Wimbledon 2015. Linette: Wimbledon jest niesamowity, nawet mimo tego pecha

- Poczułam ból, to prawdopodobnie naciągnięcie mięśnia uda, ale szczegóły poznam dopiero po badaniu USG. Próbowałam grać dalej, ale nie dałam rady. Nie chciałam ryzykować poważniejszego urazu. Wielka szkoda, mam jednak nadzieję, że jeszcze tu wrócę. Wimbledon jest niesamowity, to od dziś mój turniej numer jeden - mówiła Magda Linette, która nie była w stanie dokończyć spotkania w Londynie z powodu kontuzji.

Linette z grymasem bólu na twarzy i ze łzami w oczach skreczowała przy stanie 6:3, 3:6, 3:4 w pojedynku z Japonką Kurumi Narą (WTA 57).

Kilka chwil wcześniej wydawało się, że debiutująca w Wimbledonie Linette może awansować do II rundy, bo decydującą partię zaczęła bardzo dobrze - od przełamania podania Japonki i prowadzenia 2:0. Ale właśnie wtedy doznała urazu, przewracając się na udeptanej części kortu pod linią końcową. - Poczułam ból. Nie wiem dokładnie, co jest z nogą, fizjoterapeuta powiedział, że to raczej tylko naciągnięcie, ale dokładną diagnozę będę znała dopiero po badaniu USG. Próbowałam unikać obciążania tej nogi, ale po chwili dostałam skurczów. Poprosiłam o lód, a potem o pomoc fizjoterapeutki. Próbowałam jeszcze cokolwiek z tą nogą wyczarować, żeby przeszło, ale nie mogłam nic zrobić. Ból był za duży, żebym kontynuowała grę. Wolałam nie ryzykować poważniejszego urazu - opowiadała później na konferencji prasowej Linette. Dopiero po badaniu USG zapadnie decyzja, czy wystąpi w deblu w parze z Mandy Minellą z Luksemburga.

Polka może mówić o wielkim pechu, bo Nara (WTA 57) była w jej zasięgu. Spotkanie było wyrównane, w pierwszym secie agresywniej grała Polka, która więcej ryzykowała i częściej ruszała do przodu. W drugim secie role nieco się odwróciły, ale decydującą partię Linette zaczęła niezwykle skoncentrowana, prowadziła 2:0 i wydawało się, że mecz ma w swoich rękach.

- Generalnie jestem dość zadowolona ze swojej gry, w pierwszym secie obudziłam się przy 1:3 i grałam już dobrze. W trzecim secie też czułam, że wszystko zaczyna się układać. A potem tak się potoczyło, jak się potoczyło... - wzdychała Linette. - W drugim secie popełniłam kilka prostych błędów na początku, zabrakło solidności. Myślałam, że poprawię się w decydującej partii.

Pochodząca z Poznania tenisistka, która na co dzień trenuje na zmianę w akademii w Splicie w Chorwacji i w Kantonie w Chinach, podkreśliła, że Wimbledon zrobił na niej niesamowite wrażenie. - Nigdy wcześniej tu nie grałam, bo eliminacje do Wimbledonu odbywają się na innych kortach, w Roehampton. Do tej pory mówiłam, że najbardziej podoba mi się w Australii, ale od dziś zmieniam opinię. W Wimbledonie jest coś niesamowitego. Mimo że dziś sprawy potoczyły się nie po mojej myśli... to ludzie, korty, wszystko mi się tutaj podoba. Ten turniej w coś sobie ma. To od teraz będzie mój ulubiony turniej i mam nadzieję, że jeszcze tu wrócę - zakończyła.

Po Wimbledonie planowała wystartować w Budapeszcie, ale teraz być może zmieni plany i odpocznie przed wylotem na długie tournee po USA i Azji. Ostateczną decyzję podejmie za kilka dni.

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.