Matkowski i Fyrstenberg wygrali turniej w Eastbourne ?
Przed turniejem Aegon International Mariusz Fyrstenberg miał zarobione 993,5 tys. dolarów, Marcin Matkowski 989 tys. dolarów. W Eastbourne obaj dostali dokładnie po 11 375 euro i - jak na deblistów przystało - jednocześnie wkroczyli do grona tenisowych "milionerów".
- Zupełnie o tym nie wiedzieliśmy - przyznali zgodnie, gdy dowiedzieli się od nas o nowinie.
Fyrstenberg dodał szybko: - Kurcze, gdzie te pieniądze się podziewają. Jakoś dziwnie nie mogę się poczuć milionerem.
Przyznaje jednak, że na niedostatek nie narzeka.
- Biorąc pod uwagę zarobki większości moich rodaków, to na pewno mogę się czuć majętny. Jednak w porównaniu z innymi tenisistami, a szczególnie singlistami, wypadam słabiutko - mówi Fyrstenberg.
Matkowski dodaje: - Mam nadzieję, że na zarobienie kolejnego miliona nie będę czekał aż tak długo [pierwsze turnieje zawodowe Polacy zaliczyli 10 lat temu - red.].
Według ich wyliczeń ok. 20 proc. kwoty wygranych pochłaniają podatki, kolejne 20 proc. to koszty wykonywania "zawodu tenisisty" - szczególnie podróży.
- Może mam milion na koncie, może nie. Nie sprawdzam - mówi Matkowski. - Szczerze mówiąc nie to jest najważniejsze, choć też nie mogę powiedzieć, że w ogóle nie ma znaczenia. Tenis jest naszym zawodem. Gramy dla punktów, ale i dla pieniędzy. Na życie i wydatki wystarcza, odłożyć też można.
Tegoroczne dochody nie mogły zadowolić naszych tenisistów. Pierwsze pięć miesięcy mieli nie najlepsze, do tego doszły problemy zdrowotne Fyrstenbega. Do startu w Eastbourne Matkowski zarobił 99,5 tys. dolarów, Fyrstenberg 80 tys. dolarów. Teraz obaj liczą na solidniejszy zastrzyk gotówki na Wimbledonie. Tam pula wynosi 12,5 mln funtów, a za sam start każdy deblista zarabia ponad 2,5 tys. funtów. Polacy, którzy tylko dwukrotnie w karierze zdołali awansować do drugiej rundy tym razem zapowiadają powalczyć o wyższe cele.
- Po turniejach w Queen's i Eastbourne wiemy, jak się zachowywać na "zielonych pastwiskach", to powinno zaprocentować wreszcie dobrymi wynikami w Londynie - uważa Fyrstenberg.
W Wielkiej Brytanii naszym deblistom podpowiada Nick Brown, kapitan polskiej reprezentacji daviscupovej. - Kilka jego wskazówek było bezcennych - przyznaje Matkowski. - Dzięki temu skorygowaliśmy niektóre uderzenia.
Efekty widoczne są m.in. w serwisie. Obaj Polacy wkładają minimalnie mniejszą siłę w serwy, ale starają się, by podanie było bardziej ścięte. Dzięki temu piłka dostaje poślizgu na trawie i po odbiciu się na stronie rywala przyspiesza.
W pierwszej rundzie turnieju na Wimbledonie Fyrstenberg i Matkowski jako para numer sześć zagrają z parą Amerykanów Eric Butorac - Scott Lipsky.
- I to wszystko. Na kogo trafiamy w następnej rundzie nie chcę wiedzieć - mówi Fyrstenberg. - I tak mam w głowie za dużo myśli.
O ataku polskiej tenisowej diaspory - czytaj tutaj ?