Wimbledon. Jak zdobyć piłkę Federera?

Wimbledon chwali się, że przez dwa tygodnie turnieju sprzedaje 300 tys. kubków kawy i herbaty, 250 tys. butelek wody, 190 tys. kanapek, 135 tys. lodów, 28 ton truskawek i 22 tys. kawałki pizzy. Żadna impreza organizowana w Europie, nie ma tak rozbudowanego systemu sprzedaży - pisze z Wimbledonu specjalny wysłannik Sport.pl Jakub Ciastoń

Jak długo żyje w Londynie prawdziwa piłka tenisowa? Na turniejach wielkoszlemowych piłki są zmieniane po siedmiu gemach w pierwszym secie, a potem komenda "new balls" z ust sędziego pada co dziewięć gemów.

- Często zużywają się wcześniej. Czasem na treningach dostajemy piłki po meczach mężczyzn, którzy serwują z prędkością 200 km/godz. i one właściwie do niczego już się nie nadają - opowiada "Gazecie" trener Robert Radwański.

Co roku Wimbledon zużywa aż 54 tys. piłek. Ale nie ma marnotrawstwa. Są odsprzedawane kibicom na terenie kortów - funt za jedną, trzy za puszkę. - Amatorzy nie dostrzegą różnicy - mówi Radwański, który w Krakowie na treningach z Urszulą i Agnieszką też zużywa setki piłek miesięcznie. Oddaje je potem znajomym z okolicznych klubów tenisowych. Angielska Federacja Tenisowa (LTA) pieniądze uzyskane ze sprzedaży piłek przeznacza na cele charytatywne.

Czy piłka, którą kupiłem za funta, mógł grać Federer? - Nie ma takiej gwarancji. Piłki nie są w żaden sposób oznaczone - powiedział mi sprzedawca. Równie dobrze mógł nią grać Teimuraz Gabaszwili albo Ivan Navarro. Kilka lat temu wimbledońskie piłki sprzedawał żartowniś, który zapytany, czy to jest piłka Pete'a Samprasa, wyjmował flamaster, podpisywał się na piłce "Pete Sampras" i mówił: - Oczywiście!

Brak wielkich niespodzianek w pierwszych dniach Wimbledonu sprawił, że brytyjskie media zajęły się m.in. pojękującymi tenisistkami. "Guardian" i "Independent" na infografice wyliczają moc w decybelach: papuga (49), Serena Williams (88), mikser (98), Maria Szarapowa (101), Michelle Larcher de Brito (109), wystrzał pistoletu (146), startujący samolot (120), prom kosmiczny (195).

- Zróbmy coś z tymi ryczącymi tenisistkami. Powinny tracić punkty - nawołuje Martina Navratilova. 16-letnia Portugalka De Brito, która przejęła po Szarapowej miano najgłośniejszej, broni się, że pojękiwanie jest u niej naturalne. Na celowniku znalazł się słynny trener z Florydy Nick Bollettieri, bo de Brito, Szarapowa i Serena Williams trenowały właśnie u niego. Czy nauczył je krzyczeć, by straszyły rywalki? - Nic podobnego, to naturalne przy wzmożonym wysiłku - broni się Amerykanin i zgadza się, że przesadne ryki mogą być karane. - Ale niech decyduje o tym sędzia - mówi Bollettieri.

Korty wimbledońskie są w fatalnym stanie - czytaj tutaj ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.