Tenis. Iga Świątek: Wzór? Bardziej Jennifer Lawrence niż Agnieszka Radwańska

- Agnieszka Radwańska wie o moim istnieniu, pogratulowała mi na Facebooku. Chciałabym mieć kiedyś tak efektowny styl gry jak ona - mówi Iga Świątek. - Moim celem jest wygranie wszystkich turniejów wielkoszlemowych i igrzysk olimpijskich. Generalnie nie mam takich problemów, że zaczynam gwiazdorzyć. Tata od razu sprowadziłby mnie na ziemię - dodaje 17-letnia zwyciężczyni juniorskiego Wimbledonu.

Łukasz Jachimiak: W sobotę wygrałaś juniorski Wimbledon, w niedzielę pozowałaś do zdjęć z Andżeliką Kerber i Novakiem Djokoviciem, w środę na Twojej konferencji prasowej pojawiła się jakaś setka dziennikarzy. Jak się z tym wszystkim czujesz?

Iga Świątek: To jest niesamowite. Z Andżeliką miałam okazję rozmawiać już w trakcie turnieju, więc spotkanie z nią na balu nie było żadnym szokiem. W ogóle szybko się oswoiłam z myślą, że pójdę na bal i będę brała udział w tym całym przepychu. Fajnie się tam bawiłam. Podeszłam do tego bez kompleksów.

Z Djokoviciem też porozmawiałaś?

- Tak, ale jego cały czas otaczały tłumy, więc nie miał zbyt dużo czasu na rozmowę.

Razem ze swoim sztabem podkreślasz, że to dopiero początek, że wimbledońskim triumfem żegnasz się z grą wśród juniorek i na dobre zaczynasz seniorską karierę. Naprawdę potrafisz szybko tak sobie uporządkować sytuację, żeby myśleć, że to było „tylko” a nie „aż” wygranie juniorskiego Wimbledonu?

- Moim celem jest wygranie wszystkich seniorskich turniejów wielkoszlemowych i igrzysk olimpijskich. Generalnie nie mam takich problemów, że zaczynam gwiazdorzyć. Mój tata od razu by to zauważył i sprowadziłby mnie na ziemię. A moi trenerzy razem z nim. Środa to był ostatni dzień, który poświęciłam mediom. Trochę odpoczęłam i wracam do treningów.

>> Tour de France. Geraint Thomas wygrywa w La Rosiere i przejmuje koszulkę lidera wyścigu. Majka niestety z dużymi stratami.

Stresowałaś się, kiedy w środę wstałaś i pomyślałaś o największej konferencji w swoim życiu?

- O niczym nie myślałam, bo zaspałam.

A kiedy już dotarłaś na stadion Legii i zobaczyłaś jak wielu dziennikarzy na Ciebie czeka?

- Wtedy był stres. Ale cieszę się z zainteresowania, bo to może mi kiedyś otworzyć wiele drzwi. Byłam na to przygotowana, jest okej.

Bardzo Ci zależało, żeby grę wśród juniorek skończyć wielkoszlemowym tytułem? Grałaś pod szczególną presją?

- Tak, ale moja pewność siebie bardzo poszła w górę od niedawnego Rolanda Garrosa. Tam miałam w półfinale piłkę meczową, a przegrałam to spotkanie. Ono mnie dużo nauczyło. Na Wimbledonie mecz półfinałowy też był bardzo stresujący. Przegrywałam, ale wyciągnęłam to. A w wygranie całego turnieju uwierzyłam już po pierwszej rundzie, w której pokonałam zawodniczkę rozstawioną z „jedynką”.

Obawiasz się nieodwołalnego wejścia w tenis dorosłych?

- Nie, bo wygrałam już cztery czy pięć turniejów seniorskich. Dobrze zaczęłam, dlatego nie mam obaw. Poza tym będę spotykać też rywalki z juniorek, bo już m.in. Whitney Osuigwe [liderka rankingu juniorek] zapowiedziała, że dla niej to też był ostatni turniej w tej kategorii wiekowej.

>> Liga Narodów. Polska - Portugalia. Polska - Włochy. Ceny biletów i od kiedy w sprzedaży

Nad czym jeszcze musisz mocno popracować?

- Ojej, właściwie nad wszystkim. Jestem jeszcze juniorką i mój tenis nie jest ukształtowany.

To trochę odwrócę pytanie – komentatorzy BBC podsumowując Twoje zwycięstwo na Wimbledonie stwierdzili, że masz narzędzia, żeby walczyć z seniorkami. O co według Ciebie chodziło? Przede wszystkim o Twój już bardzo szybki serwis?

- Myślę, że o serwis i o odwagę. Lubię podejmować ryzyko w decydujących momentach. Wiele juniorek w takich sytuacjach się stresuje i gra asekuracyjnie. Ja się nie boję zaatakować, bo wyznaję taką dewizę, że najlepszą obroną jest atak.

Twój serwis już ma prędkość około 190 km/h, a takiej nie osiąga wiele seniorek i to tych topowych. Ile jeszcze możesz dorzucić?

- Szczerze mówiąc nie wiem, bo Wimbledon to był jedyny turniej na którym mogłam zobaczyć, jaka jest prędkość mojego serwisu. Normalnie tego nie mierzymy, koncentrujemy się tylko, żeby piłka wpadała w kort. Myślę, że nad prędkością nie trzeba pracować, tylko nad regularnością, żeby serwis każdego dnia był taki sam.

To prawda, że na współpracę namawiają Cię trenerzy z otoczenia Agnieszki Radwańskiej?

- Generalnie do mnie to nie dochodzi. Trzeba rozmawiać z Arturem Bochenkiem [prezes agencji Warsaw Sports Group, która prowadzi karierę Świątek] albo z moimi trenerami.

>> LGP w Wiśle. Klemens Murańka musi przejść kolejną operację. Nie wykorzystamy limitu na zawody

Grasz inny tenis niż Radwańska, ale jesteś i pewnie jeszcze długo będziesz do niej porównywana. Jest w jej grze coś, na czym się wzorujesz? Wy się w ogóle znacie?

- Wiem, że Agnieszka wie o moim istnieniu, bo pogratulowała mi zwycięstwa na Facebooku.

Rozmawiałyście kiedyś?

- Nie było okazji, bo zawsze Agnieszka była zabiegana i musiała się koncentrować na sobie. A z jej gry na pewno chciałabym wyciągnąć dla siebie czucie. Chciałabym mieć kiedyś tak efektowny styl gry jak ona.

Męczy Cię porównywanie do niej, a nawet nazywanie jej następczynią?

- Trochę męczy, ale szczerze mówiąc to było do przewidzenia. Agnieszka zasłużyła na to, żeby innych zawodników do niej porównywać. Mam nadzieję, że kiedyś ludzie będą porównywać innych do mnie.

Wiesz, że jesteś porównywana do jeszcze innej zawodniczki? Wojciech Fibak od jakiegoś czasu twierdzi, że przypominasz Kim Clijsters.

- O Jezu… Nie wiem. Nie znam tak bardzo gry tych wszystkich zawodniczek. Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że kiedyś to zrealizuję, że to nie będą tylko puste słowa.

Za wygranie Wimbledonu dostałaś jakieś gratulacje, które szczególnie zapamiętałaś?

- Gratulacje od zwyciężczyni seniorskiego turnieju na pewno mają dużą wartość.

Zwłaszcza złożone po polsku?

- Tak, zdecydowanie.

Zdjęcie z Kerber wisi już na ścianie w Twoim pokoju?

- W moim pokoju jeszcze nic nie wisi, ale myślę, że kiedyś na pewno je sobie powieszę.

Twoja trenerka mówiła, że nie mniej emocji niż na wimbledońskich kortach miałyście w związku z wyborem kreacji na bal. Zabrakło czasu na spokojne zakupy?

- Poświęciłyśmy na to cały dzień, więc czas był. Zdecydowana też byłam. Od razu chciałam sukienkę, która sięgałaby mi pod samą szyję i żeby się ją na szyi wiązało. Inne szybko odrzuciłam. Ale problem był z butami, bo nie lubię szpilek. To ze względu na problemy jakie miałam z kostkami. Jakoś sobie w końcu poradziłam, miałam sześciocentymetrowe obcasy. Tylko raz się przewróciłam, na schodach.

W sierpniu zagrasz w turnieju w Warszawie. To będzie dla Ciebie specjalna impreza?

- Tak, będzie większa presja, bo wielu ludzi śledzących moją grę gdzieś w internecie w końcu będzie miało okazję mnie obejrzeć. Prawdopodobnie ci ludzie spodziewają się czegoś nadzwyczajnego. Takie odczucia miałam już rok temu. Teraz trochę dorosłam i zdążyłam już udowodnić, że potrafię grać w tenisa. Dzięki temu z gry w Warszawie będę miała więcej przyjemności niż poprzednio.

Patrzeć na Ciebie będą też dzieciaki. Potrafisz powiedzieć im, dlaczego warto postawić na tenis?

- To jest wymarzony sport, elegancki. Kibice są bardzo tolerancyjni, najlepszym towarzyszy wielka publiczność, a do wygrania są duże pieniądze. Młodym zawodnikom podpowiadam, żeby się nie poddawali. Ja też już ze dwa razy „kończyłam” karierę. Trzeba wytrwać, iść dalej, bo to jest ogromna szansa na wybicie się i zrobienie czegoś niezwykłego.

Tobie wytrwać na pewno pomógł świetnie znający sport tata, olimpijczyk we wioślarstwie z igrzysk w Seulu w 1988 roku?

- Oczywiście. On pierwszy zaprowadził mnie na korty, a kiedy po szkole nie chciało mi się iść na trening i wolałam zostać z koleżankami, to mnie motywował. Wiedział co jest dla mnie dobre.

Ale Twoim trenerem nie mógłby być?

- Parę razy mu powiedziałam, że chciałabym, żeby był moim tatą, a nie trenerem. To jest bardzo otwarty człowiek, wysłuchał mnie. A często rodzice nie czują granicy, nie rozumieją, że pewne sprawy warto zostawić trenerom. Tata wielu rzeczy nauczył się na mojej siostrze, Agacie, która wcześniej niż ja grała w tenisa. Ona miała trudniej ode mnie.

>> Arsene Wenger może zostać trenerem reprezentacji Japonii

Wiem, że lubisz się uczyć, że rok szkolny skończyłaś ze średnią 5,08. Tenis to nie jest Twoje całe życie?

- Najbardziej lubię matematykę. Bardzo też lubię słuchać muzyki i czytać książki. Staram się oczyszczać głowę, bo ciągłe myślenie o tenisie jest niezdrowe. Kiedy byłam mała, to zawsze nalegałam, żeby mieć prywatne życie niezwiązane z tenisem. Teraz to się trochę zmieniło, bo bardziej polubiłam ten sport. Jak byłam młodsza, to miałam problem z polubieniem tenisa, przeszkadzało mi nawet, że w domu się o nim rozmawia.

Pamiętasz ten moment, w którym się ostatecznie przekonałaś do tenisa?

- Tak, to był mój pierwszy turniej wielkoszlemowy, czyli Roland Garros 2016. On mnie przekonał, że jestem w miejscu, w którym chcę być.

Twój sztab mówi, że masz trudny charakter. Dlaczego między Tobą a trenerami dochodzi do zgrzytów?

- Zgrzyty faktycznie są. Biorą się z niezrozumienia siebie nawzajem. Sztuka polega na tym, żeby się godzić. Gdyby nie był zgrzytów, to nie byłoby też swobodnej relacji między nami. A ja się nie boję wyrazić swojej opinii.

Przechodziłaś jakieś szkolenie medialne?

- Nie miałam żadnego szkolenia, ale oglądałam na Youtube filmiki z moimi ulubionymi celebrytami i teraz staram się ich naśladować. Poza tym jak się stresuję, to sobie przypominam, że wszyscy są ludźmi.

Których celebrytów podpatrywałaś?

- Ojej, dużo ich było. Generalnie chodzi o zespoły muzyczne.

Wymienisz nazwy?

- Oczywiście Coldplay. Ale oni są tacy brytyjscy, tacy sztywni trochę. Wzoruję się też na moich ulubionych aktorkach, np. na Jennifer Lawrence.

>> Jeśli jesteś bardziej wymagającym czytelnikiem, to musisz wypróbować nasz nowy newsletter

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.