Andy Murray kończy z tenisem?! Łzy na konferencji prasowej

Andy Murray jest o krok od podjęcia decyzji o końcu sportowej kariery. - Nie czuję się dobrze. Nie jestem pewien, czy jestem w stanie grać z bólem przez kolejne cztery lub pięć miesięcy - wyznał ze łzami w oczach na konferencji w Melbourne.
Zobacz wideo

- Ciągle odczuwam ból. Mogę grać na pewnym poziomie, ale nie na takim, na jakim grałem wcześniej. Zrobiłem wszystko, żeby wyleczyć moje biodro, ale to nie pomogło. Bardzo możliwe, że Australian Open to mój ostatni turniej - wyznał Andy Murray na konferencji prasowej w Melbourne.

Problemy Murraya z biodrem zaczęły się połowie sezonu 2017, ale Szkot nie zdecydował się na operację. Zabiegł przeszedł dopiero w styczniu 2018 roku, ale nie wrócił do swojej dawnej dyspozycji.

Czołowi tenisiści świata natychmiast zareagowali na konferencję Szkota. - Moje serce łamie się, słuchając Andy'ego Murraya podczas konferencji prasowej... Mam nadzieję, że dotrze do Wimbledonu i doczeka się pożegnania, na jakie zasługuje - napisała Belgijka Kim Clijsters, była liderka rankingu WTA

- Tenis dobiegnie końca dla nas wszystkich, ale przyjaźnie przetrwają całe życie. To, co zrobiłeś dla tego sportu, będzie żyło wiecznie. Mam nadzieję na mocne i zdrowe zakończenie dla Ciebie, przyjacielu! - napisał Bułgar Grigor Dimitrov. 

- Andy, właśnie obejrzałem Twoją konferencję. Proszę, nie przestawaj próbować. Walcz dalej. Mogę sobie wyobrazić Twój ból i smutek. Mam nadzieję, że możesz to przezwyciężyć. Zasługujesz na emeryturę na własnych warunkach, kiedykolwiek to się stanie. Kochamy Cię Andy i chcemy, abyś był szczęśliwy i miał się dobrze - napisał Argentyńczyk Juan Martin del Potro, który sam miał w ostatnich latach sporo problemów zdrowotnych i wie, jak ciężko się po nich podnieść.

Andy Murray to były lider rankingu ATP. Zwycięzca US Open (2012) i dwukrotny triumfator Wimbledonu (2013 i 2016). Reprezentując Wielką Brytanię zdobył dwa złota igrzysk olimpijskich. Najpierw w Londynie (2012), następnie w Rio de Janeiro (2016).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.