Australian Open. Chinka Li w finale! Woźniacka marnuje meczbola

Chinka Na Li pokonała w półfinale Australian Open rozstawioną z jedynką Karolinę Woźniacką 3:6, 7:5, 6:3. Dunka w drugim secie zmarnowała piłkę meczową. - Bo ważne punkty grała zbyt defensywnie, zasłużenie zwyciężył odważny tenis Li - komentowali eksperci w Melbourne. Drugą finalistką została Kim Clijsters, która bez problemów wygrała z Wierą Zwonariewą 6:3, 6:3.

Awans do finału rozstawionej z dziewiątką Li to największy sukces chińskiego tenisa. Do tej pory zawodniczki z tego kraju najdalej dochodziły do półfinałów Szlema (Li rok temu w Melbourne, a Jie Zheng w 2008 r. w Wimbledonie i także rok temu w Australii). Dziennikarze w biurze prasowym żartowali, że padł też prawdopodobnie historyczny rekord telewizyjnej widowni meczu tenisowego - w Chinach spotkanie mogło oglądać kilkadziesiąt, być może nawet ponad 100 milionów ludzi.

Przebieg pierwszego seta nie wskazywał, że może dojść do sensacji. Woźniacka dobiegała do większości posyłanych przez Chinkę piłek i w swoim stylu przerzucała je beznamiętnie z powrotem za siatkę. Cofnięta była aż do przesady - statystyki pokazały, że 96 proc. piłek (!) zagrywała zza linii końcowej. Li grała zdecydowanie dużo agresywniej, starała się "wchodzić" na piłki i uderzać je płasko. Początkowo często się myliła, odwaga zaczęła jednak popłacać w drugim secie. Przy stanie 4:5 Chinka musiała bronić meczbola, ale brawurowymi atakami udało jej się tego dokonać. Potem przełamała Woźniacką, w fenomenalnym stylu odrobiła stratę i wygrała seta.

Wydawało się, że Dunka zmieni coś w swojej grze w trzeciej partii, ale nie zmieniła nic. Nadal czekała wyłącznie na błędy rywalki, nie podejmowała własnej inicjatywy. I to się na niej zemściło, bo Li nie myliła się już tak często. Cały czas grała odważnie, ryzykowała, uderzała blisko linii, po rogach, a nie wyłącznie bezpiecznie, jak robiła to Dunka. Taka taktyka przyniosła jej życiowy sukces.

- Źle spałam w nocy, bo mój mąż chrapał, budziłam się co godzinę, zasnęłam dopiero nad ranem - żartowała potem Chinka do mikrofonu, a całe Rod Laver Arena ryczało ze śmiechu. - Co sprawiło, że w końcu wstałaś z łóżka? - padło pytanie. - Prize Money! - odparła Na Li. Za finał dostanie 1,1 mln dol, jeśli wygra - dwa razy więcej.

Eksperci nie szczędzili gorzkich słów Karolinie, która od kilku tygodni przekonywała, że zasługuje na bycie numerem jeden, że nie gra wyłącznie nudnego i defensywnego tenisa, i że jest na dobrej drodze, żeby wygrać Szlema. - Jeśli chce się wygrać w Wielkim Szlemie, to nie można nie atakować nawet przy meczbolu! Nie można wygrać Szlema czekając wyłącznie na błędy rywalki - mówiła Reanne Stubbs, była doskonała deblistka, komentatorka australijskiej stacji Channel 7. Statystyki były dla Karoliny wprost miażdżące - w trzeciej partii nie zagrała ani jednego winnera! Chinka posłała ich aż 15, a w całym meczu - 42, przy ledwie 10 w wykonaniu Karoliny. Najszybszy forhend Li miał prędkość 120 km/godz, Karoliny - 105 km/godz. - To Chinka grała jak numer jeden, bo nie bała się zrobić krok w przód i zaatakować - dodała Alicia Molik, też ekspert Channel 7.

Woźniackiej bronił Sven Groenefeld, doradca trenera Piotra Woźniackiego z ramienia Adidasa: - Karolina taki ma styl gry. Owszem gra mało winnerów, ale też ma mało niewymuszonych błędów [Chinka ponad 50, Karolina - 24]. O zwycięstwie zdecydowało kilka piłek - mówił Holender. W podobnym tonie wypowiadała się na konferencji Karolina, ale minę miała zdruzgotaną.

Na Li przyznała, że ma nadzieję, że finał ożywi zainteresowanie tenisem w Chinach. Ale to drażliwy temat, bo 28-latka z Wuhanu w 2008 r. rozstała się z rodzimą - sterowaną oczywiście przez państwo - federacją i dopiero wtedy jej wyniki i forma wystrzeliły. Rozstania zresztą robią jej wyjątkowo dobrze, bo pod koniec 2010 r. Maria Szarapowa podebrała jej szwedzkiego trenera Thomasa Hogstedta. Rosjance jakoś specjalnie to nie pomogło, Li - wręcz przeciwnie. Jej jedynym szkoleniowcem jest teraz mąż - Jiang Shan.

Kilka dni temu Li opowiadała o swojej mamie, że nigdy nie ogląda jej meczów, bo mówi, że za bardzo się denerwuje. Może teraz da się namówić i przyjedzie? - O nie, na pewno nie, to bez znaczenia, czy chodzi o finał, czy I rundę - odparła Li.

Jej przeciwniczką w sobotnie finale będzie Kim Clijsters, która zagrała o niebo lepiej niż z Agnieszką Radwańską i bez większych problemów pokonała Wierę Zwonariewą. Rosjanka za słabo serwowała i miała za małą siłę ognia, by zrobić krzywdę rozpędzonej Belgijce.

Clijsers, trzykrotna zwyciężczyni US Open, będzie faworytką sobotniego finału, ale musi uważać, bo Li w tym roku nie przegrała jeszcze meczu, a dwa tygodnie temu w finale w Sydney ograła Clijsters 7:6 (6-3), 6:3.

Piękna katastrofa Karoliny Woźniackiej. Żeby obejrzeć kliknij zdjęcie

 

Henin (znowu) kończy karierę ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.