Wimbledon. Iga Świątek wygrała turniej juniorek! Sakowicz-Kostecka: Pompujemy balon? Na pewno nie

- Iga Świątek nie będzie żadną następczynią Agnieszki Radwańskiej. Dajmy Idze spokojnie pracować na to, na co ją stać. A stać ją na wiele - mówi była tenisistka, a obecnie komentatorka, Joanna Sakowicz-Kostecka. 17-letnia Świątek wygrała juniorski Wimbledon, pokonując w finale Szwajcarkę Leonie Kung 6:4, 6:2.

Łukasz Jachimiak: "Jest tyle rzeczy, które by się chciało powiedzieć przy okazji takiego sukcesu" - napisała Pani na Twitterze chwilę po tym jak Iga Świątek wygrała juniorski Wimbledon. Podzieli się pani tymi rzeczami?

Joanna Sakowicz-Kostecka: Pamiętam jak dziś mistrzostwa Polski dla dzieci, które organizowaliśmy w Krakowie.

Który to był rok?

- Po raz pierwszy Iga była u nas w roku 2012, później była na pewno jeszcze w roku 2014. Za pierwszym razem miała niespełna 11 lat [Świątek urodziła się w maju 2001 roku] i startowała w kategorii do 12 lat. O Idze się wtedy praktycznie zupełnie nie mówiło. Oczywiście wyróżniała się wśród swoich rówieśniczek, ale uwaga obserwatorów była skierowana na innej zawodniczce, dziewczynie z rocznika 2000. Nie chcę wymieniać jej nazwiska, ale z nią wiązano wielkie nadzieje. Jej na każdym kroku towarzyszyło ogromne zainteresowanie. A Iga szła swoim szlakiem. To był szlak pokory. Idąc nim z roku na rok Iga pokazywała, że to ona będzie tą zawodniczką, z której w najbliższym czasie będziemy mieć najwięcej radości. Pewnie teraz dużo osób będzie mówić, że pompujemy balon.

Na pewno tak będzie.

- Właśnie nie, nie robimy tego i przy Idze nigdy tego nie robiono. Nie mówiono o niej, że oto rośnie nowa gwiazda, następczyni Agnieszki Radwańskiej. Niestety, mamy taką tendencję, że jeżeli tenisistka się wyróżnia spośród dzieci 12- czy 13-letnich, to zaraz ogłaszamy ją następczynią Agnieszki. Iga tego uniknęła. Bo choć się wyróżniała, to nie aż tak, żeby wszyscy zwracali na nią uwagę. Ona cały czas bardzo spokojnie kroczy swoją drogą, przy bardzo mądrym wsparciu rodziców. Tam nigdy nie było szaleństwa, tam zawsze był spokój. Tata Igi, Tomasz Świątek, był olimpijczykiem [był siódmy w konkurencji wioślarskich czwórek na igrzyskach w Seulu w 1988 roku], więc dobrze wiedział, ile pracy wymaga wyczynowy sport, ile trzeba z siebie dać, żeby osiągnąć mistrzostwo. I tego nauczył Igę. Jak widać, już na tyle, że ona osiągnęła mistrzostwo w kategorii juniorek.

Zaryzykujmy oskarżenia o pompowany balon i zastanówmy się, jak może się rozwinąć kariera kogoś, kto osiąga taki sukces jak Iga.

- Można powiedzieć, że Iga zdała juniorski egzamin dojrzałości. Jest mistrzynią Wimbledonu i tego jej nikt nie odbierze, zawsze będzie tak można o niej powiedzieć. To jest piękne, w pełni zasłużone. Ten turniej wygrała dziewczyna, która ma bardzo poukładane w głowie. I to cieszy najbardziej.

Świątek za chwilę wróci do kraju, na pewno będzie rozmawiała z mediami, a kibice usłyszą i przeczytają pytania i odpowiedzi o marzeniach, o wielkich rzeczach. Droga do nich oczywiście daleka, ale chyba trzeba podkreślić, że ta dziewczyna ma wszystko, żeby zrobić wielką karierę?

- Jedyne o co się martwię to zdrowie. Iga już miała poważną kontuzję i bardzo długą przerwę [rok temu przeszła operację stawu skokowego, straciła aż siedem miesięcy]. O tej kontuzji trzeba pamiętać, bo już pojawiają się głosy, że rówieśniczki Igi to wygrywają turnieje zawodowe. Okej, dobrze, niech sobie wygrywają, niech sobie robią, co chcą. Iga miała kontuzję, więc musiała spokojnie wrócić do rywalizacji i idzie swoim tempem. Ma to szczęście, że rocznik 2001 jest bardzo mocny i silna konkurencja powoduje, że dziewczyny będą się nawzajem mobilizować i będą coraz lepsze.

Kogo z rocznika Świątek warto obserwować?

- Na przykład Anastazję Potapową, która już w 2016 roku wygrała juniorski Wimbledon [Rosjanka jest obecnie 219. zawodniczką seniorskiego rankingu WTA, Świątek zajmuje w nim 347. miejsce]. Warto też patrzeć na Serbkę Olgę Danilović [246 WTA] i na Chinkę Xingu Wang, która była półfinałową rywalką Igi. Świątek ma się z kim porównywać. Nie musi do Agnieszki Radwańskiej, co już się staje tradycją. Iga Świątek jest Igą Świątek i nie będzie żadną następczynią Agnieszki Radwańskiej. To musimy zapamiętać. Ich styl jest zupełnie inny, zupełnie inna jest też ich droga. Dajmy Idze spokojnie pracować na to, na co ją stać. A stać ją na wiele.

Ona sama mierzy bardzo wysoko - kilka dni temu w rozmowie bodajże z TVP Sport powiedziała, że jako seniorka chciałaby wygrać wszystkie turnieje wielkoszlemowe. Takie stawianie sprawy to w polskim sporcie rzadkość. Prawie zawsze słyszymy od zawodników, że chcą po prostu dobrze wykonać swoje zadania, a o wynikach nie myślą.

- Podejście Igi jest świetne. Zwłaszcza że przecież trenuje w takim kraju, w którym tenis jest na dramatycznie niskim poziomie. Mówię o szkoleniu, infrastrukturze, świadomości. Fakt, że ona ma odwagę marzyć o wielkich rzeczach już jest czymś wielkim. Pamiętam, że jak będąc w wieku Igi mówiłam, że chciałabym jechać na igrzyska olimpijskie, czyli marzyłam w sumie skromnie, to pukano się w czoło. Mojemu pokoleniu zabraniano marzyć o igrzyskach, a co dopiero o wygraniu turnieju wielkoszlemowego. Iga mówi odważnie o swoich celach i bardzo życzę jej, żeby te cele zrealizowała.

Żeby było jasne, że nie przesadza Pani, mówiąc o dramatycznie niskim poziomie tenisa w Polsce, warto przypomnieć, że do Wimbledonu Iga przygotowywała się w Łowiczu, korzystając z prywatnego kortu trawiastego jakiegoś pasjonata tenisa.

- O kort trawiasty trudno, nawet nie oczekujmy takiego w Polsce, a że jakiś człowiek sobie coś takiego wymyślił, to jest ewenement. Natomiast pamiętam, jak z Agnieszką Radwańską szykowałyśmy się w 2007 roku do eliminacji US Open. Trenowałyśmy na prywatnym twardym korcie naszego znajomego. Drugą opcją były rozwalające się, stare, sztuczne korty wojskowe. W Polsce nie ma nawet kortów twardych. Teraz jestem na Lazurowym Wybrzeżu, między Włochami a Francją. Tutaj są małe klubiki i choć w każdym dominują korty ziemne, to jest też przynajmniej jeden kort twardy. Rozwój u nas jest naprawdę w bardzo dużym stopniu ograniczony.

Czyli od 2007 roku minęło 11 lat, przez cały ten czas Radwańska była w światowej czołówce, a kortów nie przybyło?

- Mój mąż zawsze podkreśla, że jesteśmy z Krakowa tak jak Agnieszka, i widzimy, że odkąd ona zaczęła odnosić sukcesy, w Krakowie nie powstał żaden kort. Wręcz przeciwnie, jest ich mniej niż było.

Wróćmy do Igi i jej najbliższej przyszłości. Jakie drzwi może jej pootwierać wygranie juniorskiego Wimbledonu? Może dać np. dziką kartę do eliminacji seniorskiego US Open?

- Raczej nie, chyba że wytworzą się jakieś naprawdę sprzyjające okoliczności. Ale wiadomo, że dzięki tej wygranej w przyszłym roku Iga zagra co najmniej w eliminacjach Wimbledonu, a jest duża szansa, że od razu wejdzie do turnieju głównego. Wygranie juniorskiego turnieju wielkoszlemowego nie daje oczywiście gwarancji sukcesu wśród juniorek, nie wszystkim najzdolniejszym udaje się przebić w świecie seniorek. Ale jeżeli ma się w CV wygranie juniorskiego Wimbledonu, to taka rzecz naprawdę otwiera wiele drzwi. Łatwiej będzie szukać sponsorów, więcej będzie dzikich kart do różnych turniejów, bo są takie kraje, które będą chciały ściągnąć na swój turniej mistrzynię juniorskiego Wimbledonu. To jest naprawdę wielka rzecz.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.