Tenis. Jerzy Janowicz: Muszę mieć w ręku kałacha

Jakaś "Jerzykomania", paparazzi pod domem? Zwisa mi to kompletnie. Jak ktoś chce sobie z aparacikiem marznąć na minus 30, żeby zrobić jakieś śmieszne zdjęcia, niech sobie marznie. Mam to gdzieś - mówi Sport.pl Jerzy Janowicz, nr 26 w rankingu ATP.

Jakub Ciastoń: Po twoim wybuchu w II rundzie Australian Open i kłótni z sędziami John McEnroe napisał na Twitterze: "Podoba mi się charakter tego chłopaka, kogoś mi przypomina...".

Jerzy Janowicz: - John też był wybuchowy i impulsywny, rzeczywiście jestem trochę podobny. Fajnie to słyszeć, choć wolałbym, żeby pochwalił mój tenis, nie charakter. Opinie są różne, niektórym moje wybuchy się nie podobają. Nikogo nie obraziłem, nie skrzywdziłem, trochę sobie pokrzyczałem. Pracuje nad tym, żeby takich sytuacji było mniej.

Ludzie cię chyba polubili. Masz w sobie emocje. Agnieszka Radwańska ma kamienną twarz, a ty jesteś jak wulkan. Cieszysz się, płaczesz, wkurzasz się.

- Nie znoszę sztuczności. Zawsze jestem sobą, nikogo nie naśladuję, nie kopiuję, nie gram. Gdyby wszyscy zachowywali się tak samo, byłoby nudno. Mnie emocje napędzają. Jak się zdenerwuję, to mnie to podpala i jestem jeszcze lepszy. Dzięki emocjom schodzi ze mnie napięcie, jestem na większym luzie, łatwiej mi się gra.

W szkole nauczyciele pewnie lekko z tobą nie mieli.

- W podstawówce zużywałem trzy dzienniczki na semestr, bo uwagi się nie mieściły. Mama była ciągle wzywana. Spokojne siedzenie na lekcji to była dla mnie największa kara. Odwracałem się, gadałem, ciężko było mi słuchać nauczyciela. Aktywny tryb życia po prostu. Tak mi zostało.

Dużo kar zapłaciłeś za awantury na korcie?

- Nie będę ułatwiał ci pracy. Sam sobie sprawdź. Ale nie było ich dużo. Dwa razy do roku to maks.

Zobacz wideo

Twój największy wybuch to...

- Nie na korcie. To była kłótnia z dziewczyną. Ona też impulsywna, wybuchowa, więc było ostro.

Jak się skończyło?

- Kłótnia jako tako, ale związek źle, rozstaliśmy się.

Skąd w tobie taki charakter?

- Może po tacie, ojciec też nerwus. Ale zazwyczaj i on, i ja walczymy w słusznej sprawie. On przez lata wojował z ludźmi, którzy we mnie nie wierzyli. Jak go wyrzucali drzwiami, to wchodził oknem, żeby zdobyć pieniądze, czy coś załatwić dla mnie. Ja mam zasady, nie denerwuję się byle czym, tylko jak ewidentnie sędzia mnie krzywdzi albo rywal gra nieczysto.

Rywal?

- Różni są tenisiści. Np. Radek Stepanek potrafi, przechodząc podczas zmiany stron, rzucić coś niemiłego, tak żeby sędzia nie słyszał, ale ty tak. Próbuje wytrącić z równowagi. Ale mnie to nie rusza, co najwyżej gram jeszcze lepiej, mam dodatkowego kopa.

Innych tenisistów cenisz za styl czy za charakter?

- Nie mam idoli, nie wzoruję się na nikim. Za styl lubiłem Samprasa, a za charakter Safina. Federera lubię oglądać, ale ostatnio tęsknię za Nadalem, bo nie gra przez kontuzję już osiem miesięcy.

Dlaczego tęsknisz?

- Bo nie ma w nim sztuczności, zachowuje się tak jak w życiu.

Zobacz wideo

A kto jest sztuczny? Federer gra kogoś innego?

- Sztuczny jest Djoković, on się popisuje, aktorzy. Federer jest gościem, który chce być ponad wszystko. Może w tym sensie jest w nim coś nienaturalnego, ciężko poczuć, że jest jednym z nas. Gdy tenisiści z niższych miejsc rankingowych protestowali, bo organizatorzy Szlemów płacą nam ledwie 14 proc. tego, co zarabiają, to Nadal, Murray i Djoković byli po naszej stronie, choć są milionerami, a Federer powiedział, że według niego "jest OK".

Grasz ofensywny tenis, to dziś rzadkość, bo króluje obrona. Skąd ten atak? Może też z charakteru?

- Zawsze tak grałem. Już w turniejach dla 12-latków starałem się skracać wymiany, ryzykowałem, choć popełniałem mnóstwo błędów. Dookoła podpowiadano, że "trzeba biegać", "przebijać", że "co on gra?". Ale moi pierwsi trenerzy Piotr Grzelak, a potem Bogdan Wasiak mówili "Spokojnie Jurek, graj po swojemu, kiedyś to zaprocentuje". Dziś właśnie dzięki agresywnej grze pnę się w górę.

Ile właściwie masz wzrostu? W różnych źródłach można przeczytać: 202, 203, 204, 205...

- 204 cm. Błędy biorą się stąd, że ludzie powielają pomyłki już krążące w sieci. Nikt nie pyta mnie. To jak z tymi butami Gortata. Ktoś napisał, że grałem w jego butach i ta bzdura teraz funkcjonuje w internecie jako prawda. Buty do kosza, a buty do tenisa, to inne bajki. Poza tym, ona ma numer powyżej 50, a ja mam 48.

Myślałem, że chodziło o to, że pomógł ci kupić buty, bo miał dojścia.

- Bzdury. Gortat po prostu też jest z Łodzi, i też jest wysoki. Ktoś to połączył, bo uznał, że pasuje.

A łatwo kupić buty dla ciebie?

- W Polsce bez szans. Albo kupuję w USA, albo pytam producentów, czy by mi nie podarowali. Czasem dają, bo to reklama dla nich.

Rodzice siatkarze, masz ponad dwa metry, dlaczego właściwie wybrałaś tenis, a nie siatkówkę?

- Miłość nie wybiera. Podpatrywałem tatę, jak grał w tenisa po zakończeniu siatkarskiej kariery. Spodobało mi się, zacząłem trenować, oglądać w telewizji.

Twoja mama powiedziała, że wybrałeś tenis, bo jesteś indywidualistą, nie umiałbyś funkcjonować w drużynie.

- Bez przesady, nie wyrywałbym kolegom piłki, nie jestem egoistą. Ale jeżeli na korcie polegam tylko na sobie, to czuję się lepiej. Jest efektowniej i efektywniej. Wolę sam wszystko kontrolować i do siebie wyłącznie mieć pretensje, jak coś nie wyjdzie.

Rekord prędkości twojego serwisu to 251 km na godz. Poprawisz go?

- To zależy od kilku rzeczy. Piłki muszą być szybkie, odpowiednia wilgotność powietrza, temperatura. Z moim trenerem od przygotowania fizycznego Piotrem Grabią pracujemy ciągle nad serwisem. O 2-3 km na godz. da się jeszcze poprawić, ale bicie rekordu nie jest moim celem. Chcę piąć się w górę rankingu, wygrywać turnieje.

Oferta, żebyś zmienił obywatelstwo i grał dla Kataru, była - czy to kolejny mit?

- Była. Przyszli szejkowie po wygraniu juniorskiego turnieju w Arabii Saudyjskiej. Powiedzieli, że mógłbym zmienić obywatelstwo. Od razu odmówiłem, nie brałem tego pod uwagę. Nie byłem aż tak zdesperowany. Rodzice jakoś umieli znaleźć pieniądze, żeby mi pomóc.

Tobie było trudniej niż Agnieszce Radwańskiej, m.in. dlatego, że gdy potrzebowałeś wsparcia finansowego, Ryszard Krauze zawieszał już powoli wsparcie dla związku tenisowego.

- Nie tylko dlatego. Kobiety szybciej zaczynają zarabiać. Spójrz na średnią wieku w pierwszej setce rankingu WTA i ATP. U nich to 20 lat, u nas 25 lat. Oznacza to, że dłużej dokładasz do interesu. A w Polsce jest naprawdę ciężko. Gdy w 2007 r. doszedłem do finału US Open, nikt się mną nie zainteresował. A wyjazdy, trenerzy, treningi kosztują majątek.

Ile w sumie?

- Ok. 350-400 tys. zł rocznie, gdy masz 18 lat. Zarabiasz zero, bo jako junior nie możesz mieć dochodów.

Rodzice rzeczywiście sprzedali sześć sklepów, żeby cię finansować?

- Mieli m.in. komis z komórkami, mały sklep z garniturami. Sprzedawali po kolei. Ale nie było zwątpienia, wierzyli we mnie cały czas. Zaryzykowali, postawili jak w ruletce na jeden numerek w kasynie. Teraz wychodzi na to, że trafili.

Czego Polakom brakuje, żeby tenis był mocniejszy?

- W ogóle nie jesteśmy mentalnie przygotowani do wyczynowego sportu. Pieniędzy też nie ma wcale. Pamiętam, jak jeździłem na juniorskie turnieje, to najzdolniejsi rywale mieli wokół siebie sztab ludzi, a ja jednego trenera, który zresztą za moje pieniądze pojechał. W Krakowie, gdzie trenuje Agnieszka Radwańska, nie ma kortu twardego. To jest cyrk jakiś przecież. Jak o tym myślę, ciarki przechodzą. Dziwi mnie tylko, że potem ludzie, widząc jak nędzny jest nasz sport, oczekują od nas nie wiem jakich wyników.

Ale za dużo pieniędzy to też niedobrze. Amerykanie, Australijczycy, Brytyjczycy są bogaci, ale nie mają młodych talentów. A Serbowie, którzy trenowali w czasie wojny między spadającymi bombami, mają.

- Bo najważniejszy w sporcie jest jednak charakter, nie pieniądze. Ja, nawet gdybym miał jakąś pomoc z zewnątrz, to bym tego nie przehulał. Nic sobie nie kupuję, nie wydaję na bzdety. Wiem, że kariera jest najważniejsza, trzeba inwestować w siebie.

Najlepszy mecz jaki w życiu zagrałeś?

- Półfinał w Paryżu z Gillesem Simonem, wyszło mi w nim wszystko. Poza tym, finał challengera w Scheveningen. Parę dobrych się znajdzie.

Powiedziałeś, że jak ktoś się w Polsce wybije, to zaraz znajdą się ludzie, którzy go nienawidzą.

- Wystarczy wejść do internetu. Ja rzadko wchodzę, ale coś tam do mnie dociera przez znajomych. To niestety normalne, w naszym polskim kraju, taki szczególny rodzaj zazdrości. Ja, po przeczytaniu, że Robert Lewandowski kupił sobie samochód, nigdy bym się nie odważył napisać, że jest ciamajdą, i że nie umie grać, i że woda sodowa uderzyła mu do głowy, i że dlatego przegrał mecz. To jego życie, robi, co mu się podoba. Chce wydać pieniądze - wydaje. Chce iść na imprezę - idzie. Irytują mnie opinie w stylu, masz robić to i to. Wszystkim, którzy radzą mi, co mam robić, radzę, by zajęli się sobą.

Ale paparazzi już za tobą chodzą, "Fakt" donosił, że rozbijasz się samochodem po Łodzi. Boisz się "Jerzykomanii"?

- Zwisa mi to kompletnie. Nie czytam gazet. Jak ktoś chce sobie z aparacikiem marznąć na minus 30, żeby zrobić jakieś śmieszne zdjęcia, to niech sobie marznie. Mam to gdzieś.

Żyjesz na walizkach, w hotelach, samolotach. Za czym najbardziej tęsknisz?

- Za łóżkiem w domu. Żadne łóżko nie jest tak dobre i wygodne jak własne. Tylko w nim potrafię się dobrze wyspać. Tęsknię też za swoją poduszką. Zawsze, jak tylko mogę, zabieram ją ze sobą. Za znajomymi też tęsknię, ale nie mam ich dużo, bo dużo ludzi jest fałszywych. Przyjaźnię się z tymi, których znam od lat.

Co robisz, gdy nie grasz w tenisa, co czytasz, czego słuchasz, w co grasz?

- Słucham house'u i hard style'u, ciężkiego brzmienia z głębokim basem. Zobacz sobie na YouTube taką imprezę w Belgii Tommorowland, coś w tym stylu. Dużo gram na PlayStation. Muszę mieć w ręku "kałacha", czyli Battlefield, Call of Duty. Nie cierpię gier sportowych, nienawidzę FIF-y. Z RPG Wiedźmin i Diablo mogą być. Bawię się różnymi programami na komputerze, hakerskimi na przykład. Elektronika, gadżety i komputery zawsze mnie pociągały.

Jakieś sporty poza tenisem oglądasz?

- Lubię siatkówkę, kibicuję Skrze Bełchatów. Piłki nie lubię, oglądam tylko jak gra reprezentacja Polski. Wiem, że to nie jest wielki poziom, no ale jednak Polacy grają. Sporty ekstremalne lubię - XGames, freestyle na motocrossie.

A kobiecy tenis? Jeszcze nie spotkałem tenisisty, który by go śledził.

- Ja też nie, bo to dwie różne dyscypliny sportu. Nie ma między nimi powiązania. Wszystko jest inne - różnorodność uderzeń, poruszanie się. Zawodniczki z czołówki nie umieją się ślizgać nawet na czerwonej mączce. Są ogromne różnice techniczne, taktyczne. Mówi się, że męski tenis jest bardziej profesjonalny, i coś w tym jest. Bardzo wiele zawodniczek jest trenowanych przez rodziców, w męskim tenisie tak się nie da. To wynika z tego, że w kobiecym psychologiczna strona jest ważniejsza - spokój, zrozumienie, akceptacja. U nas ważna jest technika, taktyka, wiedza typowo tenisowa.

Agnieszki Radwańskiej też nie oglądasz? Wygra w końcu turniej wielkoszlemowy?

- Jeśli była druga na świecie i była w finale Wimbledonu, to czemu nie? To nie fart i szczęście, tylko ciężka praca i umiejętności. Agnieszka mentalnie jest świetnie przygotowana do tenisa. Wiem, bo jej mecze czasem wyjątkowo oglądam (śmiech).

Ale jak pokonać te wielkie dziewczyny na samym szczycie?

- Serena gra jak mężczyzna, jest ewenementem, ale jest jedna. Z resztą Agnieszka już wygrywała. Poradzi sobie.

Jesteś 26. na świecie. Czego brakuje do Top 10?

- Czasu. Spokoju. Trzeba trenować ciężko. Federer nie wygrał 17 Szlemów za ładne oczy, ale dlatego że ciężko trenuje.

Eksperci mówią, że potrzeba ci więcej regularności, cierpliwości...

- Nie słucham ekspertów. Niech lepiej założą spodenki, wezmą dziecko i wyszkolą je na korcie. Wtedy pokażą, co potrafią. Przecież to takie proste.

Federer narzeka, że tenis staje się wolniejszy, trawa na Wimbledonie premiuje dziś defensywnych graczy. To uderza też w ciebie?

- Potrafię grać na każdej nawierzchni. W poprzednim sezonie pierwsze challengery wygrałem na kortach ziemnych. Na wszystkich kortach lubię grać. Ale rzeczywiście tenis zwalnia. Chodzi nie tylko o korty, piłki też kiedyś były twardsze, szybsze, wytrzymalsze, a rakiety trwalsze. Kiedyś w jednych butach mogłem grać dwa miesiące, a teraz jedna para butów niszczy się po dwóch meczach.

Dlaczego tak się dzieje?

- Pogoń za kasą. Produkują mniej trwałe rzeczy, żeby częściej je zmieniać.

Twój ulubiony Wielki Szlem?

- US Open. Jest atmosfera, która mi odpowiada, organizatorzy robią dużo rzeczy pod publiczkę. Ten Szlem żyje, jest show. Na Wimbledonie wszystko musi być grzeczne, jak w kościele.

Cele na ten sezon?

- Nie złapać kontuzji, a jak da radę, utrzymać się w Top 30.

Rozmawiał Jakub Ciastoń

Jerzy Janowicz

Zajmuje 26. miejsce na liście ATP. 22 lata. Łodzianin, syn byłych siatkarzy Anny Szalbot i Jerzego Janowicza seniora. W tenisa gra od 5. roku życia. Finalista juniorskich turniejów US Open i Rolanda Garrosa. W zeszłym roku wygrał trzy challengery ATP, doszedł do III rundy Wimbledonu i finału turnieju ATP z serii Masters w Paryżu, gdzie pokonał pięciu zawodników z Top 20 rankingu, w tym Andy'ego Murraya, trzecią rakietę świata.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.