Wimbledon. Nadal zagra w finale z Berdychem

Andy Murray walił głową w mur i nie zdołał pokonać Rafaela Nadala w półfinale Wimbledonu. Hiszpan zagra o tytuł z Czechem Tomaszem Berdychem, który ograł Novaka Djokovicia.

Wielka Brytania wstrzymała w piątek oddech, przed telewizorami zasiadło ponad 10 mln ludzi, ale skończyło się jak zwykle - na klęsce w półfinale. Tak jak przed laty Roger Taylor (trzy razy), a potem Tim Henman (cztery), tak teraz Szkot Andy Murray nie umie przeskoczyć ostatniej przeszkody. Rok temu zatrzymał go Andy Roddick, teraz - niesamowity Rafael Nadal, który zwyciężył 6:4, 7:6 (8-6), 6:4. Brytyjczycy czekają już na męski finał Wimbledonu 72 lata. I jeszcze trochę poczekają.

Murray'owi trzeba oddać, że grał wyśmienicie - świetnie serwował, genialnie returnował, a jego kocie ruchy na linii końcowej kończyły się często uderzeniami wybitnymi. Ale Szkot właściwie przez cały mecz walił głową w mur. Z drugiej strony siatki ruszała się bowiem niezniszczalna hiszpańska maszyna, która zawsze w kluczowych momentach zagrywała nie do obrony. Ten mecz pokazał jak bardzo Nadal się zmienił - jego gra na trawie to już nie tylko top-spiny i nudnawa przebijanka z linii końcowej. W piątek Hiszpan wygrał, bo potrafił też świetnie atakować. W chwilach zagrożenia ruszał do siatki niczym John McEnroe.

W trzecim secie Murray dostał na początku prezent i przełamał podanie Hiszpana, ale choć prowadził 4:2, znów walił głową w mur. Hiszpańska maszyna nagle zwiększyła obroty silnika, prowadzenie rywalowi wydarła, a potem sama zatriumfowała.

Nadal awansował do czwartego wimbledońskiego finału i ma szansę na drugi tytuł. Jest w Londynie niepokonany od 13 spotkań - w 2008 r. wygrał turniej, rok temu nie grał z powodu kontuzji.

Czesi czekali 12 lat

Nadal w finale zagra z Tomaszem Berdychem, który w ćwierćfinale wysłał na przedwczesne wakacje broniącego tytułu Rogera Federera, a w piątek w półfinale zrobił to samo z Novakiem Djokoviciem. Czech zagrał jeszcze lepszy mecz niż z Federerem i zwyciężył rozstawionego z trójką Serba 6:3, 7:6 (11-9), 6:3 w nieco ponad dwie i pół godziny.

- To spełnienie moich marzeń z dzieciństwa - mówił po finale Berdych, który w rankingu ATP zajmuje 13. miejsce. Jest pierwszym Czechem w wielkoszlemowym finale od 1998 r., gdy Petr Korda pokonał w Melbourne Chilijczyka Marcelo Riosa. Ostatnim Czechem w finale Wimbledonu był 11 lat wcześniej Ivan Lendl, ale tak jak we wszystkich swoich próbach w Londynie przegrał wówczas z Australijczykiem Patem Cashem. Jedynym rodakiem Berdycha, który w Londynie zdołał w singlu wygrać, był Jan Kodes w 1973 r.

Z Djokoviciem Berdych znów odpalił forhendowe rakiety, które swoją piekielną mocą wgniatały Serba w trawę gdzieś pod linią końcową, tak samo jak dwa dni wcześniej Federera. Do tego dołożył bardzo mocny, skuteczny serwis, też widziany już we wcześniejszych meczach. To wystarczyło do zwycięstwa, bo Djoković, który w poprzednich rundach rywali miał, delikatnie mówiąc, przeciętnych (w ćwierćfinale grał z Tajwańczykiem Lu), w konfrontacji z pierwszym przeciwnikiem naprawdę mocnym zbladł dość szybko. Okazało się, że jego ręka wcale nie jest taka pewna - sporo pudłował z forhendu, zaskakująco dużo mylił się też z serwisu, podwójnym błędem przegrał tie-breaka oraz dał się przełamać w trzecim secie. Obaj grali podobnie, z kontrataku, praktycznie nie ruszając się z linii końcowej, ale znacznie silniejsze argumenty miał 24-letni Czech.

Berdych wreszcie dojrzał

Berdych przez lata uchodził za wielki tenisowy talent, ale ze zmarnowanym potencjałem. Pochodzi z Valasskich Mezirici, zaczął grać w tenisa jako pięciolatek, szybko został jednym z najlepszych juniorów w kraju i trafił do słynnego w Czechach centrum tenisowego w Prostejovie, gdzie dziś trenują też m.in. Lucie Safarova i Petra Kvitova. Berdych był solidny, od czasu do czasu coś wygrywał, ale i tak mówiono, że marnuje talent. Nikt nie mógł bowiem zrozumieć, jak to możliwe, że jeden z najzdolniejszych nastolatków świata, który wygrywał już w juniorskich turniejach z Djokoviciem, Murrayem i Juanem Martinem del Potro, nie umie przebić się i pokonać ich w dorosłym tenisie. Kiedy Djoković wygrywał w Australian Open, a Murray grał w finałach Szlemów, Berdych obijał się najwyżej o czwarte rundy i do dziś ledwo uciułał pięć wygranych turniejów ATP. Miał unikalny antytalent do wielkich meczów - potrafił kiedyś przegrać w Wimbledonie z Federerem prowadząc 2:0 w setach i z przełamaniem serwisu w trzeciej partii. Rękę zawsze miał mocną, brakowało mu jednak silnej głowy. - Każdy jest inny, jedni dojrzewają wcześniej, inni później - mówi teraz Czech, który miesiąc temu awansował w Paryżu do pierwszego w życiu wielkoszlemowego półfinału, a w niedzielę stanie przed szansą historycznego zwycięstwa. Kto wie, może w tym długim biegu byłych juniorskich mistrzów z Murrayem, Djokoviciem i del Potro, na finiszu wygra właśnie Berdych?

Serena czy Wiera?

Dziś finał kobiet Serena Williams - Wiera Zwonariewa. Serena będzie faworytką, bo w ostatnich latach zawsze ze Zwonariewą wygrywała, a Rosjanka już jest przeszczęśliwa, że zagra w pierwszym w życiu wielkoszlemowym finale. Największą bronią Sereny znów będzie jej serwis, którym zawsze ratuje się z opresji i właściwie nie daje szansy rywalkom, by rozwinęły skrzydła. Serena posłała już w turnieju 80 asów, co jest rekordem wszech czasów w rywalizacji kobiet w Wimbledonie.

Wynik półfinału:

Tomas Berdych (Czechy, 12) - Novak Djoković (Serbia, 3) 6:3, 7:6 (11-9), 6:3

Specjalny tenisowy serwis o Wimbledonie ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.