ATP World Tour Finals. Murray, Ferrer i Berdych w pociągu do Londynu

Do końca regularnego sezonu w męskim tenisie pozostały już tylko dwa tygodnie, a wciąż toczy się walka o to, kto zagra w podsumowującym go mastersie (ATP World Tour Finals). Niemal na pewno pod kreską znajdzie się ktoś z trójki: Andy Murray, David Ferrer i Tomas Berdych.

Pod kreską, gdyż w Londynie tradycyjnie zagra tylko ośmiu najlepszych zawodników sezonu. Nie wyłania ich tradycyjny ranking ATP (obejmujący punkty z ostatnich 52 tygodni), tylko Race, liczony od początku stycznia każdego roku.

Aktualny ranking ATP Race to London 2014

Q oznacza pewny start w Londynie

W tym roku pewny awans da zdobycie 4545 punktów. Bilety do Londynu mogą więc już kupować Novak Djoković, Roger Federer, Rafael Nadal i Stan Wawrinka, a także Marin Cilić. Chorwat zagra w Londynie nawet, jeśli wypadnie z ósemki, gdyż zakwalifikuje się dzięki wygranej w US Open*.

- Dawanie kwalifikacji zwycięzcom Szlemów to sygnał, że to najważniejsze turnieje. Gdyby szefowie ATP chcieli chronić prestiż swojego cyklu, powinni zapewnić turniejom w ciągu roku taki sam status - komentował zasadę z lekkim przekąsem Murray.

Prestiż i pieniądze

Wielkoszlemowy tytuł Cilicia i świetna forma Keia Nishikoriego w drugiej połowie sezonu mogą kosztować miejsce w mastersie jednego z etatowych uczestników. Murray zakwalifikował się sześć razy z rzędu (w 2013 roku nie zagrał z powodu kontuzji), a Berdych i Ferrer po cztery. Teraz jednego z nich najprawdopodobniej zabraknie.

Nikt więc końcówki sezonu nie odpuszcza, bo gra w Londynie poza prestiżem pozwala sporo zarobić. Za sam udział tenisiści dostają po 142 tysiące dolarów i drugie tyle za każde grupowe zwycięstwo. Za fazę pucharową wypłaty rosną i niepokonany mistrz może zarobić 1 923 000 dolarów.

Gorzki posmak tortu Sachera

Różnice w ATP Race są nieduże, więc bezpośredni rywale dramatycznie szukają punktów. Wiedeń i Sztokholm to miasta z długą historią, ale na tenisowej mapie znaczą niewiele, bo goszczą turnieje o najniższej randze (ATP 250). Tymczasem w niedzielę w finale w stolicy Austrii Murray pokonał Ferrera, a w Szwecji Berdych Dimitrowa.

Murray może się rozpływać nad urokami Wiednia, zachwycać smakiem sznycla i tortu Sachera. Dla wszystkich kibiców jest jednak oczywiste, że przyjechał tam tylko po 230 punktów, które dały mu awans z dziesiątej na ósmą pozycję i mogą być kluczowe w końcowej klasyfikacji.

- Siedzimy wszyscy w tym samym pociągu i zmierzamy do Londynu. Niektórzy z nas są blisko - przyznaje Berdych. - Bitwa trwa i będziemy walczyć do końca roku. Staram się grać jak najlepiej i być gotowym - dodaje.

Gra tydzień w tydzień jest męcząca, zwłaszcza na tym etapie sezonu. Podczas gdy Djoković spokojnie trenuje, Murray z Ferrerem mają pojedyncze dni na odpoczynek i nawet jeśli zagrają w Londynie, mogą być tłem dla rywali.

Z zawodników bez zapewnionej kwalifikacji drugi tydzień nie gra jedynie Nishikori, który po wygraniu dwóch turniejów w Azji jest bliski awansu i czeka na wyniki przeciwników.

Wyższa matematyka

By precyzyjnie analizować wyniki i szanse poszczególnych tenisistów, trzeba zagłębić się w szczegółowe zasady tworzenia ATP Race. Jest w nich zapis, że zawodnikom liczy się tylko sześć wyników z mniejszych rangą turniejów (ATP 250 i ATP 500). Wszyscy mają już na koncie po sześć startów, więc by powiększać dorobek, muszą wypaść lepiej niż w najgorszym z nich.

Co to oznacza w praktyce? Choć w toczących się turniejach w Walencji (grają Ferrer, Berdych i Murray) oraz Bazylei (między innymi Raonić i Dimitrow) do zdobycia jest nawet 500 punktów, to w praktyce pełną pulę może sobie dopisać jedynie Kanadyjczyk, którego najsłabszym wynikiem jest zero punktów za porażkę w pierwszym meczu w Halle. Inni żeby zdobywać punkty, muszą dojść co najmniej do półfinału (180 pkt), bo ich najsłabszy wynik to 90 (w przypadku Murraya, Dimitrowa i Ferrera) oraz 150 (Berdych) punktów.

Zadecyduje Paryż

- Muszę wygrać wystarczająco dużo meczów, by utrzymać ósmą pozycję lub awansować wyżej - nie kryje Murray. - Mam szansę. Zostały jeszcze dwa bardzo dla mnie ważne tygodnie, w tym jeden w domu - odpowiada mu Ferrer, pochodzący z Walencji. On planował start w tej imprezie już wcześniej, Murray i Berdych z powodu późnego zgłoszenia wystąpią dzięki dzikim kartom.

Żaden z tenisistów po tym tygodniu nie zgromadzi wymaganej do awansu liczby punktów, więc losy rywalizacji i tak rozstrzygną się na turnieju w Paryżu, tym samym, na którym w 2012 roku do finału sensacyjnie awansował Jerzy Janowicz. Wówczas niektórzy mówili, że faworyci odpuścili sobie ten start, ale teraz nie będzie o tym mowy. Za wygraną jest tam aż 1000 punktów, za finał 600, a półfinał 360, w dodatku jest to zdobycz 'netto', bo ranga turnieju jest o szczebel wyższa i każdy zdobyty punkt się liczy w rankingu.

- Moje szanse są niewielkie, ale nigdy nie wiadomo. Jeden turniej rangi Masters 1000 może wszystko zmienić, wciąż są jeszcze trzy miejsca - pociesza się Dimitrow. 23-letni Bułgar w tym sezonie zrobił spory krok do przodu i wraz ze swoim rówieśnikiem Raoniciem i rok starszym Nishikorim zaczynają coraz mocniej odbierać pole starszym rywalom. To także dlatego Berdych, Ferrer i Murray tak się mobilizują na start w Londynie. Za rok może im być jeszcze trudniej.

* To też nie jest tak proste. Organizatorzy zarezerwowali jedno miejsce dla najlepszego ze zwycięzców czterech tegorocznych turniejów wielkoszlemowych, którzy uplasują się na miejscach 9.-20. Chorwat poniżej 20. miejsca już nie spadnie, a wszyscy pozostali triumfatorzy Szlemów weszli dzięki punktom, więc i on ma już pewny udział.

Zagłosuj na aplikację Sport.pl LIVE!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.