Australian Open. Życiowy sukces Hyeona Chunga. Alexander Zverev znowu zawiódł

Alexander Zverev był rozstawiony w tegorocznym Australian Open z numerem 4 i po raz pierwszy w karierze miał zawojować turniej wielkoszlemowy. Niestety, ponownie zawiódł. W trzeciej rundzie Niemiec przegrał z fantastycznie grającym Koreańczykiem, Hyeonem Chungiem, 7:5 6:7(3) 6:2 3:6 0:6.

Najsłabszą stroną biografii Alexandra Zvereva są turnieje wielkoszlemowe. 20-letni Niemiec jest uznawany za wielki talent i kandydata do zdominowania światowego tenisa przez kolejne lata.

Mimo zwycięstw w prestiżowych imprezach rangi Masters 1000 w Rzymie i Montrealu, w czterech najważniejszych turniejach roku ma bardzo słaby bilans. Tylko raz dotarł do czwartej rundy (na Wimbledonie 2017), a podczas tegorocznego Australian Open nie poprawi statystyki – już w trzecim meczu został wyeliminowany przez Hyeona Chunga.

Koreański tenisista dał o sobie znać jeszcze w zeszłym roku. Pojawiał się w wielu ważnych turniejach i imponował swoją postawą w meczach z faworytami, m. in. Rafaelem Nadalem w Barcelonie czy Paryżu. Pod koniec sezonu wygrał także turniej Next Gen ATP Finals dla najbardziej perspektywicznych ośmiu tenisistów młodego pokolenia. W sobotę rozegrał natomiast jedno z najlepszych spotkań w życiu.

Przegrał pierwszą partię, ale w drugiej wyrównał po tie-breaku. Kolejny set również padł łupem jego rywala, ale waleczny 21-latek się nie poddał i ponownie odrobił stratę. Tego, co zrobił w decydującej odsłonie, nikt się nie spodziewał – nie oddał Zverevowi żadnego gema. Triumfując ostatecznie 7:5 6:7() 6:2 3:6 0:6 sprawił ogromną niespodziankę i po raz pierwszy w karierze zameldował się w czwartej rundzie turnieju wielkoszlemowego.

Teraz może go czekać kolejne wymagające zadanie – pojedynek z Novakiem Djokoviciem [14], który musi jednak najpierw pokonać Alberta Ramosa Vinolasa [21]. Dla Chunga byłby to jeden z najważniejszych meczów w życiu, ponieważ – jak sam przyznaje – Serb jest jego idolem z dzieciństwa i to na nim stara się wzorować.

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.