US Open. Magda Linette: wiem, że stać mnie na więcej

Magda Linette nie była zadowolona ze swojego występu w pierwszej rundzie US Open. - Zdecydowanie zabrakło forhendu, grałam za wolno - wymieniała przyczyny porażki 2:6, 3:6 z Dominiką Cibulkovą

Poznaniance trudno odmówić walki, momentami niezwykle zaciętej. Nie sposób jednak pominąć, że myliła się częściej niż przeciwniczka. - Nie pokazałam się z najlepszej strony, robiłam strasznie dużo błędów. Starałam się, jak mogłam, wszelkimi sposobami, żeby przedłużać wymiany. To nie był mój dzień. Trzeba też oddać, że Dominika to przeciwniczka z najwyższej półki, więc jeśli nie wyjdę i nie zagram w stu procentach tak, jak potrafię, to nie mam czego szukać w takich starciach. I to było dzisiaj widać - nie szczędziła słów krytyki pod swoim adresem 24-letnia Polka.

Linette doskonale zdawała sobie sprawę, że chcąc zwyciężyć rywalki pokroju Cibulkovej, która w Nowym Jorku została rozstawiona z numerem 12, trzeba wznieść się na wyżyny swoich możliwości. A nie wszystkie elementy tenisowego rzemiosła funkcjonowały idealnie. - Zdecydowanie zabrakło forhendu, grałam za wolno, przede wszystkim właśnie przy uderzeniach z forhendu. Byłam spóźniona do wielu piłek, nie byłam w stanie zagrać agresywniej, a Cibulkova tylko czekała, aż poślę krótszą piłkę. Od razu przejmowała inicjatywę i atakowała - wymieniała druga najwyżej notowana z polskich tenisistek.

Szczególnie żal gemów lacostowskich w obu setach. Za każdym razem Polka miała break pointy na 3:4, kończyło się na 2:5. - Przykre, iż wiem, że stać mnie na więcej, a nie byłam w stanie tego pokazać. Boli też, kiedy mimo wielu szans nie jest się w stanie "wyciągnąć" gemów. Jedna, dwie piłki i mogłabym się zbliżyć, w pierwszym i drugim secie przełamać na 3:4. Jest niedosyt, ale cóż? Trzeba dalej trenować. Jeszcze mam przed sobą debla w US Open i wiele turniejów - powiedziała poznanianka.

Przed nią azjatycka część sezonu. Bardzo ważna ze względu na punkty, których będzie bronić w trzecim tygodniu września w Tokio (rok temu grała w finale). Do stolicy Japonii przyjedzie jednak dwukrotnie, także na zawody wyższej rangi. - Zagram w Tokio, tym razem w obu turniejach. Później Wuhan, Pekin, Tiencin, a następnie zobaczymy, co dalej.

Dobre występy i odpowiednia zdobycz punktowa dadzą spokój przed przerwą zimową. A co najważniejsze, zagwarantują występ w wielkoszlemowym Australian Open. - Na pewno to główny cel. Zobaczymy, jak będzie mi szło do rozgrywek w Tiencinie. Uważam, że stać mnie na to, by zdobywać punkty, które nie tylko pozwolą mi utrzymać miejsce, ale chociaż trochę awansować. Wydaje mi się, że do Tiencinu powinnam ten cel zrealizować, ale gdyby coś się wydarzyło, to będę kontynuować występy, żeby przynajmniej zapewnić sobie miejsce w Australian Open. Jestem pozytywnie nastawiona - przyznała Linette.

Przyszłość to rywalizacja w Azji, natomiast przeszłość to debiut olimpijskich w Rio. W ceremonii otwarcia 24-letnia zawodniczka niestety nie mogła wziąć udziału, grała bowiem następnego dnia, ale z Brazylii wywiozła wiele wspomnień pięknych wspomnień mimo porażki w pierwszej rundzie. - Marzyłam o tym, żeby się zakwalifikować. To było fantastyczne. I szczerze mówiąc, wcale nie zagrałam tak źle w igrzyskach... Choć wynik wskazywałby, że zostałam zmiażdżona przez rywalkę (przyp. 0:6, 3:6 z Anastazją Pawluczenkową). Nie uważam, żebym grała źle. A same przeżycia związane z igrzyskami uważam za rewelacyjne. Naprawdę, nawet o tym nie śniłam - wspominała poznanianka, która w Rio oprócz koleżanek i kolegów z kortu kibicowała piłkarzom ręcznym.

O tenisie czytaj też na tenisklub.pl

Zachwycająca golfistka! Co za uroda! Najpiękniejsza sportsmenka świata? Oceńcie sami [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.