Piotr Woźniacki: Polacy dopiero za kilka lat zrozumieją, że Radwańska była zawodniczką klasy światowej

- Caroline zrezygnowała z turnieju Fed Cup w Zielonej Górze, bo z powodu choroby nie jest odpowiednio przygotowana do reprezentowania kraju. Nie wiemy, jak długo córka będzie mogła grać w tenisa. Na razie cieszymy się, że wstaje na następny dzień i może trenować - mówi w rozmowie ze Sport.pl Piotr Woźniacki, trener i ojciec Caroline Wozniacki.

W środę w Zielonej Górze rozpoczyna się turniej Fed Cup, w którym miała wziąć udział Caroline Wozniacki. 28-letnia tenisistka zrezygnowała w sobotę z występu w Polsce, a z jej ojcem oraz trenerem Piotrem Woźniackim rozmawialiśmy o chorobie Caroliny, karierze Agnieszki Radwańskiej i o Idze Świątek.

Dominik Senkowski: Dlaczego Caroline Wozniacki nie przyleci na Fed Cup do Zielonej Góry?

- Piotr Woźniacki: Zadecydowały jej problemy zdrowotne (u Wozniackiej wykryto w zeszłym roku reumatoidalne zapalenie stawów - przyp. red.). Caroline jest w tym momencie gotowa do gry na 50%. To zbyt mało, by mogła poważnie potraktować zawody Fed Cup. Dlatego musiała się wycofać. Zwłaszcza jak reprezentujesz kraj, to chcesz być przygotowanym na 100%. Niestety obecnie nie było to możliwe.

Caroline nie uczestnicząc w turnieju Fed Cup w Zielonej Górze, bardzo zmniejszyła sobie szanse na reprezentowanie Danii na igrzyskach w Tokio w 2020 roku.

- Mamy świadomość tego ryzyka, ale z drugiej strony nie wiemy, jak ten sezon się ułoży. Nie wiemy, jak długo Caroline będzie mogła grać w tenisa. Jesteśmy w nowej sytuacji, z chorobą, która została zdiagnozowana w zeszłym roku. Na razie podchodzimy do tego tak, że cieszymy się, że córka wstaje na następny dzień i może trenować.

Caroline przegrała w Australian Open w 3. rundzie z Marią Szarapową i nie zdołała obronić w Melbourne tytułu z poprzedniego sezonu. Czy choroba miała na to wpływ?

- Zawsze tłumaczę to tak, że gdy Caroline przegrała mecz, to przegrała go z rywalką, która była lepsza w tym dniu. Nigdy nie zasłaniamy się tym, że ktoś miał złamaną nogę, bolała go głowa czy miał inne problemy. Przegraliśmy z dziewczyną, która w tamtym spotkaniu zagrała po prostu lepiej.

Caroline trenowała przed rozpoczęciem Australian Open z Igą Świątek. Jak do tego doszło?

- Poznałem jej trenera, Piotrka [Piotr Sierzputowski - przyp. red]. To fajny chłopak, ambitny. Bardzo się stara, podobnie jak Iga. Zawsze to traktujemy tak, że jak jest ktoś z Polski, kto się dobrze zapowiada, ma coś w sobie albo już dobrze gra, to staramy się nawiązać z nim dobry kontakt. Rozmawiałem z Piotrkiem i w pewnym momencie wyszło, że Iga mogłaby potrenować w poniedziałek, Caroline też mogła tego dnia. Wybraliśmy Igę zamiast innej dziewczyny, bo chcieliśmy zobaczyć ją z bliska, jak ona gra. Caroline powiedziała, że chętnie ją pozna i zobaczy, jak sobie radzi w momencie, gdy dopiero wchodzi w cykl WTA.

Pierwszy raz widział Pan wówczas Igę na żywo. Jakie wrażenie na Panu wywarła?

- Dziewczyna ma potencjał. Jest odważna, ambitna, umie się zachować. Chciałbym, żeby jej się udało.

W Australian Open przeszła przez eliminacje i doszła do 2. rundy, w której przegrała z Camilą Giorgi.

- To naprawdę dobry wynik, jak na debiut w Wielkim Szlemie. Z Giorgi Caroline też przegrywała. Włoszka to zawodniczka, która potrafi pokonywać rywalki z top 10. Zdecydowanie nie jest ona wygodną rywalką. Iga nie przegrała więc z byle kim. Powinna być zadowolona, bo w Australii zrobiła swoje.

Miał Pan okazję udzielać Idze i jej trenerowi jakiś rad?

- Na ten moment nie chciałbym nikomu nic radzić, tym bardziej że oni mają swoją drogę i nie jest ona zła. Zobaczymy, jak to będzie dalej. Jak kiedyś Caroline przestanie grać, to może będzie taka okazja, bym mógł porozmawiać z rodzicami Igi. Nawet nie o nie samej, bo dzieciaki wiedzą, co robią, a bardziej o zapleczu wokół niej, które jest bardzo ważne.

W Polsce Iga Świątek nazywana jest następczynią Agnieszki Radwańskiej. Słusznie?

- To dwa różne typy tenisa. Zawsze tak jest, że dziennikarze i kibice chcą porównywać, by mieć za kogo trzymać kciuki. Iga jest na początku, a Iśka [Agnieszka Radwańska - przyp. red.] zapisała się w historii polskiego tenisa. Wcześniej był Fibak, potem długo nikt i następnie Agnieszka. Daj Bóg, żeby Idze udało się osiągnąć podobnie dużo. Myślę, że Polacy dopiero za kilka lat zrozumieją, że naprawdę mieli zawodniczkę klasy światowej i przez wiele lat mogli jej kibicować. Wiem, że trochę krytyki wylewało się czasem na Iśkę, ale zawsze tak jest u kibiców.

Czy Agnieszka Radwańska była w Polsce niedoceniana?

- Nie wiem czy niedoceniana, ale jest u nas w Polsce taki mechanizm, że szybko się przyzwyczajamy do dobrego i zapominamy o tym, co było kilka dni wcześniej, zwłaszcza w sporcie. Myślę, że Iśka osiągnęła naprawdę bardzo dużo i to historia oceni jej karierę. Jeśli zaś chodzi o Igę, to chciałbym żeby jej się udało przynajmniej tyle, co Iśce. A jak uda jej się zrobić coś więcej, to tylko bić brawa.

Był Pan zaskoczony decyzją Agnieszki Radwańskiej o zakończeniu kariery?

- Spodziewałem się tego, ale równocześnie byłem trochę zaskoczony. Moje dziecko też gra w tenisa i wiem, ile to Iśkę kosztowało poświęcenia, ciężkiej codziennej pracy, dyscypliny itd. Dodatkowo ona miała już od dłuższego czasu problemy zdrowotne i czasami przy kolacji dawała delikatnie do zrozumienia, jak dużo ją to kosztuje. Walczyła jak mogła, ale te kontuzje nie dawały jej spokoju.

W Danii też mają Państwo nową młodą gwiazdę - Clarę Tauson, która wygrała właśnie Australian Open juniorek. Podobno też już jest porównywana do Pańskiej córki?

- To prawda. Podobnie jak w przypadku Igi i Iśki, tak i u nas mamy do czynienia z dwiema zupełnie innymi zawodniczkami. Tauson jest mocno zbudowana, gra inaczej niż Caroline, która zawsze słynęła z gry defensywnej. Kibice w Danii mają wielkie nadzieje, że ta młoda tenisistka będzie przyszłością tenisa i oby tak się stało.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.