Wimbledon 2015. Hiszpańska Serena Williams za mocna. Radwańska przegrała z Muguruzą

Agnieszka Radwańska przegrała z Garbine Muguruzą 2:6, 6:3, 3:6 w półfinale Wimbledonu, choć niewiele brakowało, a Hiszpankę by doścignęła. - Żalu wielkiego nie mam. I liczę, że ta dobra energia zostanie ze mną na dłużej - mówiła Polka

W połowie pierwszego seta wydawało się, że jest po wszystkim. Tablica wyników na korcie centralnym, gdzie mecz razem z córką oglądał m.in. David Beckham, była bezlitosna: 6:2, 3:1 dla Muguruzy (nr 20). Na korcie było niewiele lepiej - 20-letnia Hiszpanka, wschodząca gwiazda młodego pokolenia, grała jak w transie. Jej świetne serwisy i potężne uderzenia posyłane tuż pod linię końcową, zupełnie podcięły Polce skrzydła. Radwańska biegała, strzelała najmocniej, jak potrafi, próbowała grać swój kombinacyjny tenis, ale odbijała się od rywalki jak od ściany. To była tylko Muguruza, ale wydawało się, że raczej Serena Williams.

- To był poziom kosmiczny, po prostu nie dało się nic zrobić. Agnieszka nie grała źle, ale Muguruza nie dała jej szansy, by załapać się na grę - opowiadał później Dawid Celt, sparingpartner Radwańskiej.

Ale hiszpańska maszyna nagle zaczęła się zacinać, w bezbłędne ruchy Muguruzy wkradły się nerwy, a jej petardy nie lądowały już pod linią końcową, lecz bliżej środka kortu. Radwańska tylko na to czekała, przypuściła kontratak, tak rewelacyjny, że publiczność na trybunach aż cmokała z zachwytu. Polka, mieszając uderzenia, zmieniając rotacje i kierunki, zmusiła rywalkę do błędów. I zrobiło się widowisko. "Jeśli ktoś widzi tenis po raz pierwszy w życiu, może zakochać się już na zawsze. Tak dobrze się to ogląda" - pisał na Twitterze korespondent "New York Timesa". Radwańska wygrała sześć gemów z rzędu, a trzeciego seta zaczęła od przełamania serwisu rywalki.

Drugiego w karierze Polki finału Wielkiego Szlema jednak nie było, bo w decydującej partii Hiszpanka opanowała nerwy i zagrała dużo lepiej. Znów zamieniła się w hiszpańską wersję Sereny Williams. Przewagę, tak jak Amerykance, dawał jej przede wszystkim serwis, niezwykle mocny i precyzyjny. Ten mecz właściwie przypominał trochę przegrany przez Radwańską finał Wimbledonu z 2012 r. Wtedy Serena przy 2:2 posłała cztery asy w jednym gemie i odjechała. Muguruza posłała tylko dwa, ale też pomachała Polce na pożegnanie.

Radwańska tak dobrze w czwartek nie serwowała i kluczowe wymiany przegrała. Przy 5:3 miała jeszcze szanse na odłamanie podania, ale i one przepadły, a potem powtórka wideo zdecydowała o centymetr, że Muguruza trafiła w kort. I po chwili było po meczu.

Radwańska nie musiała przerywać w tym gemie gry i brać tej powtórki wideo. - Ale przerwałam, bo wydawało mi się, że był aut. Szanse były 50 na 50, nie trafiłam, nie ma teraz sensu gdybać - powiedziała potem.

Wielkiej rozpaczy po meczu nie było. Radwańską na konferencjach prasowych widzieliśmy już dużo smutniejszą. - Bardzo dobry mecz, ona zagrała niezwykle solidnie. W drugim secie udało mi się wybić ją z rytmu, ale w trzecim, kluczowe akcje znów zagrała bardzo dobrze. Próbowałam wszystkiego, walczyłam, robiłam, co mogłam - podkreśliła Polka, która dzięki czwartemu w karierze półfinałowi Szlema awansuje na co najmniej ósme miejsce w rankingu WTA. - Tego półfinału aż tak mi nie żal, jak tego z 2013 r., gdy przegrałam w Londynie z Sabine Lisicki. Wtedy zabrakło mniej. Byłam poobijana, zmęczona, tutaj przegrałam na korcie w równej walce - podkreśliła Polka, która wybiera się na tygodniowy urlop, a potem zaczyna treningi na kortach twardych przed wylotem na serię sierpniowych turniejów do USA i Kanady. - Przegrałam, ale z tego miesiąca na trawie jestem zadowolona, czuję się lepiej, energia i zapał wróciły, mam nadzieję, że już ze mną zostaną - dodała.

Amerykanka Tracey Austin, była dwukrotna mistrzyni US Open, już przed meczem przewidywała, że Radwańska sobie z Muguruzą nie poradzi, bo jej tenisowi brakuje ognia. - Agnieszka nie ma czym zrobić krzywdy tak mocno bijącym tenisistkom - mówiła w BBC.

Trener Tomasz Wiktorowski widzi to jednak nieco inaczej. - Agnieszka uległa dziewczynie, która zasłużyła, by znaleźć się w finale. Muguruza miała tu świetne mecze, jest młodą strzelbą na fali, gra bez presji, to moment w karierze, gdy gra się najłatwiej. Ale Agnieszka przegrała minimalnie, pokazując, że z tak mocno bijącymi dziewczynami, może walczyć. Potrzeba tylko ciągłej pracy nad większą prędkością serwisu. Jeśli będzie ona na ciut wyższym poziomie, Agnieszka ma kombinacyjną grę, by wygrywać takie mecze - mówił "Wyborczej" Wiktorowski. - Wimbledon pokazał, że Agnieszka jest dalej głodna, że jest w niej zapał, by dalej się doskonalić i szukać kolejnych wyzwać. I to jest najważniejsze - dodał.

- To był świetny mecz, zderzenie dwóch stylów. Gratulacje dla Muguruzy, pokazała piękny tenis, ale jestem dumny z Agnieszki po tych kilku tygodniach na trawie. Walczyła do ostatniej piłki, zostawiła na korcie serce, była dziś słabsza, ale tylko trochę - dodał Celt.

W tym, co mówiła Radwańska było widać zapał i dobrą energię, których tak brakowało na początku roku. - Celem jest zakwalifikowanie się do kończącego sezon turnieju Masters w Singapurze dla czołowej ósemki rankingu - stwierdziła. W rankingu WTA Race, który liczy się w wyścigu do Singapuru, Agnieszka awansowała właśnie z 18. na 12. miejsce.

- Przed nami turnieje na betonie w USA i Kanadzie, które Agnieszka bardzo lubi. Skończyła się trawa, ale nie ma już czerwonej mączki, więc w przyszłość patrzymy optymistycznie - uśmiechnął się Wiktorowski.

Muguruza w finale zmierzy się z Sereną Williams, która w drugim półfinale pokonała 6:2, 6:4 Marię Szarapową. Było to 17. z rzędu zwycięstwo Amerykanki nad Rosjanką. Po raz ostatni Williams przegrała z Szarapową w 2004 r.

Dziennikarze pytali Agnieszkę, czy wyobraża sobie, że Muguruza może pokonać w finale Williams. Polka spojrzała na nich, uśmiechnęła się i odparła: - Nie wyobrażam sobie, że Serena tego nie wygra.

Celt założył się jednak z Radwańską, że Williams nie da rady. O tym, kto wygra zakład, przekonamy się w sobotę. W piątek męskie półfinały: Richard Gasquet - Novak Djoković i Roger Federer - Andy Murray.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.