Wimbledon. Agnieszka Radwańska: Nie ma limitu, jeśli chodzi o ból

- To jest półfinał Wielkiego Szlema, nie ma limitu, jeśli chodzi o ból. Ale spokojnie, po każdym meczu mam lodową kąpiel, regeneruję się, czuję się prawie jak w jakimś spa - mówiła Agnieszka Radwańska po zwycięstwie w ćwierćfinale Wimbledonu z Chinką Na Li. W czwartek Polka zagra o finał z Niemką polskiego pochodzenia Sabine Lisicki. Relacja Z Czuba i na żywo w Sport.pl

O meczu z Li:

Ile było tych meczboli? Osiem? Ja zgubiłam się przy czwartym. Li zagrała cały mecz bardzo dobrze, nie odpuszczała, ona zawsze walczy do ostatniej piłki, w końcówce trafiała w same linie. Żadnego punktu nie oddała za darmo, musiałam walczyć. Cieszę się, że udało się zamknąć ten mecz. To mój trzeci ćwierćfinał Szlema w tym roku, wszystkie były bardzo zacięte, z Li przegrałam w Australian Open, udało się zrewanżować

O kontuzji uda:

Trochę boli. Dużo tenisa po prostu, ale zrobię wszystko, żeby odpocząć, zregenerować się, mam cały dzień. Na trawie wszystko od razu idzie w nogi, ale dam z siebie w czwartek 200 procent. To jest półfinał Wielkiego Szlema, nie ma limitu, jeśli chodzi o ból. Ale spokojnie, po każdym meczu mam lodową kąpiel, regeneruję się, czuję się prawie jak w jakimś spa (śmiech).

O tym, że Li nie wzięła challengu przy asie i setbolu:

Ktoś mi o tym napisał w SMS-ie. To nie było moje szczęście, ale raczej jej błąd, ona wcześniej zmarnowała kilka challenge'ów, podejmowała złe decyzje. Może gdyby mniej ryzykowała, to przy tej piłce nie wahałaby się sprawdzić. Ja na jej miejscu na pewno bym sprawdziła.

O półfinale z Sabine Lisicki:

Sabina zawsze lepiej gra na trawie niż na innych nawierzchniach. Dawno nie grałyśmy, i chyba nigdy nie mierzyłyśmy się na trawie. Znamy się dobrze, od czasów juniorskich. Pamiętam, grałyśmy razem nawet jakieś mistrzostwa Polski 10-latków. Teraz jesteśmy w półfinale Szlema. Dziwne uczucie. Sabina bardzo dobrze serwuje. Na pewno return będzie kluczem. Ona regularnie serwuje z prędkością powyżej 180 km/godz. To może być podobny mecz do tego z Madison Keys w III rundzie. Wtedy też musiałam przede wszystkim skupić się na odbiorze serwisów. W meczu z Li czułam, że przełamanie jej serwisu nie było dużym problemem, teraz pod tym względem może być inaczej.

O znajomości z Lisicki poza kortem:

Jest z polskiej rodziny, jej rodzice to przecież Polacy, czasem rozmawiamy po polsku, ten sam język jednak zawsze zbliża. Ale na pewno nie da się porównywać naszej znajomości do tej z Karoliną Woźniacką czy z Angelique Kerber. Z nimi jestem dużo bliżej.

O déja vu z poprzedniego roku:

- Faktycznie, jest trochę podobnie, wtedy też w półfinale była Niemka polskiego pochodzenia, też wcześniej był trudny, trzysetowy ćwierćfinał. Ale jednak Sabina to inna rywalka niż Angelique [Kerber]. Sabina na trawie gra dużo lepiej niż na innych nawierzchniach, to jest przykład zawodniczki, której tenis po wejściu na trawę dużo zyskuje.

O tym, czy czuje presję:

Większa presja tak naprawdę jest w pierwszym tygodniu Szlema. Kiedy jesteś już w ćwierćfinale, można trochę wyluzować. Wychodzisz na kort, grasz najlepiej, jak potrafisz.

O tym, czy jest faworytką do końcowego zwycięstwa:

Mówiłam już o tym wczoraj: to, co dzieje się w innych meczach, nie ma znaczenia. To jest trawa, każdy wynik jest możliwy. Nic się nie zmienia. Trzeba wygrać kolejny mecz.

O tym, czy trawa jest śliska w tym roku:

Wiem, że dużo osób na to narzekało. Nie wiem, ja nie zauważyłam. Może mam lepsze buty (śmiech).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.