Australian Open. Iga Świątek debiutuje w Wielkim Szlemie. Tomasz Świątek: Wierzę, że treningi z Caroliną Wozniacki pomogą Idze

Iga Świątek gra we wtorek w nocy swój pierwszy mecz w kwalifikacjach do Australian Open. Rywalką 17-letniej Polki będzie jej rówieśniczka Serbka Olga Danilović. - Danilović lubi prowokować przeciwniczki. Mam nadzieję, że Iga będzie skoncentrowana - mówi Tomasz Świątek, ojciec naszej młodej zawodniczki.
Zobacz wideo

We wtorek ruszają kwalifikacje do turnieju głównego Australian Open, w których weźmie udział Iga Świątek. Dla naszej tenisistki będzie to debiut w imprezie wielkoszlemowej. W pierwszej rundzie jej rywalką będzie sklasyfikowana na 108. miejscu w rankingu WTA Olga Danilović. Serbka, mimo że jest rówieśniczką Igi, ma już na koncie wygrany turniej z cyklu WTA. W lipcu zeszłego roku triumfowała w Moscow River Cup. Jest pierwszą zawodniczką z rocznika 2000+, której udało się zwyciężyć w zawodach WTA.

Danilović jest leworęczna. Jej główne atuty to mocny forehand oraz gra kombinacyjna. W swojej seniorskiej karierze zdołała już pokonać takie zawodniczki jak: Julia Goerges, Kaia Kanepi oraz Anastasija Sevastova. Trenerem serbskiej tenisistki jest obecnie Petar Popović, były szkoleniowiec m.in. Ivo Karlovicia i Andrei Petković. Mecz Świątek - Danilović rozpocznie się około godz. 1:30 czasu polskiego.

***

Dominik Senkowski: Iga zmierzy się we wtorek w nocy w pierwszej rundzie kwalifikacji Australian Open z Olgą Danilović. Serbka będzie faworytką tego meczu?

- Tomasz Świątek, ojciec Igi: To spotkanie będzie bardzo ciężkie pod względem mentalnym. One się znają bowiem jak łyse konie. Rywalizowały za sobą już w wieku 12 lat. Danilović ma chyba nieco korzystniejszy bilans pojedynków z Igą, ale z drugiej strony to nie powinno mieć znaczenia. Szczerze mówiąc, Iga może wygrać ten mecz, ale równie dobrze może go też przegrać. Mam nadzieję, że będzie na tyle zmotywowana i skoncentrowana, że nie da się rywalce sprowokować do jakiegoś nerwowego zachowania. Danilović jest taką zawodniczką, która lubi prowokować, co jest zawsze niewygodne dla jej przeciwniczek. Serbka jest ponadto leworęczna, co mogłoby mieć znaczenie, ale w przypadku Igi nie powinno, bo grała z nią wielokrotnie. Wszystko będzie zależeć od dobrego rozpoczęcia meczu.

Rozmawiałem z Adamem Romerem z magazynu "Tenisklub" o występie Igi w Auckland. Jego zdaniem problemem naszej zawodniczki jest to, że za długo wchodzi w mecz i przez to często przegrywa pierwsze sety. W Nowej Zelandii było tak w spotkaniach drugiej i trzeciej rundy kwalifikacji. Z  czego to Pana zdaniem wynika?

- To nie do końca tak jest. Tak się akurat złożyło w Auckland. Iga w pierwszym pojedynku kwalifikacji z Elys Venturą doznała drobnej kontuzji - naciągnęła mięsień przywodziciela. Z tego powodu bardzo ciężko grało jej się w drugim meczu z Claire Liu, w którym bardziej walczyła ze sobą niż z przeciwnikiem. Iga się nie skarżyła się na to publicznie, ale miała problem z normalną grą. Generalnie wiele czynników składa się na to, że ona dobrze rozpoczyna dane spotkanie lub nie. Upraszczanie tego do tylko jednego mianownika jest niesprawiedliwe.

A czy z jej zdrowiem jest już w porządku?

- Tak. Odpoczęła po Auckland, przez kilka dni miała zabiegi w Nowej Zelandii, a potem w Australii. W poniedziałek odbyła trening z Caroliną Wozniacki. Mówiła mi, że była z niego bardzo zadowolona pod względem sportowym i zdrowotnym.

Jak doszło do tego, że Iga miała okazję potrenować z Wozniacki?

- To wspólny pomysł obu sztabów zawodniczek, ale pierwszy gest był zapewne ze strony Caroliny. Z tego co opowiadał mi później trener Igi, stanęła ona na wysokości zadania. Starała się utrzymywać piłkę w korcie, nie psuć. To dla niej rewelacyjna lekcja - poćwiczyć na dużym obiekcie wielkoszlemowym z numerem trzy na świecie. To może ją tylko motywować do dalszego rozwoju i pomóc w kolejnych meczach. Mam nadzieję, że już w tym najbliższym z Danilović. Nie będzie to łatwe spotkanie, ale wierzę, że Iga poradzi sobie.

A jaki jest jej cel na ten sezon? 

- Szczerze? Nie ma żadnego konkretnego celu. Chcemy, by Iga przywoziła z każdego turnieju jak najwięcej punktów, a reszta poukłada się sama. Trudno w tym momencie zakładać, że celem ma być np. miejsce w pierwszej setce, skoro przy dobrych układach jednym turniejem można taki wynik osiągnąć. Iga wchodzi w inny etap. Opowiadała mi swoje wrażenia z Auckland i mówiła, że nawet nie da się tego porównać do turniejów ITF. W Nowej Zelandii musiała też przejść całą procedurę WTA – wszystkie badania, rozmowy. To trwało bardzo długo i nie pomagało w grze. Liczyłem się z tym, że ona może mieć ten turniej trochę stracony. Aczkolwiek miałem nadzieję, że coś tam ugra. Niestety nie udało się, ale to też dobra lekcja dla niej. Gdy wychodzi się z takich mniejszych turniejów i wchodzi na wyższy poziom, to zawodnik nie jest przyzwyczajony do przegrywania.

Czuła się rozżalona po swoim występie w Auckland?

- Aż tak to nie. Powiedzmy szczerze – ona przegrała mecz z Janą Cepelovą nie dlatego, że grała słabo. Po prostu to Słowaczka odrobiła lekcję po Budapeszcie, gdzie w sierpniu zeszłego roku Iga pokonała ją 6:1, 6:0. Jednak wtedy rywalizowały na mączce, teraz zaś na kortach twardych, gdzie piłka latała dużo szybciej. Z tego co wiem od trenera Igi, to Cepelova grała na tzw. strzał. Jeśli trafiała mocno i celnie, to często nie było czego zbierać. Jeśli jednak Idze udało się przetrzymać wymianę, to jej szanse na wygranie punktu wzrastały. Na pewno był to zupełnie inny mecz niż w Budapeszcie. Iga podeszła do niego albo troszeczkę nieprzygotowana, albo zbyt nonszalancko. Inna sprawa, że ta noga ją ciągnęła i przez to nie czuła się w pełni komfortowo. Ale to już za nią. Musi się obyć z wyższym poziomem, z walką z lepszymi zawodniczkami. Grając wciąż w pierwszej lidze, a nie w ekstraklasie, tego tenisowego otrzaskania nie zdobędzie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.