Linette z grymasem bólu na twarzy i ze łzami w oczach skreczowała przy stanie 6:3, 3:6, 3:4 w pojedynku z Japonką Kurumi Narą (WTA 57).
Kilka chwil wcześniej wydawało się, że debiutująca w Wimbledonie Linette może awansować do II rundy, bo decydującą partię zaczęła bardzo dobrze - od przełamania podania Japonki i prowadzenia 2:0. Ale właśnie wtedy doznała urazu, przewracając się na udeptanej części kortu pod linią końcową. - Poczułam ból. Nie wiem dokładnie, co jest z nogą, fizjoterapeuta powiedział, że to raczej tylko naciągnięcie, ale dokładną diagnozę będę znała dopiero po badaniu USG. Próbowałam unikać obciążania tej nogi, ale po chwili dostałam skurczów. Poprosiłam o lód, a potem o pomoc fizjoterapeutki. Próbowałam jeszcze cokolwiek z tą nogą wyczarować, żeby przeszło, ale nie mogłam nic zrobić. Ból był za duży, żebym kontynuowała grę. Wolałam nie ryzykować poważniejszego urazu - opowiadała później na konferencji prasowej Linette. Dopiero po badaniu USG zapadnie decyzja, czy wystąpi w deblu w parze z Mandy Minellą z Luksemburga.
Polka może mówić o wielkim pechu, bo Nara (WTA 57) była w jej zasięgu. Spotkanie było wyrównane, w pierwszym secie agresywniej grała Polka, która więcej ryzykowała i częściej ruszała do przodu. W drugim secie role nieco się odwróciły, ale decydującą partię Linette zaczęła niezwykle skoncentrowana, prowadziła 2:0 i wydawało się, że mecz ma w swoich rękach.
- Generalnie jestem dość zadowolona ze swojej gry, w pierwszym secie obudziłam się przy 1:3 i grałam już dobrze. W trzecim secie też czułam, że wszystko zaczyna się układać. A potem tak się potoczyło, jak się potoczyło... - wzdychała Linette. - W drugim secie popełniłam kilka prostych błędów na początku, zabrakło solidności. Myślałam, że poprawię się w decydującej partii.
Pochodząca z Poznania tenisistka, która na co dzień trenuje na zmianę w akademii w Splicie w Chorwacji i w Kantonie w Chinach, podkreśliła, że Wimbledon zrobił na niej niesamowite wrażenie. - Nigdy wcześniej tu nie grałam, bo eliminacje do Wimbledonu odbywają się na innych kortach, w Roehampton. Do tej pory mówiłam, że najbardziej podoba mi się w Australii, ale od dziś zmieniam opinię. W Wimbledonie jest coś niesamowitego. Mimo że dziś sprawy potoczyły się nie po mojej myśli... to ludzie, korty, wszystko mi się tutaj podoba. Ten turniej w coś sobie ma. To od teraz będzie mój ulubiony turniej i mam nadzieję, że jeszcze tu wrócę - zakończyła.
Po Wimbledonie planowała wystartować w Budapeszcie, ale teraz być może zmieni plany i odpocznie przed wylotem na długie tournee po USA i Azji. Ostateczną decyzję podejmie za kilka dni.
źródło: Okazje.info