Roland Garros. Finał mężczyzn jednak bez niespodzianki. Siódme niebo Nadala

Hiszpan pokonał Novaka Djokovicia 6:4, 6:3, 2:6, 7:5 i pobił rekord Björna Borga, zwyciężając w Paryżu po raz siódmy. Wieści o końcu jego dominacji były przedwczesne.

Niespodzianki nie było. Roland Garros skończył się dokładnie tak, jak przewidywano. Na Rafaela Nadala stawiali od początku niemal wszyscy eksperci i bukmacherzy. Po słabszym poprzednim sezonie i seryjnych porażkach z Djokoviciem 26-letni Hiszpan odrodził się w tym roku na swojej ulubionej nawierzchni. Przed Rolandem Garrosem ograł serbskiego lidera rankingu ATP na czerwonej mączce w Monte Carlo i Rzymie. W poniedziałek zrobił to po raz trzeci, tym razem w paryskim finale, rozłożonym ze względu na deszcz na dwa dni.

Pogoda przez moment odegrała zresztą główną rolę, bo w niedzielę z niezrozumiałych do końca przyczyn sędziowie zezwolili na grę w mżawce przez ponad godzinę. Nasiąknięte wodą coraz cięższe piłki sprawiły, że podkręcony forhend Nadala, czyli jego najsilniejsza broń, stracił na sile rażenia. Djoković, który uderza piłki bardziej płasko, przejął inicjatywę, wygrał osiem gemów z rzędu, ale w końcu pojedynek przerwano do poniedziałku. Gdy nad Paryżem znów zaświeciło słońce, wszystko wróciło do normy - forhend Nadala na przesuszonym korcie znów miażdżył Djokovicia.

Nadal od dawna uważany jest za najlepszego w historii gracza na czerwonej mączce. Więcej tytułów na ceglanych kortach zdobyli wprawdzie Argentyńczyk Guillermo Villas (45) i Austriak Thomas Muster (40), ale Nadal (36) zgarniał te najbardziej prestiżowe. Odbierając po raz siódmy puchar w Paryżu, pobił rekord Björna Borga, który na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku zwyciężał pod wieżą Eiffla sześciokrotnie. Aż osiem razy Hiszpan triumfował też w prestiżowej imprezie w Monte Carlo, siedmiokrotnie - w Barcelonie.

Od początku kariery w 2004 r. hiszpański mistrz uzbierał w sumie 11 tytułów wielkoszlemowych - poza Paryżem sięgał po nie dwukrotnie w Wimbledonie i po jednym razie w Melbourne i Nowym Jorku. Tyle samo zdobyli Borg i Rod Laver. Więcej ma już tylko trzech tenisistów - Roy Emerson (12), Pete Sampras (14) i Roger Federer (16).

Nadal wciąż ma szansę ich dogonić, bo okazało się, że wieści o zmierzchu jego dominacji są przedwczesne. Jeszcze rok temu wydawało się, że jego tenis, oparty w ogromnym stopniu na sile fizycznej, energochłonny, wyniszczający, powoli się wypala. Dziś wygląda raczej na to, że to świetny 2011 rok w wykonaniu Djokovicia, który zdobył trzy Szlemy, był wybrykiem natury. A Nadal przez ostatnie 12 miesięcy ważne mecze przegrywał wyłącznie z Serbem. Teraz ten trend się odwrócił. Trzeba będzie poczekać na trawę Wimbledonu, żeby zobaczyć, jak duże znaczenie miała w Paryżu nawierzchnia. Jeśli Nadal wygra także w Londynie, Sampras i Federer mogą czuć się realnie zagrożeni.

Djoković w Paryżu miał szansę zostać pierwszym od czasu Lavera graczem z czterema Szlemami w garści, bo jest aktualnym mistrzem Wimbledonu, US Open i Australian Open. Ale tak jak dwukrotnie w ostatnich latach Rogerowi Federerowi, tak teraz jemu do uzbierania czterech Szlemów w jednej serii zabrakło ostatniego z 28 meczów - zwycięstwa w paryskim finale z Rafaelem Nadalem.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.