Australian Open. Finał kobiet. Serena ryknęła jak lew. I było po meczu

Serena Williams pokonała Justine Henin 6:4, 3:6, 6:2 w kobiecym finale. Amerykanka zdobyła swój piąty tytuł w Melbourne i dwunasty w Wielkim Szlemie.

Trzy bandaże na nogach, wielki miś koala w jednej ręce i puchar za zwycięstwo w drugiej - tak Serena po finale pozowała do zdjęć.

Belgijska bajka o zwycięstwie Henin skończyła się na początku trzeciego seta, gdy Serena ryknęła jak lew, wrzucając w kort piłkę-bombę atomową, która zniknęła pod ścianą, zanim Justine zdążyła jej się dobrze przyjrzeć. Chwilę później Serena posłała asa z drugiego serwisu (!) i wykonała całym ciałem serię gestów, których wymowa była mniej więcej taka: "Prędzej umrę, niż przegram".

Henin miała w tym finale swoje pięć minut, gdy w połowie drugiego seta zaczęła nagle trafiać wszystko. Jej forhendy lądowały na liniach, a genialne jednoręczne bekhendy wywoływały ekstazę na trybunach. Przez chwilę świetnie działał też serwis, a Serena sprawiała wrażenie zgaszonej, wycofanej, przypominała "śniętą rybkę", jak powiedziałby trener Radwański. Belgijka wygrała podczas tej drzemki Sereny 15 piłek z rzędu - od stanu 3:3 w drugim secie, wyszła na 6:3 i 1:0 w trzecim.

Ale Serena to Serena. Nigdy się nie poddaje, zawsze walczy do końca. Amerykanka jeszcze nigdy w życiu nie przegrała w Australii meczu, w którym wygrała pierwszego seta (bilans 40-0). Nie inaczej było tym razem. Serena miała przeciwko sobie kibiców - cztery piąte fanów na Rod Laver Arena wspierało Henin, powinna też być bardziej zmęczona - na korcie spędziła o wiele godzin więcej niż Belgijka, grając nieco cięższy ćwierćfinał, znacznie trudniejszy półfinał i sześć dodatkowych meczów w deblu. Pamiątką po tych męczarniach Sereny były trzy potężne opatrunki na nogach Amerykanki.

W trzecim secie Henin popełniała jednak za dużo błędów, była spięta, nie umiała wygrać własnego serwisu - niska skuteczność pierwszego podania była gwoździem do belgijskiej trumny. Amerykanka zaproszenie do ataku przyjęła i w końcówce zniszczyła Belgijkę bardzo szybko.

- Henin zaimponowała na początku większą agresją, starała się grać bardzo ofensywnie, ale za słabo serwowała i w końcu dała się zdominować Serenie. Justine serwowała prawie zawsze przez środek, co było zbyt czytelne dla Sereny, która przełamywała ją cały czas w trzecim secie - komentowała Mary Carillo, ekspert ESPN.

- Gratulacje dla Sereny, wygrała zasłużenie. Jest prawdziwą mistrzynią - powiedziała Henin podczas ceremonii wręczenia nagród. - Justine, zmusiłaś mnie do maksymalnego wysiłku, to był bardzo zacięty mecz. Wspaniały turniej w twoim wykonaniu - gratulowała rywalce Serena, która wygrała Australian Open po raz piąty, ale złamała klątwę, bo po 2003, 2005, 2007 i 2009, zwyciężyła wreszcie w roku parzystym. Serena ma już na koncie 12 tytułów w Wielkim Szlemie i zrównała się ze swoją rodaczką Billie Jean King. Pierwsza w klasyfikacji wszech czasów, z 24 tytułami w singlu, jest 68-letnia Australijka Margaret Smith Court, która pojawiła się wczoraj w Melbourne i wręczała finalistkom puchary.

- Serena zawsze gra najlepiej, gdy jest zagrożona. Wydaje się, że zaraz zgaśnie, a zagrywa najlepsze piłki - mówiła na konferencji Henin, która nie obejrzała męskiego finału, bo była już w samolocie do Belgii. Stwierdziła, że kolejny turniej zagra prawdopodobnie dopiero w marcu w Indian Wells. - Oczywiście jestem rozczarowana, ale nie może to przesłonić tego, co stało się w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Osiągnęłam i tak więcej, niż się spodziewałem - zakończyła Henin. - Justine nie była jeszcze gotowa na wygranie z Sereną, ale za pół roku, kto wie? - stwierdził Carlos Rodriguez, trener Belgijki.

Pojedynek Williams z Henin był pierwszym trzysetowym kobiecym finałem w Szlemie od 2006 r., gdy Henin przegrała z Amelie Mauresmo na trawie Wimbledonu.

2,32

 

mln dol. zarobiła w Melbourne Serena za tytuł w singlu i połowę nagrody za debel, który wygrała z siostrą Venus

NAJLEPSZE W SZLEMIE*

* - singlowe zwycięstwa wielkoszlemowe

Więcej o:
Copyright © Agora SA