Australian Open. Agnieszka Radwańska w 1/8 finału! Lepczenko wreszcie pokonana

W 2014 roku Agnieszka Radwańska dwa razy w Stranford i Seulu przegrała z Varvarą Lepczenko. Tym razem reprezentująca USA tenisistka z Uzbekistanu nie miała wiele do powiedzenia. Polka wygrała 6:0, 7:5 po meczu może nie zasługującym na owację na stojąco, ale dość krótkim by wierzyć, że to nie ostatnie słowo naszej tenisistki w Melbourne.

Gdyby cały mecz wyglądał tak jak pierwsze jego gemy, byłby to kolejny najkrótszy występ w Australian Open. Radwańska, która rundę wcześniej ograła Szwedkę Johannę Larsson w 44 minuty, zaimponowała w pierwszych minutach przy własnym serwisie. Kończące piłki, as, rozstawianie rywalki na boki i jedna tylko stracona piłka - tak grającą Polkę chciałoby się oglądać nie tylko w jednym gemie. Dobrą grę - niczym spełniając oczekiwania kibiców - kontynuowała przy podaniu Amerykanki i od razu ją przełamała a potem jak profesor z wieloletnim stażem naukowym momentalnie doprowadziła do 3:0 nie dając rywalce szans na odrobienie strat. To było mocne wejście w mecz!

Ale Lepczenko to nie jest początkująca amatorka. Rozstawiona w Melbourne z nr. 30 potrafiła w ostatnim sezonie dwukrotnie pokonać Radwańską. Tylko że trudno było o 1.27 w nocy polskiego czasu, tuż po rozpoczęciu pojedynku, zrozumieć jakim cudem Lepczenko wygrała cztery z sześciu ostatnich rozegranych przez nie setów. Po 17 minutach było 5:0 dla Polki po dwóch przełamaniach i pierwszą partię krakowianka miała niemal w kieszeni. Wygrała 6:0, robiąc w I secie tylko jeden niewymuszony błąd przy aż 15 rywalki!

Po takim laniu Lepczenko usiadła na krześle i skryła twarz w dłoniach. Ręcznikiem owinęła głowę, po chwili wezwała pomoc. Skarżyła się na problemy z oddychaniem, co przy ponad 30 stopniowych temperaturach nie jest niczym dziwnym. Czy chciała zyskać na czasie, podbudować się i odpocząć chwilę po lekcji tenisa, jaką dostała od Radwańskiej? Nie oceniamy. Wróciła i rozpoczęły drugiego seta.

 

Polka zaczęła go identycznie jak pierwszą partię - od pewnego wygrania swojego podania. Zmieniła rakietę i wyraźnie zachciała zakończyć to spotkanie tak szybko, jak to możliwe, mając w pamięci słowa nowej trenerki Martiny Navratilovej, która to zdaniem Polki popędzała ją do nagłego wykończenia meczu ze Szwedką w poprzedniej rundzie. Ale Lepczenko przełamała się, wykorzystała błędy Polki i wygrała gem przy własnym serwisie, co spotkało się z aplauzem spragnionej rywalizacji publiczności, by po chwili mieć szanse na przełamanie. Radwańska zagrała jednak wybornie, to ona szukała kątów i linii, zmuszając Varvarę do błędów. Wygrała tego gema, być może najważniejszego, jedynego dającego nadzieję Amerykance na odbudowanie. Zaczęła się gra gem za gem.

 

Radwańska przełamała Lepczenko w szóstym gemie drugiego seta i gdy po chwili utrzymała swoje podanie można było być niemal pewnym, że tego meczu nie odda. Ale to kobiecy tenis, zmienny jak pogoda. Nie dość, że Polka oddała rywalce inicjatywę to jeszcze potrafiła przegrać swoje podanie. Nagle zrobiło się 5:5 i naprawdę można się zastanawiać, ile razy obecna na trybunach Navratilova, siedząca obok trenera Tomasza Wikotorowskiego, pomyślała "teraz już wiem jakim cudem ona przegrała z Varvarą dwa ostatnie mecze".

 

W czwartej rundzie Australian Open rozstawiona tu z nr. 6 Radwańska zagra z Venus Williams (WTA 18), która pokonała Camilę Giorgi 4:6, 7:6, 6:1

W III rundzie Australian Open zakończył Jerzy Janowicz, który przegrał z Feliciano Lopezem 0:3.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.