Puchar Davisa. Z Hewittem i Tomiciem o wejście do elity

Australijczycy będą we wrześniu rywalami Polaków w historycznym barażu o Grupę Światową Pucharu Davisa. - Jesteśmy mocni, gramy u siebie, nikogo się nie boimy - zapowiada kapitan Radosław Szymanik.

Polacy powalczą o pierwszy awans do szesnastki najlepszych drużyn w Pucharze Davisa. Zdecydowała o tym świetna gra w ostatnich dwóch sezonach.

Reprezentacja z Jerzym Janowiczem (ATP 24), Łukaszem Kubotem (92) oraz deblistami Mariuszem Fyrstenbergiem i Marcinem Matkowskim (ATP 8 w deblu) jest niepokonana od września 2011 r. Zwycięstwo z RPA sprzed pięciu dni przesądziło, że awansowali do baraży o Grupę Światową, gdzie regularnie grają giganci drużynowych rozgrywek.

Australię jako rywala wylosowano dla nas w środę w Londynie. Mecz odbędzie się 13-15 września w Polsce - to też efekt losowania.

Gdybyśmy mieli rywalizować w latach 60., 70., 80. czy 90. ubiegłego wieku, nie mielibyśmy szans. Australia to 28-krotny zwycięzca Pucharu Davisa, częściej - 32 razy - wygrali tylko Amerykanie. W reprezentacji grały największe tenisowe legendy: Rod Laver, Roy Emerson, John Newcombe, Mark Edmondson. Kapitanem przez lata był Harry Hopman, uznawany za najlepszego na tym stanowisku w historii Pucharu Davisa.

Australijskie eldorado wyschło jednak na przełomie wieków. Wraz z odejściem Patricka Raftera i Marka Philippoussisa zakończyła się era wielkich mistrzów. Honor dawnej potęgi ratował Lleyton Hewitt, były zwycięzca Wimbledonu i US Open. Dziś 32-letni weteran zatrzymuje się jednak na II i III rundach Wielkich Szlemów.

Australijczycy ostatni Puchar Davisa wygrali w 2003 r. z młodym Hewittem, Philippoussisem i genialnym Toddem Woodbridgem w deblu.

Potem nastały lata ciemne. Spadli do II ligi, od 2007 r. są nieprzerwanie poza Grupą Światową. Od trzech lat baraże przegrywali w wyjazdowych meczach w Europie: z Belgią, Szwajcarią i rok temu z Niemcami.

- Najwyższy czas wrócić tam, gdzie nasze miejsce. To wstyd, żeby z taką tradycją tułać się po II lidze - powtarza Rafter, pełniący funkcję kapitana.

W jego drużynie rakietą numer jeden jest 21-letni Bernard Tomić (ATP 43), syn emigrantów z Chorwacji, który wielkim talentem obwołany został już jako 15-latek. Tomić miewa przebłyski geniuszu, w 2011 r. osiągnął ćwierćfinał Wimbledonu, ale bywa też niegrzeczny, lubi imprezy, dziewczyny i szybkie samochody. Kiedyś zabarykadował się przed ścigającą go policją we własnym domu. Rafter kilka miesięcy temu wyrzucił go z kadry za brak zaangażowania, ale w ostatnim meczu z Uzbekistanem na wyjeździe skruszony Tomić wrócił. I zagrał świetnie, wygrał oba mecze singlowe.

W reprezentacji gra też 27-letni Marinko Matosević (ATP 51), syn emigrantów z Bośni, który w poprzednim sezonie doszedł do finału turnieju w Delrey Beach, ale w Szlemach nie błyszczał. Duchowym przywódcą pozostaje Hewitt (ATP 82), którego Rafter wciąż wystawia czasem w singlu, ale najczęściej w deblu, jako partnera Matthew Ebdena (ATP 134). Tworzą mocny duet, z którym Fyrstenberg i Matkowski nie mieliby łatwej przeprawy.

Jeśli wszyscy będą zdrowi, a Tomić czegoś nie wywinie, Australijczycy stawią się w Polsce w takim właśnie, najmocniejszym składzie. Baraż o Grupę Światową to dla nich prestiżowy mecz, federacja zapłaci lukratywne premie.

- Też mamy mocną drużynę, nie bałem się nawet Hiszpanii. Australia jest do pokonania, choć czeka nas trudny mecz. Najważniejsze, że gramy w Polsce, nie będziemy musieli po US Open lecieć na antypody i zmieniać kilkunastu stref czasowych. Pomoże doping kibiców - mówi Radosław Szymanik.

- Do września daleko, nie wiadomo, czy Tomić znów nie pokłóci się z federacją, czy Hewitt nie dozna kontuzji. Spekulowanie o składach jest przedwczesne. Ja trzymam kciuki, by nikt u nas nie miał urazu - dodaje Szymanik.

Gdzie zagrają Polacy? Na pewno w hali na co najmniej 4 tys. widzów (to wymóg). Ergo Arena w Gdańsku i wrocławska Hala Stulecia mają być zajęte. Ponoć spore szanse ma Częstochowa. - Otwarty stadion we wrześniu nie wchodzi w grę, bo co zrobimy, jak będzie dwa dni padało? Organizacja meczu kosztuje pół miliona złotych, halę musimy wynająć na co najmniej dziesięć dni, bo wcześniej trzeba ułożyć nawierzchnię, przeprowadzić treningi. To ogranicza pole manewru. Liczymy na wsparcie lokalnych władz - mówi Wojciech Andrzejewski, dyrektor sportowy PZT. I przyznaje, że sportowo Australia to niezły rywal, bo daje dużą szansę na awans, ale marketingowo lepsza byłaby np. Szwajcara z Rogerem Federerem. On mógłby pewnie zapełnić nawet Stadion Narodowy.

Kolejny dylemat to nawierzchnia. Szymanik będzie konsultował z zawodnikami, czy zagrać na korcie twardym, czy zaskoczyć rywali wolną czerwoną mączką. - Ja zagrałbym na mączce, dla Australijczyków to jednak egzotyka, Tomić i Hewitt nie umieją na niej dobrze grać, a Janowicz, choć woli korty twarde, na mączce się przecież wychował - podkreśla Wojciech Fibak, były najlepszy polski tenisista i kapitan w Pucharze Davisa. - Polaków czeka trudny mecz, bo Australijczycy zawsze świetnie grają debla, Hewitt to wojownik, nigdy się nie poddaje, a Tomić ma talent porównywalny do talentu Janowicza. Zawsze jednak lepsza Australia niż Hiszpania czy Szwajcaria - zakończył Fibak.

Więcej o:
Copyright © Agora SA