Jerzy Janowicz dla Sport.pl: Po przegranym meczu dostaję obrzydliwe wiadomości. Frustraci przegrali 10 zł i piszą, że "życzą mi śmierci"

Jak siedzisz przed komputerem, to jesteś w stanie wykonywać tę czynność o wiele dłużej niż uprawiając sport. Nie robią ci się odciski, nie odpada ci ręka, kolano. Nie wymiotujesz ze zmęczenia. Na komputerze można grać, dopóki nie uśniesz albo nie zemdlejesz z braku jedzenia. Lubię gry komputerowe, ale nie wyobrażam sobie, żeby e-sport miał trafić na igrzyska olimpijskie - mówi Jerzy Janowicz.

W lutym Jerzy Janowicz udzielił szczerego wywiadu dla Sport.pl. Opowiedział w nim m.in. o swoich problemach zdrowotnych, trudnych relacjach z mediami, łatce "bad boya" w polskim sporcie. Odniósł się także do kontrowersyjnej konferencji prasowej na Torwarze po przegranym meczu Polska - Chorwacja w Pucharze Davisa.

Od rozmowy minęły dwa miesiące, a łódzki tenisista nadal rehabilituje się po kontuzji pęknięcia chrząstki w kolanie. W grudniu przeszedł zabieg w Centrum Medycznym Gamma u doktora Konrada Słynarskiego. Polegał na wstrzyknięciu komórek macierzystych, w pół narkozie. - Dramatu nie ma, ale nie idzie to w takim tempie, jakbym chciał. Męczę się z prawym kolanem. Wcześniej od trzech lat dokuczało mi lewe. Nie panikuję. Mam 28 lat. W męskim tenisie nie czuję się jeszcze skreślony - mówił w lutym Janowicz.

Jak się czuje po dwóch miesiącach od rozmowy? - Nie poddaję się. Jestem twardy psychicznie. Myślę pozytywnie i powoli wracam do zdrowia. Chciałbym się przygotować do tegorocznego Wimbledonu. to jest mój cel - mówi Janowicz.

CAŁY WYWIAD DO PRZECZYTANIA TUTAJ

Poniżej jego druga część. Z jednym z najlepszych polskich tenisistów porozmawialiśmy nie tylko o problemach ze zdrowiem, ale m.in. o hejcie oraz jego pasji do coraz bardziej popularnego e-sportu.

Damian Bąbol: Przejmujesz się hejtem w internecie?

Jerzy Janowicz: Problem dzisiejszych czasów polega na tym, że ludzie w internecie czują się bezkarni. Mam kontakt z celebrytami, znanymi sportowcami. Popytałem niektórych co sądzą o hejcie i obrzydliwych komentarzach na ich temat. Razem doszliśmy do wniosku, że kiedyś nie było takiego luksusu, aby zostawić swój wpis pod jakąś publikacją. Nie istniało coś takiego, jak chamskie krytykowanie danej osoby. Dlatego wydawało się, że ten szacunek był większy. Teraz ludzie się logują, przybierają nazwy "Krycha123" i mogą po tobie jechać, jak po łysej kobyle. Gdyby ci ludzie w jakikolwiek sposób byli odpowiedzialni za swoje słowa, to jestem przekonany, że te wulgarne komentarze poznikałyby w trymiga. Ale nie ma narzędzi, żeby tych hejterów ścigać. Bo jak można złapać taką "Krychę" ? 

Druga kwestia to bukmacherka. Wierz mi, że po przegranym meczu notorycznie otrzymuję jakieś minimum 15 wiadomości od sfrustrowanych pieniaczy, zwykłych idiotów, którzy postawili 10 zł, że życzą mi śmierci i żeby wyr...a mi matkę. To jest regularne i nagminne zjawisko, które w jakiś sposób muszę tolerować, bo co mam innego zrobić? Oczywiście to pewien rodzaj choroby psychicznej. Niestety, internet jest zbyt obszernym systemem, żeby ten jad wyplenić.

Na szczęście internet ma również wiele pozytywnych stron. Dzięki niemu możesz na przykład grać w Counter Strike'a, którego jesteś fanem. Częściej jesteś po stronie terrorystów czy antyterrorystów?

- Zależy czy wygram nożówkę. Kto wygra nożówkę wybiera stronę, po której zaczyna. Wiele zależy od mapy, taktyki, drużyny. Nie gram codziennie i wyjaśnijmy sobie jedną rzecz. Gry komputerowe nie zastępują mi mojego życia. Jeżeli jestem w sztosie treningowym, to na nic innego nie mam czasu. Komputer wtedy dla mnie nie istnieje. Odpalam go tylko wtedy, jeśli nie mam co ze sobą zrobić, bo akurat jestem wyłączony z rozgrywek, mam kontuzję i nudzę się. Z nadmiaru czasu odpalę kompa i pogram z kumplami. Jaka jest różnica między siedzeniem przed komputerem a czytaniem książki? Żadna. Takie samo zabijanie czasu.

Jerzy Janowicz na turnieju w Poznaniu w 2017 roku Jerzy Janowicz na turnieju w Poznaniu w 2017 roku ŁUKASZ CYNALEWSKI

Jedna rozgrywka z twoim kolegą, znanym gamerem Isakiem przeszła do historii. Na YouTube można obejrzeć filmik jak po porażce ze złości niszczysz klawiaturę.

- Isak jest moim dobrym kolegą. Mamy stały kontakt, rozmawiamy codziennie.  W porządku, połamałem klawiaturę. I co się wielkiego stało? Na drugi dzień kupiłem nową. Zrobiłem coś złego? Ze złości wyszedłem na ulicę i zacząłem strzelać z karabinu? Twoje życie i życie 40 milionów ludzi w tym kraju przez to się w ogóle nie zmieniło. Na korcie ze złości też wiele razy łamałem rakietę. Poza tym nigdy nie ukrywałem, że interesuję się grami i elektronicznymi gadżetami. Wiem o komputerach wszystko.

Jak to się stało, że zostałeś gamerem?

- Złapałem kontuzję lewego kolana. Coś musiałem ze sobą robić, nudziłem się w domu. Napisał do mnie Isamu, ma duży kanał na YouTube, ponad 1,7 mln subskrybentów. Zaproponował, żeby też zaczął transmitować. Wytłumaczył, jak to ma wyglądać, spodobało mi się. Stworzyłem kanał, grałem w gierki. Utrzymywałem w ten sposób kontakt z kibicami, którzy z powodu kontuzji nie mogli mnie oglądać na światowych kortach. Kanał się rozkręcał, podczas rozgrywek fani zadawali mi pytania. Różne, o to jakimi rakietami gram, o naciąg, jakie buty bym im polecał. Wywiązywała się fajna i regularna interakcja z innymi użytkownikami. Grałem w Counter Strike'a, miałem otwarty czat i odpowiadałem na pytania. Było miło, ale do czasu.

Co się stało?

- Za granie na komputerze zostałem skrytykowany przez "Rzeczpospolitą". Było to krótko po przegranej z Argentyną w Pucharze Davisa. Jak wiadomo, z powodu kontuzji nie mogłem w tym meczu zagrać. Wszyscy o tym wiedzieli, że uraz kolana wyeliminował mnie na kilka miesięcy. Tydzień po meczu powstał artykuł nie na temat zawodników, którzy zagrali, tylko o mnie. Tekst pod tytułem "Tenisista zombie". Wszystko fajnie, ale jak wpiszesz w słowniku hasło "zombie", to co wyskakuje -"żywy trup". Z czym ci się kojarzy słowo trup? Domyślam się, że z niczym fajnym. To nie koniec. Dalej w artykule czytam, że Janowicz jest uzależniony od gier i wymaga leczenia specjalisty. Jakie wnioski czytelnik może wyciągnąć z tego artykułu? Moim zdaniem takie, że stan naszego najlepszego tenisisty jest wręcz tragiczny. Nic tylko zaraz będzie pochowany na Powązkach.

Mocno.

- Jeżeli wychodzimy z założenia, że granie na komputerze jest uzależnieniem, to ja też mogę powiedzieć, że pisanie artykułów jest tym samym. To jest moje życie i będę z nim robił to na co mam ochotę. Jeżeli jestem kontuzjowany, to granie na komputerze jest moją prywatną sprawą. Nie robię nikomu tym krzywdy, nie sprawiam nikomu przykrości. Po prostu gram na komputerze. I tyle.

Jestem człowiekiem, który zawsze chce być perfekcyjny w tym co robi. Jeżeli jestem na treningu, to ten trening musi zostać wykonany perfekcyjnie. Jeżeli jakieś uderzenie nie działa mi na przestrzeni 10 centymetrów, to mnie to irytuje. I gwarantuję wam, że na treningach jeszcze bardziej się denerwuje.

Na treningach też?

- Nagminnie. Bo nie akceptuję sytuacji, gdy coś mi nie działa. Wtedy chcę to doprowadzić do absolutnej perfekcji. Tak samo jest z grami komputerowymi. Jeżeli gram o jakąś stawkę, mam turniej z kolegami, to chcę to rozegrać w sposób perfekcyjny. Coś przestaje mi wychodzić, to zaczynam się wkurzać. I chcę to poprawić. Normalna rzecz.

Zbigniew Boniek niedawno napisał na twitterze, że dla niego e-sport to patologia. Co o tym sądzisz?

- Z prezesem Bońkiem znam się od wielu lat. Pomagał mi jak byłem młodszy, trenowałem, spałem u niego we Włoszech, ale nie zgadzam się jego opinią. Umówmy się, na patologii ludzie raczej się nie wzbogacają, a tam zarabia się bardzo dobrze.

Jak dużo?

- Polscy zawodnicy drużyny Virtus.pro to ludzie, którzy jeżdżą mercedesami AMG, kupują mieszkania, domy za gotówkę. Nie żyją na kredycie. To najlepiej zarabiająca drużyna w światowym e-sporcie. Żyją zdecydowanie ponad standard. Jeżeli potrafią dorobić się na patologii, to im gratuluję.

Da się porównać e-sport do tradycyjnego sportu? 

- Mnie tylko jedno irytuje w tej dyskusji, że e-sport próbuje dorównać klasycznej odsłonie sportu. Chce być na igrzyskach olimpijskich, a przecież to są dwie totalnie różne dziedziny. Nie można ich łączyć. Owszem, mogą być igrzyska e-sportowe. Zaproponujmy  50 gier i prowadźmy klasyfikację międzynarodową. Proszę bardzo, ale nie mogą to być igrzyska olimpijskie. Sport kojarzy mi się z czymś innym. Z wysiłkiem, potem, krwią, bólem, kontuzjami.

Najlepsi e-sportowcy też muszą ciężko pracować.

- Oczywiście, na codzienne treningi poświęcają zdecydowanie więcej czasu od zwykłych sportowców. Jak siedzisz przed komputerem, to jesteś w stanie wykonywać tę czynność o wiele dłużej. Nie robią ci się odciski, nie odpada ci ręka, kolano. Nie wymiotujesz ze zmęczenia. Na komputerze można grać, dopóki nie uśniesz albo nie zemdlejesz z braku jedzenia.

Niektórzy nawet wieszczą, że to początek końca tradycyjnego sportu. Co o tym myślisz?

- Sport w tradycyjnym rozumieniu nigdy nie zginie, ale coś się zmienia. Byłem małym kajtkiem i pamiętam, że pierwszy komputer rodzice mi kupili w wieku 7 lat. Lubiłem odpalać nowe gry, ale 80 procent dnia spędzałem na dworzu. Biegałem po jakiś ruderach, grałem w piłkę, jeździliśmy z chłopakami na deskorolkach. Nie było czegoś takiego, że dostałem komputer i świat dla mnie przestał istnieć. Od zawsze lubiłem sport, dać sobie fizyczny wycisk. Teraz też jak gram w domu, to po jakimś czasie zaczynam się męczyć. Dzwonię do kolegi i mówię mu: "Dawaj, wychodzimy pobiegać trochę albo za pół godziny widzimy się na siłowni, bo mnie już telepie od tego siedzenia w domu". Najważniejsze, żeby zachować w tym zdrowy umiar.

Rozmawiał Damian Bąbol

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.