Tenis. Wojciech Fibak: Łukasz Kubot najlepszy na świecie? Przewidzieliśmy to

- Pod koniec zeszłego roku mówiłem mu, że Melo to najlepsza opcja, że będą wygrane turnieje wielkoszlemowe i wiele innych, że będą bardzo wysokie miejsca w rankingu, nawet z szansą na osiągnięcie szczytu - opowiada Wojciech Fibak. Były tenisista jest pod wrażeniem sukcesów, jakie w parze z Marcelo Melo osiąga Łukasz Kubot. W niedzielę Polak i Brazylijczyk wygrali turniej w Paryżu, w poniedziałek Kubot zostanie liderem rankingu ATP deblistów

Łukasz Jachimiak: W poniedziałek Łukasz Kubot zostanie liderem światowego rankingu ATP deblistów. Zanim o nim pomówimy, proszę wyjaśnić czy Pan też był "jedynką", bo źródła różnie podają.

Wojciech Fibak: Byłem "jedynką" na koniec roku 1978 roku. Wtedy zdobyłem Grand Prix ATP, w zestawieniu deblistów wyprzedziłem Johna McEnroe'a i wszystkich innych świetnych tenisistów. Natomiast w tym rankingu ATP zwykłym, a nie w tym ATP Race, byłem najwyżej drugi. Razem z Tomem Okkerem byliśmy najlepszą parą świata w roku 1978 i 1979, ja miałem więcej punktów, ale liczbę punktów dzielono przez liczbę turniejów, a że ja grałem trochę więcej od mojego partnera z Holandii, to miałem gorszą średnią. Dzisiaj liczy się inaczej, teraz to by mnie premiowało. A tak to on on był "jedynką".

To teraz Kubot - facet ma 35 lat, wchodzi na szczyt, ale mam wrażenie, że nie jest doceniany. Pan na pewno też słyszy, że to tylko debel, że najlepszy w nim nie może się równać z najlepszym w singlu Rafaelem Nadalem czy Rogerem Federerem?

- Sporo ludzi tak to odbiera, nie docenia sukcesu Łukasza. Szkoda, bo to wspaniały człowiek. Ma chyba tylko zalety, ja nie znam jego wad. Jest uprzejmy, niesamowicie pracowity, ma szacunek do ludzi i do historii, w tym do moich osiągnięć. Już mnóstwo ugrał, a od lat, mimo że wygrywa kolejne rzeczy, twierdzi, że jeszcze daleka droga przed nim, żeby mi dorównać. My ze sobą dużo rozmawiamy, piszemy. Nawet czasami odgrywałem rolę jego bezpośredniego coacha. Dlatego dobrze wiem, że to jest wzór pracowitości, dyscypliny, powagi. A najpiękniejsze jest w nim to, że poświęcając się tenisowi nie zaniedbuje normalnego życia. To jest bardzo rodzinny człowiek. Weźmy jego gest przed finałem Wimbledonu [Kubot i Melo go wygrali, dla Polaka był to drugi wielkoszlemowy triumf, po Australian Open 2014 wygranym ze Szwedem Robertem Lindstedtdem]. On mnie na ten mecz więcej niż zaprosił. Mówił, że sobie nie wyobraża, że że mogłoby mnie nie być na trybunach w tak ważnym dla niego momencie. Tak samo zachował się wobec Ryszarda Krauze. Z niego emanuje uczciwość, skromność, szczerość. To człowiek, który przypomina mi Bjoerna Borga. Szweda uwielbiałem, gdy byliśmy rywalami i wszystko potrafiłem dla niego zrobić. Kiedyś nawet zrezygnowałem dla niego z wygrania turnieju. W Kolonii miałem piłkę meczową, sędzia się pomylił, skrzywdził Borga, ale ja to zgłosiłem, oddałem mu piłkę i później przegrałem. Wobec Łukasza kiedyś zachowałem się poniekąd podobnie. Byłem właścicielem apartamentu w Poznaniu, bardzo ładnie położonego, w centrum, i po dwóch latach oddałem to mieszkanie Kubotowi po kosztach, za dokładnie tyle, ile sam dwa lata wcześniej zapłaciłem. Inwestycja była dobra, po tych dwóch latach przyniosłaby spory zysk, ale rezygnacja z niego była dla mnie czymś zupełnie naturalnym. Mówię o tym, żeby pokazać, że Łukasza traktuję jak rodzinę, żeby pokazać naszą relację. Jesteśmy przyjaciółmi, jesteśmy jak rodzina. Gdzie by Łukasz nie był, to zawsze staram się mu służyć dobrą radą. I teraz dzięki niemu przeżywam wielką radość.

Obserwował Pan rozwój Kubota już kiedy był on juniorem?

- Tak, znam go odkąd przebijał się do krajowej czołówki, m.in. z turnieju w Poznaniu, który założyłem. W sumie znamy się już prawie 20 lat.

Pomyślał Pan wtedy, w początkach jego kariery, albo nawet czy kiedykolwiek Pan pomyślał, że Kubot zajdzie aż tak wysoko?

- Od razu dostrzegłem w nim potencjał. On ma świetny return, a to jest w deblu bardzo ważne. Ma też rewelacyjny wolej, a to jest druga najważniejsza rzecz w deblu. To od razu było u Łukasza widać. W grze singlowej trochę brakowało mu regularności ze strony bekhendowej i nad tym pracował, ja też bardzo naciskałem na drugie podanie, on nad nim w ostatnich latach bardzo pracował. Teraz zawsze mówi "ten drugi serwis to dzięki tobie". Dokładnie powiedziałem mu, jaki ten drugi serwis ma być, jak powinien pracować. To poprawił, a jest bardzo szybki, bardzo sprawny, zwrotny. Może w grze singlowej - choć też osiągnął olbrzymie sukcesy, jak ćwierćfinał Wimbledonu - ta strona bekhendowa przeszkodziła mu w osiągnięciu jeszcze lepszych wyników, ale w deblu nic go nie ogranicza.

W deblu jest teraz łatwiej czy trudniej o sukces niż 40 lat temu? Za Pana czasów wszyscy grali wszystko, teraz jest specjalizacja, najlepsi singliści tylko sporadycznie grają w deblu.

- Teraz jest tak, że singel przeszkadza w deblu, a debel w singlu, więc Łukasz w pełni skoncentrował się na deblu, co mu zresztą radziłem. Dzięki temu i dzięki odpowiedniemu doborowi partnerów oglądamy eksplozję możliwości Kubota.

Marcelo Melo kiedyś bywał partnerem Kubota, ale dopiero od kilkunastu miesięcy Brazylijczyk i Polak są nierozłączni. Wie Pan jak doszli do wniosku, że razem stworzą najmocniejszy duet?

- Tak, rozmawialiśmy o tym z Łukaszem. Pod koniec zeszłego roku mówiłem mu, że Melo to najlepsza opcja, że będą wygrane turnieje wielkoszlemowe i wiele innych, że będą bardzo wysokie miejsca w rankingu, nawet z szansą na osiągnięcie szczytu. Naprawdę rok temu wszystko z Łukaszem przewidzieliśmy.

Kubot i Melo pasują do siebie charakterologicznie czy przede wszystkim uzupełniają się na korcie, bo każdy ma inne mocne strony?

- Obaj są już doświadczeni [Kubot ma 35 lat, a Melo - 34], dogadują się, a Melo to jeden z najlepszych deblistów na świecie w ostatnich latach, więc dobrze jest złapać takiego partnera. I to samo Brazylijczyk może powiedzieć o Łukaszu. Oni się świetnie dopasowali, bo Kubot gra znakomicie po lewej stronie, a Melo po prawej. Z Marcinem Matkowskim był problem, bo oni obaj z Łukaszem świetnie grają z lewej. Panowie się zgrali, są najlepsi, a Łukasz na pewno zasłużył na to jak mało kto.

Wszyscy ludzie z polskiego środowiska tenisowego podkreślają, że Kubot to wyjątkowy profesjonalista i tytan pracy. Trenuje tak ciężko jak choćby Rafael Nadal, którego też Pan zna?

- Na pewno w gronie najlepszych deblistów Łukasz jest postacią wyjątkową. Tam w ostatnich latach było tylko kilku ludzi z dużymi sukcesami w singlu. Poza Kubotem to Feliciano Lopez czy wcześniej Radek Stepanek. W ostatnich latach właśnie oni przypominają stare czasy. W swojej karierze w debla grałem co najmniej z 10 tenisistami, którzy byli liderami rankingu ATP w singlu. Łukasz ma doświadczenie z singla, do niego wykonywał wielką pracę, stamtąd wyniósł takie rzeczy, dzięki którym ma przewagę nad deblistami. A czy prezentuje poziom jak Nadal? Dopiero co czytałem w "New York Timesie", że debel to nie to samo co kiedyś. Na Wimbledonie też rozmawiałem z ludźmi, którzy od lat piszą o tenisie i kiedy mówiłem, że Polak wygrał, to słyszałem od nich, że debel już ich nie interesuje. To jest teraz inny świat, mamy w tenisie dwie różne dyscypliny, więc tym większa chwała takim, którzy potrafią uprawiać obie.

Wszystko rozumiem, ale chciałbym wiedzieć czy według pańskiej wiedzy da się wygrywać turnieje wielkoszlemowe w deblu pracując mniej niż na zwycięstwa w singlu.

- Na pewno nie powiem, że na co dzień Nadal pracuje ciężej od Kubota. Oczywiście w meczach wysiłek singlisty jest większy, bo musi kryć cały kort. Ale prowadzić trzeba się tak samo profesjonalnie, trzeba tyle samo godzin poświęcić na trening i harować na najwyższych obrotach. Jeszcze raz: Kubot pracuje tak ciężko jak Nadal i Federer, nawet jeśli nie gra tylu wariantów, co oni. A nie gra, bo debel to bardziej schematyczna gra, w której nie potrzeba aż takiej gamy umiejętności co w singlu.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.