"Polski Federer": Cel na najbliższy sezon? Pierwsza trzydziestka

- Na koniec 2011 roku chciałbym być w pierwszej trzydziestce - odważnie deklaruje Michał Przysiężny. Tenisista, który w październiku 2009 klasyfikowany był w rankingu ATP w okolicach 600. miejsca, na awans do czołowej setki potrzebował zaledwie pół roku. Czy stać go na podbój tenisowego świata?

Swój pierwszy sukces seniorski Michał Przysiężny odniósł w 2006 roku podczas turnieju w Sopocie. Głogowianin, z racji dalekiej pozycji na światowej liście, próbował swoich sił wyłącznie w turniejach rangi futures i challengerach. "Dzika karta" przyznana mu przez organizatorów sopockiego turnieju stworzyła Przysiężnemu okazję do występu w zawodach rangi ATP. W pierwszej rundzie pokonał utytułowanego Guillermo Corię (Argentyńczyk poddał mecz z powodu kontuzji barku). Dzięki zwycięstwu w kolejnym spotkaniu, Przysiężny przerwał trwającą okrągłe dwadzieścia lat niemoc polskich tenisistów i awansował do ćwierćfinału turnieju rangi ATP.

Po trzech latach, kiedy Przysiężny błąkał się między trzecią a siódmą setką, wykorzystał w końcu nadarzającą się szansę awansu w górę rankingu. Wygrywając ostatni w jego tenisowym kalendarzu na rok 2009 turniej w Helsinkach, Michał wskoczył do drugiej setki światowej listy. Jak się później okazało, był to przełomowy moment w jego karierze. - Nigdy nie byłem załamany z powodu porażek, czy też kontuzji. Zawsze wierzyłem, że uda mi się wejść do pierwszej setki - twierdzi tenisista.

Z szóstej setki do pierwszej

W listopadzie 2009 roku Łukasz Kubot jako pierwszy Polak od czasów Wojciecha Fibaka awansował do czołowej "100" na świecie. Minęło niespełna pół roku, a w czołówce widniało już także nazwisko Przysiężnego. Upragniony awans do TOP 100 dał możliwość występów w największych turniejach bez potrzeby gry w eliminacjach. - Grałem przestojami, parę miesięcy dobrze, parę źle - podsumował miniony sezon Przysiężny. Od czasu wartościowej wygranej na londyńskich kortach Wimbledonu z Ivanem Ljubiciciem, przegrał dwanaście kolejnych spotkań w zawodach rangi ATP. - Nie było tak, że rywale z którymi grałem byli poza moim zasięgiem. Akurat spadek formy przyszedł w momencie, gdy brałem udział w większych turniejach - Mówi dla Sport.pl "Ołówek", który swoją ksywę zawdzięcza posiadaniu przed laty fryzury na wzór bohatera bajki o "Zaczarowanym ołówku".

Pomimo tych niepowodzeń, Przysiężny zebrał wiele punktów w ostatnich tygodniach sezonu, podczas turniejów we włoskim Ortisei oraz w Helsinkach. Tym samym zapewnił sobie udział w turnieju głównym styczniowego Australian Open (17 - 30.01.2011r.) . Udany występ na kortach w Melbourne może sprawić, że Michał wyprzedzi Łukasza Kubota i będzie najwyżej sklasyfikowanym polskim tenisistą na światowych listach.

Cel na 2011? Pierwsza trzydziestka

"Polski Federer", bo tak z racji nienagannej techniki i dostojnego poruszania się po korcie nazwał przed laty Przysiężnego sam Wojciech Fibak, stawia sobie jednak wyraźny cel: awans do ścisłej światowej czołówki. - Na koniec 2011 roku chciałbym być w pierwszej trzydziestce - twierdzi.

Czy go na to stać? Wojciech Fibak, najlepszy polski tenisista w historii, wypowiada się o Przysiężnym z ogromną nadzieją. - Niesamowicie utalentowany, świetny technicznie, grający z wielką swobodą. To, czego mu brakuje to przede wszystkim zdrowie. Nie zdrowie na 2-3 mecze, ale takie na cały sezon.

Trudno się nie zgodzić - urazy Michała prześladują. W drugiej połowie 2010 roku aż pięciokrotnie musiał schodzić z kortu w trakcie trwania spotkania. - Poddaję mecze gdy coś mi dolega. Gra z urazem przeciwko facetowi, z którym ciężko byłoby wygrać będąc w pełni sił, nie ma sensu. Można tylko pogłębić kontuzję i "załatwić" się na kolejne tygodnie - mówi zawodnik.

Kontuzje Michała Przysiężnego w drugiej połowie sezonu 2010:

Przysiężny przegrał w 2010 roku trzy ważne, pięciosetowe pojedynki. Dwa podczas Pucharu Davisa, gdy Polska podejmowała w Sopocie Finlandię. W meczu otwarcia uległ po emocjonującym meczu Jarkko Nieminenowi. - Michał zaprezentował się na poziomie pierwszej pięćdziesiątki rankingu ATP. Dopiero co wróciłem ze Stanów Zjednoczonych, gdzie grałem z wieloma tenisistami z tej wyższej półki. Nie przesadzam ani trochę mówiąc, że Przysiężny niczym nie odbiega od nich poziomem - komplementował Polaka Nieminen, który w przeszłości ocierał się już o pierwszą dziesiątkę rankingu (w 2006r. był sklasyfikowany na 13. pozycji).

Na wyciągnięcie ręki była też wygrana w pierwszej rundzie US Open, gdy Polak w meczu z Albertem Montanesem nie wykorzystał trzech piłek meczowych przy własnym serwisie.

Wojciech Fibak uważa też, że Przysiężnemu niekiedy brakuje na korcie "zęba". - Cenię piękny i elegancki tenis Michała, lubię go także prywatnie. Jednak, aby się przebić jeszcze wyżej, musi być na korcie twardszy - zwraca uwagę sklasyfikowany przed laty na 10. miejscu na świecie były tenisista. - Gdyby miał w sobie tą waleczność, a zdrowie by dopisywało, byłby w TOP 20 na świecie - przewiduje.

Nieco inne zdanie ma sam tenisista. - Wiele mówi się o moich przegranych meczach, w których nie wykorzystałem piłki meczowej. A przecież trzykrotnie wygrałem w tym roku spotkania, samemu wychodząc z opresji i broniąc meczboli. To jest tenis, takie sytuacje się zdarzają. Nawet Federer przegrał w tym roku spotkania, w których od zwycięstwa dzieliła go jedna piłka - przypomina Przysiężny.

Są papiery na czołówkę

Co musi poprawić Przysiężny, aby powalczyć w najbliższym sezonie o trzydziestkę? Bardzo często Michał efektownie przebija pięć - sześć piłek, lecz gdy wymiana ma potrwać dłużej, pojawiają się problemy. - Musi włożyć wiele pracy w bekhend, sprawić by był bardziej regularny - uważa Fibak. - Michał jest obdarzony czystym talentem, takim, którego nie ma np. Rafael Nadal. Ma papiery na to, by grać w światowej czołówce - prorokuje najbardziej utytułowany polski tenisista w historii.

Ostrożniejszy w ocenie swoich umiejętności jest sam Przysiężny. - Mam spore braki, muszę popracować nad wszystkimi uderzeniami. Jeżeli jednak ze wspomnianymi brakami jestem dziewięćdziesiąty, to wiem, że eliminując je mogę przesunąć się o wiele wyżej - zauważa.

Przysiężny do nowego sezonu przygotowuje się w Niemczech. Pracuje głównie nad gibkością. Do stycznia chciałby również, niczym zawodowy bokser, zgubić kilka kilogramów. - Chcę zobaczyć siebie lżejszego o 5 kg - zdradza.

Miejmy nadzieję, że nadchodzący rok będzie dla Przysiężnego obfity w tenisowe sukcesy. Po zwycięstwach Agnieszki Radwańskiej czas przecież na spektakularne występy singlistów. Pierwszym przystankiem w drodze na światowe salony będzie dla polskiego tenisisty Melbourne. Nie wątpię, że marzenia 26-letniego zawodnika o podboju tenisowego świata się sprawdzą. W końcu przydomek "Polski Federer" zobowiązuje.

Michał Przysiężny w sezonie 2010:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.