Puchar Davisa. Tanga w Gdańsku nie było

Michał Przysiężny rozkręcał się z seta na set, ale przegrał z debiutującym w Pucharze Davisa Guido Pellą 1:6, 4:6, 6:7 (5-7). Szybko upadł optymistyczny scenariusz, w którym Polacy mogą Argentynę pokonać.

Atmosfera tenisowego święta towarzyszyła tylko losowaniu kolejności meczów w zabytkowej Wielkiej Sali Wety w gdańskim ratuszu. Portrety polskich królów, żyrandole i kandelabry przypominały, że polski tenis znalazł się w Grupie Światowej, bo tak nazywa się 16-zespołowa elita Pucharu Davisa.

Rozpoczęcie sportowej rywalizacji szybko sprowadziło kibiców z wielkiego świata na ziemię. Pierwszy set spotkania budził obawy, że mecz może być jednym z najszybszych w historii Pucharu. Po 17 minutach Przysiężny (ATP 318) przegrywał ze sklasyfikowanym 276 miejsc wyżej Pellą 0:5. W końcu gema wygrał, ale po kolejnych sześciu minutach było po secie.

Forma Przysiężnego była sporą niewiadomą, bo ostatni mecz rozegrał 10 listopada. Poddał wówczas mecz I rundy challengera w Bratysławie i od tej pory niemal nie dotykał rakiety. Diagnoza lekarzy była szybka i jednoznaczna: rwa kulszowa. Mimo przedłużającej się rehabilitacji plecy wciąż go bolały.

Przysiężny nie poleciał do Australii na eliminacje Australian Open. Nie znalazł się w ogłoszonym przed dziesięcioma dniami składzie na mecz z Argentyną. Kapitan polskiej reprezentacji Radosław Szymanik sugerował, że Przysiężny wróci na kort dopiero w maju. Dlaczego jednak zagrał jako lider polskiej reprezentacji?

- Gdybym nie grał do maja, miałbym tzw. protected ranking - tłumaczył Przysiężny. Według przepisów, jeśli zawodnik z powodów zdrowotnych nie gra przez co najmniej sześć miesięcy, to jego ranking sprzed kontuzji ulega zamrożeniu i zawodnik może go używać, zgłaszając się do turniejów. - Stwierdziłem jednak, że trzy miesiące siedzenia w domu mi wystarczą - żartował Przysiężny, choć sytuacja wcale nie jest dla niego wesoła. Jako gracz czwartej setki będzie musiał odbudowywać swoją pozycję przez starty w challengerach z mniejszą pulą nagród, bo z tak niskim rankingiem na starty w eliminacjach Szlemów czy turniejów ATP nie ma szans.

W pierwszym secie brak ogrania Przysiężnego bił po oczach. Polak wygrał tylko 14 punktów, a przy tym popełnił aż 17 błędów, z czego 15 niewymuszonych zagraniem rywala - po prostu raz po raz uderzał w pół siatki, po autach.

W drugim secie mecz się wyrównał. Przysiężny dał się przełamać na 2:3, ale potem przy stanie 4:5 doszło do gry na przewagi. Po podwójnym błędzie serwisowym Pelli Polak mógł doprowadzić do stanu 5:5, ale popełnił prosty błąd z bekhendu. Argentyńczyk chwilę potem zakończył gema i seta.

Najbardziej wyrównana była trzecia partia. Nie doszło w niej do ani jednego przełamania, Przysiężny czuł się na korcie pewniej. O porażce w tie-breaku przesądziły dwie przegrane przez Polaka piłki od stanu 5-5.

- Przeciwnik nie jest specjalistą od gry w hali i miałem nadzieję na wygraną - mówił po meczu Przysiężny. - Wiedziałem, że pierwszy set będzie trudny, bo co innego treningi, a co innego gra na całego. I tak było. Potem szło mi lepiej, wygrywałem swoje gemy, ale wciąż miałem braki przy gemach serwisowych rywala - dodał.

Fakt, że Pella dopiero debiutował w Pucharze Davisa, najlepiej pokazuje różnicę pomiędzy tenisem w Argentynie i w Polsce. 25-letni zawodnik w pierwszej setce ATP debiutował w grudniu 2012 roku, ale do kadry nie był powoływany, bo było wielu lepszych od niego: były mistrz US Open Juan Martin del Potro, David Nalbandian czy Juan Monaco. Zadebiutował dopiero teraz, po dojściu do finału turnieju ATP w Rio i awansie na najwyższe w karierze 42. miejsce w rankingu ATP.

Obecnie Argentyńczycy mają 14 zawodników w pierwszej dwusetce rankingu, Polacy tylko Jerzego Janowicza (ATP 96), a - jak śpiewała Budka Suflera - do tanga trzeba dwojga. Zwłaszcza tanga argentyńskiego. Gdy zabrakło Janowicza, Szymanik od razu miał nie lada dylemat ze złożeniem składu. Gdyby Przysiężny nie zdecydował się zaryzykować zdrowia, rakietą numer jeden mógłby być Łukasz Kubot. Tyle że on koncentruje się na deblu, w którym jest 28. na świecie. W singlu zajmuje 609. miejsce w rankingu, w tym roku zagrał tylko pięć meczów. - Rozważałem wystawienie Łukasza w singlu. Był na to gotowy, ale to także byłoby ryzyko. Nie wiemy, jak fizycznie odbiłaby się na nim konieczność rozegrania dwóch meczów w singlu i do tego debla - mówił Szymanik i jako drugiego singlistę wystawił 19-letniego Huberta Hurkacza (ATP 602).

- Nie dziwię się, po tym, co tu pokazał na treningach, można powiedzieć, że był najlepszy z nas wszystkich. Jest wysoki i dobry technicznie. Ale mentalnie to dałbym mu może 12-13 lat. To spory talent, ale musi dojrzeć, by osiągać wyniki - komentował Przysiężny.

Porażka Przysiężnego spowodowała, że szanse Polaków na wygraną z Argentyńczykami spadły praktycznie do zera. Optymiści liczyli, że Pella nie wytrzyma presji w debiucie, że w sobotę drugi punkt wywalczy debel, a w decydującym meczu Hurkacza zastąpi Kubot i pokona Pellę. W to, że któryś Polaków może pokonać lidera gości Leonardo Mayera, nie wierzył chyba nikt. - To gracz znacznie lepszy od Pelli. Musiałbym zagrać dużo lepiej, by nawiązać z nim walkę w niedzielę - mówił Przysiężny. Hurkacz z Mayerem przegrał 2:6, 6:7, 2:6.

Miliarderzy w sporcie. Założymy się, że się zdziwisz?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.