnęła w podobnym wieku w Sztokholmie, są naturalne. Co ciekawe ja swój pierwszy turniej też wygrałem w Sztokholmie, chyba też w kwietniu. Tylko kilka lat starszy wtedy byłem.
- To bardzo ważne w kontekście możliwości najbliższych sukcesów. Wierzę, że Iga w tej setce się zadomowi, że szybko znajdzie się w pierwszej pięćdziesiątce. Prognozowałem kiedyś Janowiczowi i Hurkaczowi pierwszą trzydziestkę rankingu, uważam, że Iga u kobiet będzie w dwudziestce, a może nawet i pierwszej dziesiątce. Ona naprawdę gra mocno i precyzyjnie, ma elektryczne uderzenia i ma talent. To inny talent niż ten Agnieszki. Radwańska miała smykałkę do gry taktycznej, sprytu, precyzji, znakomitego poruszania się, bo była szybka na korcie. Iga też jest szybka i pełna energii, ale gra przy tym tenis atletyczny. Aga wygrywała techniką, regularnością i sprytem, Iga atletyzmem i mocnymi bombami, aczkolwiek też bardzo precyzyjnymi, granymi często blisko linii. Ona ma olbrzymi talent. W ciągu kilku najbliższych lat rozstrzygnie się, czy to talent porównywalny do talentu Agnieszki. To trochę jak z Hurkaczem i Janowiczem. Wiemy już, że ten pierwszy jest zdolny do takich sukcesów, jakie momentami miał ten drugi, a do tego dochodzi jeszcze jego regularność i solidność więc to, co najlepsze może potrwać u niego dłużej.
Po pokonaniu Kristyny Pliskovej, Świątek zagra teraz ze Słowenką Poloną Hercog, oby bardziej niż rywalka nie przeszkodził jej fakt finału imprezy.
- Co do Hercog miałem okazję ją kiedyś oglądać na imprezie w Warszawie, rozgrywanej na Legii. Solidna tenisistka, ale też stara szkoła tenisa. Jeśli o Polkę pytamy w kontekście psychiki w finale, to nad Słowenką można zastanowić się czy wytrzyma kondycyjnie starcie z Polką. Pliskova miała przecież fizyczne problemy ze Swietłaną Kuzniecową. Bierzmy pod uwagę, że Świątek nie będzie faworytką starcia z Hercog – i dobrze, może będzie jej łatwiej. Ona nie ma nic do stracenia. Idzie jak burza. U niej wszystko zresztą odbywa się szybko. Ona szybko chodzi, szybko zmienia strony, szybko gra, szybko chce zdobyć punkt. Taka jej cecha. Zapowiada się otwarty mecz, oby też szybki i na korzyść Polki.