Nowy pomysł na polski tenis. Pięć razy więcej pieniędzy dla związku

Do Polskiego Związku Tenisowego mają popłynąć pieniądze. Nie te państwowe, a zarobione przez samą organizację. Dotychczasowy członek zarządu PZT Maciej Stańczuk potwierdził, że weźmie udział w najbliższych wyborach na fotel prezesa. Jako finansista ma swoją wizję prowadzenia związku. Przewiduje ona wpływy rzędu 20 mln złotych. Teoria od praktyki często bywa odmienna, ale projekty mające zapewnić dawno niewidziane w związku pieniądze po części już funkcjonują.

Klimat wokół PZT w ostatnich latach był zły. Obserwowaliśmy tam raczej wewnętrzne wojenki dotyczące, tego kto i jak będzie w nim zarządzał. W mediach pojawiały się informacje dotyczące malwersacji finansowych i marnotrawienia środków publicznych i nepotyzmu.

MSiT wystąpiło nawet o zwrot 260 tysięcy złotych dotacji, które były nieprawidłowo rozliczone (sprawa nadal jest rozpatrywana) Obcięło też o 2/3 dalsze finansowanie związku. - Z Ministrem sportu próbujemy się spotkać od dwóch lat i pokazać, że nie jesteśmy organizacją przestępczą - tłumaczy emocjonalnie sekretarz PZT Jacek Durski. - Osoby które tu funkcjonowały i złamały prawo zostały już ze związku usunięte własnymi siłami - dodaje.

Chodzi tu o działalność byłego prezesa Tenis Polski sp. z o.o. Marcina Śmigielskiego. Zarząd PZT doprowadził do jego odwołania, a gdy poznał szczegóły jego działalności sam złożył zawiadomienie do prokuratury.

PZT jak korporacja

Kandydujący na prezesa PZT Maciej Stańczuk zdaje sobie sprawę, że jednym z najważniejszych jego zadań będzie pojednanie skonfliktowanego środowiska.

- Daleki jestem od tego, by chwalić to, co się tu działo, ale nie będę robił kampanii oczerniającej. Trzeba uspokoić sytuację - zaznaczył. Powiedział też, że jego atutem jest to, iż nie wywodzi się ze środowiska.

W jego spostrzeżeniach, podobnie jak w opinii obecnych na spotkaniu z nim ekspertów i komentatorów tenisowych, największym problemem związku była interesowność osób nim zarządzających oraz brak działań na rzecz jego rozwoju. Dlatego Stańczuk proponuje zmienić system funkcjonowania organizacji. Wprowadzić zmiany statutowe i model korporacyjny, który przyczyni się do profesjonalizacji.

- Dwóch,trzech członków zarządu powinno być pracownikami etatowymi PZT. Powinni to być specjaliści np. od sprzedaży czy marketingu. Rozliczani byliby za konkretne projekty. Reszta zarządu nadal pełniłaby funkcję społecznie - wyjaśnia. Najważniejszym punktem jego programu jest chyba jednak sposób pozyskania funduszy - oznacza on radykalną zmianę w stosunku do tego jak organizacja funkcjonowała do tej pory.

Fundusze europejskie + system ratingowy = 20 milionów

Lwia część przychodów PZT stanowią dotacje MSiT. To dużo. Tenis to jeden z popularniejszych i najchętniej uprawianych w Polsce sportów, potencjał w jego finansowaniu nie płynie tylko ze strony państwa.

"Żaden ze sprawnie zarządzanych związków sportowych, który miałem szanse poznać nie liczy na tego typu wpływy. Widziałem jak działa m.in. federacja niemiecka, czeska czy skandynawska. Jeśli zostałbym prezesem przychody własne stanowiły by tu e 70% wszystkich wpływów - oznajmił Stańczuk i dodał, że część planów, by tak się stało została już uruchomiona.

Razem z federacją fińską i bułgarską złożono projekt o dofinansowanie z UE. Zainteresowano się również programami na które pieniądze chce dać Międzynarodowa Federacja Tenisa (ITF) dotyczącymi zwalczania dopingu i korupcji.

Najważniejszym jednak punktem planu jest stworzenie internetowego systemu ratingowego. To rodzaj komputerowego zestawienia całego środowiska tenisowego w Polsce (amatorów, seniorów i zawodowców) . Klasyfikacja określa poziom umiejętności graczy i daje im szansę wyboru odpowiednich turniejów i rywalizacji z notowanymi i opisanymi zawodnikami. Roczne członkostwo systemie to koszt ok. 60 złotych. W Niemczech do tamtejszego programu w ciągu 7 lat przystąpiło . 1,5 mln tenisistów. W innych krajach po kilkadziesiąt tysięcy. Polska wersja działa od 1stycznia 2017 roku. Baza liczy na razie 2,3tys. tenisistów. "Sukcesem będzie pozyskanie w rok 10-20 tysięcy graczy - komentuje Stańczuk. Łatwo sobie policzyć jakie przynoszą oni pieniądze.

W ratingu nie chodzi jednak o zarabianie na członkostwie, ale przede wszystkim na wprowadzeniu do niego systemów lojalnościowych, programów marketingowych i wszelkich narzędzi, które umożliwią prawdziwe zarabianie.

Spróbować można, tym bardziej, że związek nic na tym nie straci. System opracowała i utrzymuje firma zewnętrzna, kosztowało ją to ok. pół miliona złotych, ale będzie czerpała zyski z rejestrujących się w nim osób.

To wszystko ma sprawić, że według wyliczeń kandydata na prezesa, budżet PZT powinien na końcu jego kadencji wynieść 20 mln złotych. Teraz są to 4mln.

Konkurencja nie śpi

Stańczuk to nie jedyny kandydat w najbliższych wyborach. Swoją chęć walki o fotel prezesa zgłosił kilka tygodni wcześniej inny członek zarządu PZT Mirosław Skrzypczyński. Jego postulaty też dotyczą m.in. unormowania sytuacji związku. - Jeśli zmienimy władze PZT, wyprostujemy finanse i pokażemy program rozwoju, pojawi się także szansa na wsparcie którejś ze spółek skarbu państwa - mówił na swoim spotkaniu z mediami. Jego program oparty jest na popularyzacji tenisa i próbie dotarcia z tym spotem do szerszego kręgu osób. - Chcemy, by pieniądze trafiły do regionów, klubów i zawodników. Musimy skończyć z wizerunkiem tenisa jako sportu elitarnego, bo w dzisiejszym świecie on już taki nie jest... Nie może być tak, że tenis jest dostępny jedynie dla kogoś, kto ma tatę czy mamę biznesmena - wyjaśniał.

Najbliższy zjazd wyborczy odbędzie się 20 maja. Obecnie funkcje prezesa PZT pełni Jacek Muzolf wybrany na stanowisko we wrześniu 2014 roku. Nie zamierza ubiegać się o reelekcję.

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.