Alicja Rosolska: Isię stać na półfinał

Już jutro w nocy cała Polska będzie trzymała kciuki za Agnieszkę Radwańską. Najlepsza polska tenisistka zagra w ćwierćfinale wielkoszlemowego Australian Open ze Słowaczką Danielą Hantuchową. Zdaniem Alicji Rosolskiej, jednej z najlepszych polskich deblistek, Radwańska powinna ten mecz wygrać.

Łukasz Starowieyski: Cała Polska czeka na mecz Agnieszki Radwańskiej, Pani pewnie też. Jak powinna zagrać z Hantuchową?

Alicja Rosolska: Ciężko mi powiedzieć, bo nie obserwowałam Hantuchowej podczas turnieju. Widziałam tylko jej pierwszy set z Kirilineko i nie pokazała się z najlepszej strony. Ale Agnieszka nie powinna oglądać się na rywalkę. Powinna grać swoją grę. Rozprowadzać przeciwniczkę po korcie, grać swoje skróty, kiedy trzeba przyspieszyć, wybijać ją z uderzenia. A jak będzie jej wchodził pierwszy serwis, to będzie dobrze.

Czyli uważasz, że Agnieszka sobie poradzi.

Zdecydowanie liczę na to, że wygra.

Takie zwycięstwa są dobre nie tylko dla Agnieszki, ale dla całego tenisa w Polsce. Więcej się o Was mówi...

No i jest zdecydowanie weselej. Jak z szatni dziewczyny wracają po wygranych meczach jest fajna atmosfera. Wszystkie się śmieją, wieczorem też. Żadna nie musi płakać nad rozlanym mlekiem, że coś nie poszło. Więc zawsze jest dobrze, jak wygrywają mecze i wtedy się ciągną na wzajem. Była taka sytuacja w pierwszej rundzie. Marta wygrała mecz z Francuzką Johansson w pierwszej rundzie 6:1, 6:1. I chwilę później do szatni wchodzi Isia, też wygrała 6:1, 6:0 z Ukrainką Sawczuk i z uśmiechem na twarzy mówi: 'Wiesz Marta nie mogłam być gorsza od Ciebie'. Wszystkie się dopingujemy na wzajem.

Trochę żal, że nie będzie polskiego półfinału...

Pewnie, że żal (śmiech). Ale i tak Marta zagrała świetny turnieju. Po meczu z Venus Wiliams napisała mi sms, że miała wiele szans i ich nie wykorzystała (przegrała 4:6, 4:6) i że jest beznadziejnie. Ale potem napisała, że jeszcze jest trochę zła na siebie, ale liczy, że dalej będzie w takiej formie i pokaże się w następnych turniejach wielkoszlemowych.

A co z Tobą? Mieszkałaś w pokoju z Domachowską, ale opuściłaś Melbourne w dużo gorszym nastroju.

W ostatniej chwili przed turniejem znalazłam partnerkę Argentynkę Salerni, ale ona była kontuzjowana i dopiero w ostatniej chwili okazało się, że może grać. Do tego powiedziała mi przed meczem, że na dzień następny ma zabukowany lot powrotny. No i trafiliśmy na mocne przeciwniczki (rozstawione z numerem 3 Tajwanki Chan Yung-Jan i Chuang Chia-Jung) i odpadłyśmy. Nie mogłam grać z Klaudią Jans, moją stałą partnerką, bo miałyśmy za niski ranking.

Copyright © Agora SA