Początek meczu był w wykonaniu Janowicza słaby, Polak sprawiał wrażenie, jakby nie spodziewał się, że tego dnia - gdy planem gier rządził głównie deszcz - w ogóle zagra. Znów popełniał dużo podwójnych błędów serwisowych (w sumie aż 16), nie mógł wstrzelić się z returnami, a jego forhendy często lądowały w połowie siatki.
Spotkanie Janowicza z Robredo (ATP 22) wyznaczono początkowo jako trzecie na korcie numer 12, ale w Londynie w piątek przez kilka godzin padał deszcz. Dopiero późnym popołudniem się przejaśniło i organizatorzy zdecydowali, że dają priorytet meczom singlowym. Niespodziewanie zamiast odwoływać mecz Janowicza, przenieśli go na kort numer sześć. I Polak długo sprawiał wrażenie, jakby się tego nie spodziewał, albo jakby się dobrze nie rozgrzał.
Robredo, który niemal dekadę temu był nawet piąty na świecie, nigdy nie przeszedł w Londynie do III rundy. Ale od poprzedniego sezonu Hiszpan przeżywa trzecią młodość, z US Open wyrzucił Rogera Federera, w Rolandzie Garrosie 2013 sięgnął ćwierćfinału, teraz rozszalał się na trawie Wimbledonu. Z Janowiczem grał bardzo solidnie - Polak przez dwa sety właściwie nie potrafił dobrać się do jego serwisu. Hiszpan umiejętnie mijał Polaka, gdy ten ruszał do siatki, zdobywał dużo punktów większą regularnością i solidnością.
Ale Janowicz w końcu się obudził i zmienił w wojownika, jakiego oglądaliśmy często w poprzednim sezonie. Jego brawurowe returny zaczęły spadać pod samą linię, jego forhend siał spustoszenie po drugiej stronie siatki. Polak wygrał trzecią partię po tie-breaku, grając w kluczowym momencie piłki ostre jak brzytwa, a w czwartym secie przełamał Hiszpana w końcówce.
Decydował piąty set, który jednak uciekł Polakowi na samym początku. Przy serwisie Robredo Janowicz prowadził 30:0, ale przegrał długą wymianę i potem oddał rywalowi kilkanaście piłek z rzędu, znów popełniając sporo błędów. Zrobiło się 0:3. Janowicz Hiszpana już nie dogonił. Uciekła mu okazja do wielkiego meczu z Rogerem Federerem na korcie centralnym.
Co zdecydowało o porażce, raczej dobra gra Robredo, czy twoje słabości? - zapytaliśmy na konferencji prasowej.
- Jeśli mam być szczery panowie, to nie mam ochoty rozmawiać - odparł Janowicz.
- To może choć powiedz, dlaczego nie masz?
- Zwyczajnie nie mam ochoty.
- Może ludzie w Polsce, którzy są twoimi kibicami, chcieliby się dowiedzieć, co masz do powiedzenia po takim meczu?
- Ludzie, którzy są moimi kibicami, dobrze wiedzą.
- Skąd mają wiedzieć, jak nic nie powiesz?
- Bo napiszecie mądry artykuł na pewno.
Na kolejnych kilka prób zadania pytania - o warunki na korcie, zdrowie, porę rozegrania meczu, Janowicz odpowiadał pojedynczymi słowami: Tak, nie. Dało się też wyłowić: - Myślałem, że dziś nie zagram...
Nieco więcej powiedział dopiero po chwili dziennikarzowi Polskiego Radia. - W piątym secie zabrakło trochę szczęścia, szkoda tego pierwszego gema w piątym secie. Zabrakło szczęścia, i tyle.... Nie wiem, czy byłoby lepiej, gdyby spotkanie było przerwane przez zapadające ciemności... Ciężko gdybać... Robredo zagrał dobrego gema przy moim serwisie.... Szkoda tego 30:0 na początku.... Ten turniej nie był jednak taki zły, mam nadzieję, że pomoże mi się odbudować. Jest mi źle z tym, że ten mecz tak się skończył. Ale jestem już myślami przy kolejnym turnieju, wybieram się do Bastad i Hamburga.