Indian Wells. Hurkacz - Federer. Wojciech Fibak: Hubert to kochany chłopak. Ale on walczy

- Z jednej strony zobaczymy cudownie, jak w balecie, poruszającego się po korcie Federera, a z drugiej strony zobaczymy Huberta, który zbytnio nie będzie mu ustępować. Wierzę w to - mówi Wojciech Fibak przed ćwierćfinałem turnieju w Indian Wells, w którym Hubert Hurkacz zmierzy się z Rogerem Federerem. Spotkanie odbędzie się w piątek o godzinie 19.00. Relacja na żywo w Sport.pl.
Zobacz wideo

Łukasz Jachimiak: Proszę powiedzieć szczerze: wierzy Pan, że Hubert Hurkacz postawi się Rogerowi Federerowi?

Wojciech Fibak: Hubert nie ma nic do stracenia, a Federer musi wygrać, jemu po prostu nie wypada przegrać.

Chyba nie chce Pan powiedzieć, że presję czuje Federer, a nie Hurkacz?

- Na pewno po stronie Szwajcara jest bardzo dużo przewag. Pierwsza, duża, jest taka, że zagrają na wielkim stadionie, na jakim Hubert nigdy nie grał. I tak dobrze, że to nie będzie mecz nokturnowy, wieczorny, bo wtedy otoczka robiłaby jeszcze większe wrażenie. Ale na pewno atmosfera trochę Huberta oszołomi. Kolejna przewaga Federera to świeżość. Oczywiście jest o wiele starszy, ale to nasz zawodnik ma za sobą kilka bardzo trudnych spotkań. I z Lucasem Pouillem, i z Keiem Nishikorim, i z Denisem Szapowałowem Hubert wygrywał ledwo, ledwo. Na pewno zmęczenie się w nim nawarstwiło. Natomiast Federer wszystkie mecze w Indian Wells wygrywał łatwo. Kolejna sprawa to technika Szwajcara. On gra inaczej od wszystkich. Jego tenis jest nowoczesny, ostry, są mocne serwisy, forhendy, ale do tego są jeszcze podcięcia ze strony bekhendowej, które już mało kto gra. Nie jest łatwo się przyzwyczaić do tych specyficznych piłek Federera. One bardzo peszą. Są niby łatwe. Łatwe z punktu widzenia laika. A tak naprawdę bardzo trudne. One są bardzo podcięte, nisko się odbijają. To może naszego Huberta bardzo wybijać z rytmu. Ale nie martwmy się. Hurkacz ma wielki talent, jest w najwyższej formie w karierze, gra świetnie, znakomicie czuje piłkę. Ma taką fazę, że od kilku tygodni gra najlepszy tenis w życiu. Do tego dokłada świetny serwis, którym potrafi wygrywać punkty bezpośrednio. Nie widzę takiego zagrożenia, że mecz z Federerem będzie podobny do tego, jaki się zdarzył Hurkaczowi z Marinem Ciliciem na US Open [2:6, 0:6, 0:6]. Na pewno nie.

To znaczy, że przez pół roku Hurkacz zrobił wielki postęp i jeśli chodzi o umiejętności czysto tenisowe, i w sferze mentalnej?

- Tak. Dojrzał. A tenisowo ma coraz lepszy, świetny forhend. I przede wszystkim znakomity bekhend. Już od pewnego czasu uważam, że jego bekhend jest jednym z najlepszych w całym tourze. Jeszcze nie został rozpoznany przez przeciwników i przez kibiców. Nawet czytałem takie artykuły, w których pisano, że Nishikori grał do słabszej strony Polaka, czyli do bekhendu, a Polak sobie radził. Za jakiś czas, gdy Hubert stanie się bardzo znanym graczem, ten bekhend przejdzie do historii. Będzie takim uderzeniem, jakim był u Andy’ego Murraya. Kiedyś zacząłem porównywać Huberta do Szkota i widzę, że to porównanie pojawia się coraz częściej. Pięknie, że tak szybko Hubert się rozwija. I że już czeka nas wspaniały mecz z jego udziałem. My z jednej strony zobaczymy cudownie, jak w balecie, poruszającego się po korcie Federera, a z drugiej strony zobaczymy Huberta, który zbytnio nie będzie mu ustępować. Wierzę w to. Jedynie trochę się obawiam o tę otoczkę. Bo kort centralny w Indian Wells to drugi największy tenisowy obiekt na świecie. Oby Huberta to zbytnio nie speszyło.

Naprawdę większy jest tylko jeden kort na świecie?

- Tak, główny na US Open. Pozostałe turnieje wielkoszlemowe nie mają tak wielkiego stadionu jak ten w Indian Wells. Organizatorzy bardzo się wysilają, żeby pokazać, że ich turniej jest prawie wielkoszlemowy.

Należy go stawiać w hierarchii zaraz za tymi wielkoszlemowymi?

- Na pewno ważniejszy jest masters, za nim są razem Indian Wells i Miami. Pewne jest, że Hubert dokonuje właśnie wielkich rzeczy w naprawdę wielkim turnieju.

Hurkacz ma 22 lata, do tej pory rozwijał się spokojnie, idąc w górę małymi kroczkami, a teraz w Indian Wells chyba przypomina to, co w 2012 roku w turnieju w Paryżu robił Jerzy Janowicz?

- Rzeczywiście, są to podobnie efektowne występy.

Ale chyba tu kończą się podobieństwa między Hurkaczem i Janowiczem?

- Zdecydowanie. To dwa różne typy osobowości, całkiem inne charaktery. Hubert zawsze grzeczny, dobrze wychowany, z pełnym szacunkiem dla przeciwników, dla publiczności, dla dziennikarzy, dla historii tenisa. Natomiast Janowicz gwałtowny, buńczuczny, zawadiacki. On szuka konfliktu i konflikty wzbudza. Hubert jest ugodowy. Jego cechuje profesjonalizm. On bardzo polega na radach Łukasza Kubota, teraz mocno się oparł o Amerykę, co ja zawsze wszystkim radzę. Już dawno temu jak się do mnie zgłosił Ivan Lendl i stwierdził, że chce być światową „jedynką”, to powiedziałem mu, że pierwszym warunkiem jest natychmiastowa przeprowadzka do USA. Hubert słucha ludzi, ma wielki talent, a że jest nieśmiałym, wyciszonym chłopakiem, to ten jego talent objawiał się powoli. Ale przecież wróżyliśmy mu, że zajdzie wysoko. Rok temu mówiłem, że stać go na miejsce w pierwszej „50” rankingu ATP, później stwierdziłem, że jego miejsce to pierwsza „30”, a teraz widzę go jeszcze wyżej. Jestem wręcz zachwycony jego regularnością. On gra bardzo nisko nad siatką, blisko linii bocznych, wybiera arcytrudne zagrania i trafia. Pięknie się rozwija.

Mówiąc o czynniku amerykańskim miał na myśli współpracę Hurkacza z Craigiem Boyntonem, czyli trenerem znanym m.in. z prowadzenia Jima Curiera, Jennifer Capriati czy Johna Isnera?

- Tak, to też. Ale tu nie chodzi o jedną osobę. Nowy trener jest ważny, tak jak menedżer Huberta, czyli Polak z Kanady. I jak to, że Hubert więcej czasu spędza w Stanach zimą. Zawsze mówiłem, że lepiej być na Florydzie i korzystać z pogody, ze świetnych warunków do treningu, z podejścia Amerykanów do sportu, niż siedzieć gdzieś w Łodzi czy Krakowie i walczyć o to, żeby się nie przeziębić.

Kiedy mówił Pan o nieśmiałości Hurkacza, przypomniała mi się wypowiedź Federera o Hubercie. „Trenowałem z Hurkaczem w Szanghaju. Przepraszał mnie za każdym razem, gdy zepsuł piłkę” – słyszał Pan to? Nie ma obawy, że Hurkacz wyjdzie na mecz myśląc, że mierzy się z wielkim mistrzem, z którym nie ma żadnych szans?

- Nie, nie. To jest kochany chłopak, ale on walczy. Widzę w nim trochę siebie. Też byłem wychowany w szacunku do wielkich sportowców, w różnych mitach olimpijskich. Może nie wiadomo jakich szczytów nie osiągnąłem, ale jednak z takim podejściem przez wiele lat grałem z czołówką i z meczów z największymi wygrałem chociaż po razie – z McEnroe, z Connorsem, z Borgiem, Wilanderem, Edbergiem. Wierzę w to, że z takim podejściem do świata, z elegancją, z dobrym wychowaniem, z dobrymi manierami, a nie z zadzieraniem, swoje osiągnie również Hubert. Moim zdaniem jego takie zachowanie nie blokuje. On nie potrzebuje się zmieniać. Zdobywa sympatię kibiców, choć nie ma takich gwiazdorskich zachowań jak choćby Szapowałow, czyli jego ostatni rywal.

Czego Hurkaczowi jeszcze brakuje, żeby z najlepszymi wygrywać regularnie?

- Musi poprawić grę przy siatce. Ale to jest jedna z najlepszych cech Łukasza Kubota, a w Łukasza Hubert jest zapatrzony, więc nauczy się od niego. Łukasz go podszkoli w woleju.

Jeśli Hurkacz poprawi jakość swoich zagrań i nabierze jeszcze większej pewności siebie, to na co będzie go stać? Nie chcę, żeby Pan mówił, że zaraz będzie wygrywał turnieje wielkoszlemowe, jestem ciekaw jak Pan rzeczywiście ocenia potencjał naszej nowej nadziei.

- Teraz ta moda na mówienie o turniejach wielkoszlemowych jest za duża. Ja się zastanawiam czy Hurkacz zadomowi się na 10 lat w ścisłej czołówce. Czy będzie kolejnym Ciliciem czy Nishikorim.

Albo męską wersją Agnieszki Radwańskiej?

- Dokładnie tak. To by było bardzo cenne, gdyby on przez lata był w gronie najlepszych. A czy wtedy wygrałby jakiś turniej wielkoszlemowy? Być może. Do tej pory myślałem, że spokojnie stać go na „50”, potem myślałem o „30”, a po tym co widzę teraz, uważam, że on naprawdę wkrótce może być takim regularnym zawodnikiem jak Nishikori czy Dimitrow. Nie mam wątpliwości, że będzie bardzo sumienny, bardzo pracowity, bardzo solidny i będzie długo ten swój poziom trzymał. Nie mam żadnych obaw, że z Hubertem coś się stanie, że się zepsuje, że wpadnie w jakieś złe towarzystwo, że go zgubią jakieś złe nawyki. Wiem, że on kocha tenis, że to jest jego pasja. Wyszedł już z polskiego tenisa na światowe salony, już na niego wszyscy inaczej patrzą. U nas też, ci, którzy zaczynają, mają już w Hubercie inspirację. A może po meczu z Federerem Hubert stanie się dla nich jeszcze ważniejszy?

Naprawdę wierzy Pan w sensację?

- Ja panu powiem tak: Federer w ostatnich dwóch-trzech latach przegrał choćby z Johnem Millmanem w US Open, bo jemu się czasem zdarzają niespodziewanie słabsze mecze. Zdarzają mu się też mecze z trochę większą nerwowością i wtedy przegrywa to, co pozornie ma już wygrane, jak na przykład spotkanie z Kevinem Andersonem na ostatnim Wimbledonie. Trzeba walczyć. I wierzę, że Hubert będzie walczył.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.