Tenis. Janowicz poturbowany, ale znów zwycięski

W palącym słońcu, walcząc nie tylko z rywalem, ale też z bólem, Polak przetrwał kolejny trudny mecz w Australian Open. O 1/8 finału zagra z Niemcem Florianem Mayerem (ATP 37).

Rozstawiony z nr. 20 Jerzy Janowicz pokonał w II rundzie Hiszpana Pablo Andujara (ATP 48) 4:6, 7:6 (7-3), 7:6 (7-5), 6:3. Po 3 godzinach i 28 minutach walki tak bardzo się ucieszył, że rozdarł koszulkę i rzucił ją na trybuny grupce polskich fanów, którzy głośno go dopingowali, a potem z każdym przybił jeszcze "piątkę", krzycząc: - Dziękuję!

Awans do III rundy to wyrównanie zeszłorocznego wyniku Janowicza z Melbourne, a jednocześnie zrealizowanie planu minimum - wiadomo już, że nie straci punktów w rankingu ATP.

Polak miał powody do radości także dlatego, że tak jak w I rundzie z Jordanem Thompsonem umiał wyszarpać zwycięstwo mimo niesprzyjających okoliczności. Wtedy dokuczał mu ból w stopie, musiał odrabiać straty od stanu 0-2 w setach. Teraz też odczuwał ból, przegrał pierwszą partię, znów musiał gonić.

Po raz kolejny dogonił, bo mimo świetnej momentami gry And jara, który dobrze rozszyfrowywał atomowe serwisy Polaka, w decydujących momentach Janowicz potrafił pokazać tenis o przygniatającej sile rażenia. Oba tie-breaki rozegrał po mistrzowsku, demonstrując mentalną twardość. Gdy trzeba było przycisnąć, umiał zaatakować mocnymi forhendami, umiejętnie wybijał świetnie ruszającego się Hiszpana z rytmu. I dobrze gospodarował siłami - nie biegał do wszystkich piłek, z atakami czekał na odpowiednie momenty.

- W pierwszym secie czułem, jakbym nie miał nóg i jakby ktoś bił mnie kijem bejsbolowym po głowie i oczach. Warunki do gry były straszne. Lubię ciepło i słońce, ale nie spodziewałem się, że na korcie może być aż tak ciężko - powiedział po meczu Janowicz. Temperatura w Melbourne znów przebiła wczoraj 40 stopni Celsjusza w cieniu, a Chorwat Ivan Dodig wyznał, że bał się śmierci z przegrzania. W połowie seta Janowicza rozbolała głowa, wezwał na kort lekarza i dostał leki przeciwbólowe. - Nawadniałem się, okładałem lodem, całe szczęście, że ten mecz przetrwałem. Mam nadzieję, że pogoda w końcu trochę się uspokoi - dodał Polak. Dziękował za wsparcie kibicom, zaznaczył, że bez nich nie byłby w stanie walczyć z taką determinacją.

- Wiedziałem, że mogę nie zagrać najlepiej, ale w głębi serca liczyłem, że uda mi się wygrać samą wolą walki. Wydaje mi się, że mecz stał na niezłym poziomie - podkreślił 23-latek z Łodzi, który do Australii poleciał tuż po poważnej kontuzji stopy (pękła mu kostka trzeszczka) i w grudniu prawie nie trenował. W grze Janowicza wciąż widać wyrwę spowodowaną kontuzją, ale z każdym meczem nieco mniejszą.

Dobra wiadomość jest też taka, że po spotkaniu z And jarem nie narzekał już bardzo na kontuzjowaną stopę, która nie spuchła tak jak po pierwszym meczu i nie bolała. Janowicz delikatnie naciągnął za to lewą pachwinę, ale ma nadzieję, że uraz szybko minie i nie będzie przeszkadzał.

Zdrowie przyda się w III rundzie, bo gdy Janowicz ostatnio mierzył się z Florianem Mayerem (ATP 37), na korcie trzeba było wytrwać pięć długich setów. 30-letni Niemiec pokonał w 2012 r. Polaka w III rundzie Wimbledonu, broniąc dwie piłki meczowe. Janowicz był wtedy mniej doświadczony, na pewno słabszy mentalnie, nie umiał tak dobrze grać pod presją. Jakie są szanse na rewanż? - Mayer jest niewiarygodnie sprawny, świetnie czyta grę i returnuje, stoi blisko kortu, przez co jest mniej czasu na reakcję po jego zagraniach. Grałem z nim dwa razy i dwukrotnie przegrałem. Mam nadzieję, że teraz uda się go pokonać - mówił Janowicz.

Zwycięzca tego pojedynku w 1/8 finału wpadnie najpewniej na rozstawionego z trójką Hiszpana Davida Ferrera, który na razie nie okazał w Australii specjalnych oznak słabości.

Polacy wygrywają też w deblu - do II rundy awansował Łukasz Kubot występujący razem ze Szwedem Robertem Lindstedtem, Katarzyna Piter z Alicją Rosolską oraz Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski, którzy pokonali rodaka Tomasza Bednarka i Chorwata Ivo Karlovicia. Przegrał tylko Michał Przysiężny z australijskim partnerem Marinko Matosevicem.

Faworyci singla na razie nie zawodzą - swoje mecze gładko wygrali w środę, m.in. Novak Djoković, Serena Williams i Na Li.

Klapą zakończył się powrót Patricka Raftera. 41-letni Australijczyk, który po raz ostatni rywalizował z zawodowcami w 1992 r. (nie licząc Pucharu Davisa), wystartował w deblu z młodszym o dziewięć lat Lleytonem Hewittem. Ale triumfatorzy czterech singlowych turniejów wielkoszlemowych odpadli w I rundzie z Amerykaninem Erikiem Butorakiem i Ravenem Klaasenem z RPA (4:6, 5:7). Rafter nieźle serwował, przy siatce też wytrzymywał tempo młodzieży, ale zawalił returny, widać było, że dawny refleks wyparował. - Najważniejsze, że była fajna zabawa - podsumował.

Relacje TV w Eurosporcie

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.