Tenis. Życiowy sukces Johna Isnera. Amerykanin wygrał prestiżowy Miami Open

Czterech finałów potrzebował John Isner, aby zdobyć swój pierwszy tytuł Masters 1000. Rozstawiony z numerem 14 Amerykanin pokonał Alexandra Zvereva [4] 6:7(4) 6:4 6:4 i wygrał prestiżowy turniej w Miami.

Niedzielne spotkanie rozpoczęło się zgodnie z oczekiwaniami. Obaj finaliści wykorzystywali wysoki wzrost i pewnie wygrywali swoje gemy serwisowe. Do wyłonienia zwycięzcy konieczny był tie-break. Isner wyszedł w nim na prowadzenie 4-3, ale od tej pory przegrał cztery punkty z rzędu. Zverev zapisał pierwszą partię na swoją korzyść.

Wiele wskazywało na to, że drugi set będzie się musiał zakończyć tak samo jak poprzedni. Isnerowi udało się jednak przełamać rywala w idealnym momencie, bo na 5:4. Zverev miał co prawda jeszcze breakpointy, ale faworyt gospodarzy się wybronił i wygrywając 6:4 wyrównał stan rywalizacji.

Decydująca odsłona miała bardzo podobny przebieg. Isner przełamał przy stanie 4:4 i miał wszystko w swoich rękach. Serwis go nie zawiódł. Przy piłce meczowej popisał się swoim koronnym uderzeniem – asem do środka kortu, po czym z radości wyrzucił rakietę w górę. Zdobył najważniejszy tytuł w karierze i to na oczach rodaków.

W wieku 32 lat Isner stał się najstarszym tenisistą w historii, który wygrał swój pierwszy turniej rangi Masters 1000. We wcześniejszych trzech finałach musiał uznać wyższość rywali (Rogera Federera w Indian Wells 2012, Rafaela Nadala w Cincinnati 2013 i Andy’ego Murraya w Paryżu 2016). W najnowszym rankingu ATP Amerykanin będzie zajmować 9. pozycję.

Tegoroczny turniej w Miami po raz ostatni odbywał się w Crandon Park. Od przyszłego sezonu tenisiści będą występować na Hard Rock Stadium. Amerykanie mogą być jednak zadowoleni, jak ze starym lokum pożegnali się ich reprezentanci. W singlu triumfowali Sloane Stephens i John Isner, deblową rywalizację mężczyzn wygrali bracia Bob i Mike Bryanowie, a u kobiet tytuł zdobyła Coco Vandeweghe w parze z Australijką Ashleigh Barty.  

John Isner [14] – Alexander Zverev [4] 6:7(4) 6:4 6:4

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.