Puchar Davisa pucharem Federera?

W piątek początek finału Pucharu Davisa Francja - Szwajcaria. Roger Federer chce zdobyć jedyne brakujące mu trofeum. Łatwo nie będzie.

27 tys. biletów na trybuny zamienionego w tenisową halę piłkarskiego stadionu w Lille rozeszło się w internecie w siedem minut. Rekord frekwencji w finale nie padnie, bo w 2004 r. w Sewilli, gdy Hiszpanie pokonali USA, sprzedano 27,2 tys. wejściówek. Ale w piekle, które zgotują w hali hałaśliwi francuscy fani, Szwajcarom i tak ciężko będzie usłyszeć własne myśli.

Na miejscu akredytowało się blisko 300 dziennikarzy ze świata. Puchar Davisa po raz pierwszy od lat znów przykuwa uwagę w tym samym stopniu co Wielkie Szlemy. Powód jest prosty - na drużynowe rozgrywki mocno postawił w tym sezonie Federer, siedemnastokrotny mistrz wielkoszlemowy, uznawany za tenisistę wszech czasów. 33-letni Szwajcar w przeszłości często migał się od gry w barwach narodowych, u schyłku kariery postanowił to zmienić. Puchar Davisa to właściwie jedyne ważne trofeum, po które nie sięgnął. Cztery Szlemy skompletował w 2009 r., ma złoto olimpijskie (za debel w 2008 r.), przez 302 tygodnie był numerem jeden, ustanowił tuzin innych rekordów. Brakuje jednego.

Okoliczności długo wydawały się w tym roku sprzyjające, bo u boku Federera wyrósł silny jak nigdy Stan Wawrinka, 29-letni rodak, który w styczniu wygrał Australian Open. "Federinka" - jak żartobliwie mówią Szwajcarzy o swoich idolach - połączyli siły, zawzięli się i na drodze do finału rozbili Serbię, Kazachstan i Włochy. Rozbili właściwie we dwóch, bo choć w kilku meczach w deblu pomagali niżej notowani koledzy, to kluczowe pojedynki wygrywali sami.

Szwajcarzy walczą o pierwszy w historii Puchar Davisa, w 1992 r. drużyna z Markiem Rossetim i Jakobem Hlaskiem dobrnęła do finału, ale nie dała rady naszpikowanej gwiazdami ekipie USA z Petem Samprasem, Andrem Agassim i Jimem Courierem.

Nawet z Federerem i Wawrinką wygrać w Lille łatwo nie będzie. Francja to rywal wyjątkowo niewygodny. Ma silny, wyrównany skład z Jo-Wilfriedem Tsongą, Gaëlem Monfilsem, Richardem Gasquetem i Julienem Benneteau. "Trójkolorowi" też są zmotywowani, bo grają u siebie, a na historyczny dziesiąty triumf w rozgrywkach czekają 13 lat. Mobilizacja w drużynie Arnauda Clémenta też jest wyjątkowa.

Szwajcarzy mają też inne problemy. Największym jest uraz pleców Federera, którego nabawił się w zeszłą sobotę w Londynie (odpuścił finał z Novakiem Djokoviciem). Lekarze i fizjoterapeuci od kilku dni odprawiają nad plecami gwiazdora różne czary. Ponoć jest lepiej, Federer w środę i czwartek trenował, ale nie wiadomo, czy wytrzyma ewentualną pięciosetówkę.

Najmniejsze znaczenie według francuskich i szwajcarskich mediów ma sprzeczka Federera z Wawrinką sprzed kilku dni. W Londynie po meczu między nimi w półfinale przegrany Wawrinka miał pretensje do żony Federera Mirki, że przeszkadzała mu z trybun, gdy serwował, wykrzykując: "Płaczek". Według brytyjskiej prasy tenisiści sprzeczali się o to potem w szatni przez 10 min. - Nie ma tematu, jesteśmy przyjaciółmi - zapewnili w Lille.

Francuzi jako nawierzchnię kortu wybrali czerwoną mączkę, co wcale nie musi im pomóc. Na to, że piłki latają zbyt wolno, najbardziej narzekał bowiem Tsonga, który preferuje szybsze korty.

W piątek zmierzy się z Wawrinką, a Monfils z Federerem, w sobotę w deblu Benneteau i Gasquet mają grać z Marco Chiudinellim i Michaelem Lammerem, ale jeśli po pierwszym dniu Szwajcarzy nie będą prowadzić 2-0, ich kapitan Severin Luthi pewnie zmieni skład. Wystawi do debla "Federinkę" lub Wawrinkę z innym partnerem, zależnie od stanu pleców Federera. W niedzielę odwrotne mecze singlowe. Puchar zdobędzie drużyna, która pierwsza wygra trzy spotkania.

10 rzeczy, których możesz nie wiedzieć o cheerleaderkach

Czy Szwajcaria wygra Puchar Davisa?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.