ATP: Kalendarz monotematyczny

Kalendarz na ten weekend był wyjątkowo monotematyczny - cztery z pięciu imprez dla dorosłych zaplanowano w Warszawie, dwie z nich na kortach Orła.

Zwiedzanie stolicy zacznijmy więc od ulicy Podskarbińskiej.

W niedzielę wstęp na kort miały single z dowolnych roczników. W 16-miejscowej drabince zostało tylko jedno wolne miejsce, więc jak zwykle w takich przypadkach bez pary w pierwszej rundzie został najwyżej rozstawiony. Padło na Andrzeja Benowskiego. Dość często się zdarza - nawet zawodowcy to podkreślają - że tenisista, choćby i faworyt, który jeszcze nie złapał rytmu meczowego, przegrywa z kimś, kto już zdążył oswoić się z kortem w warunkach bojowych. No i Benowski pożegnał się z turniejem już po pierwszym występie, zakończonym porażką 7:9 z Jackiem Jakubowiczem.

A Jakubowicz, to też zjawisko znane z profesjonalnych rozgrywek, który wygrał z numerem 1, nie poradził sobie z kolejnym rywalem, teoretycznie słabszym od poprzedniego - uległ 1:9 nie rozstawionemu Krzysztofowi Ryńskiemu. A co dalej z Ryńskim? Nawet on sam jeszcze tego nie wie, ponieważ finał - z Łukaszem Motorem (nr 2) po przeciwnej stronie siatki - odbędzie się dopiero w czwartek.

Dzień wcześniej rywalizowali zawodnicy w kat. +45. Było ich dziesięcioro ("gościnnie" wystąpiła Natalia Krajewska, która z trudem spełnia połowę tej normy, i nawet wygrała co czwartego gema), więc rozsądnie wybrano wariant grupowy z dogrywką pucharową.

W eliminacjach najlepiej spisał się Tomasz Wawrzyniak, przeganiając z kortu wszystkich rywali wynikiem 6:0. W półfinale wpadł na Leszka Naskręckiego, który być może był bardziej rozrzutny, ale też w znacznie równiejszej formie i, co najważniejsze, rosnącej formie. Po grupowych 9:6 i 9:4 przyszło 9:2 z Wawrzyniakiem i awans do finału.

Do finału, którego także jeszcze nie zdążono rozegrać. I znów o zwycięstwo walczyć będzie Krzysztof Ryński. Poszukiwania wolnych terminów (i kortów) trwają.

Więcej o Amatorskim Tenisie Polskim - czytaj tutaj ?

Tryb przyśpieszony

Z Grochowa jedziemy na Szczęśliwice, czyli na Grand Prix Szkoły Tenisa Net. Nie tylko eliminacje grupowe poszły tam naprawdę błyskawicznie (najbardziej zacięty mecz zakończył się rezultatem 9:5, a pokonani w tej fazie zawodów zdobywali średnio niecałe dwa gemy), bo i faza pucharowa nie przyniosła wielkich emocji. W półfinałowym starciu zwycięzców grup Marcin Branicki pokonał Andrzeja Dembowskiego 9:2 i nie był to wynik przypadkowy. W finale Branicki poradził sobie z Marcinem Zdunkiem (który do ćwierćfinałów awansował z drugiego miejsca w grupie) 9:3.

Bardzo sprytny baraż

A kobiety? Też sobie pograły - jak zwykle na kortach Szkoły Tenisa Tie Break na Ursynowie o Grand Prix Warszawy Amatorek. Kiedy doliczyły się jedenastu obecnych, wymyśliły bardzo sprytny system rozgrywek. Najpierw podzieliły się na trzy grupy - dwie czteroosobowe i jedną dla trzech. Ustaliły, że dwie najsłabsze odpadają i kibicują pozostałym, a te, które zajmą drugie miejsce w liczniejszych grupach, zmierzą się jeszcze w barażu o awans do półfinału. Żeby było sprawiedliwie, a nie przypadkowo.

W barażu Agnieszka Lucińska-Kozłowska pokonała Katarzynę Bednarz 6:2, a potem kosztem Beaty Mnichowskiej zapędziła się aż do finału. Zatrzymała ją dopiero Anna Płaza, która wszystkim rywalkom oddała zaledwie osiem gemów, w tym cztery Lucińskiej-Kozłowskiej.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.